- To była katastrofa. Zmarnowaliśmy dzień i musimy o nim jak najszybciej zapomnieć. Po meczu w szatni długo panowała cisza, ale nie możemy się załamywać. Musimy się otrzepać i odpowiednio zareagować w sobotę - po środowej kompromitacji w Pucharze Niemiec powiedział asystent Juliana Nagelsmanna, Dino Toppmoeller.
Porażka 0:5 z Borussią Moenchengladbach była jedną z najwyższych w historii Bayernu Monachium. Niemieckie media nie tylko nazwały ją koszmarem Bawarczyków, ale porównali ją też do lania, jakie reprezentacja Niemiec spuściła Brazylijczykom na mundialu w 2014 roku. Jeśli jednak ktoś liczył na to, że środowa kompromitacja będzie początkiem kryzysu Bayernu, to w sobotę bardzo mocno się rozczarował. Mistrzowie Niemiec rozbili Union Berlin i udowodnili, że ostatni mecz był po prostu bolesnym wypadkiem przy pracy.
Już przed sobotnim spotkaniem Nagelsmann zapowiadał zmiany w składzie i tych rzeczywiście nie zabrakło. W porównaniu do meczu z Borussią Moenchengladbach w jedenastce Bayernu doszło do czterech roszad. Od początku na boisku zabrakło Benjamina Pavarda, Dayota Upamecano, Leona Goretzki i Serge'a Gnabry'ego. O ile Goretzkę z gry wykluczyła kontuzja ścięgna Achillesa, o tyle nieobecność dwóch pierwszych piłkarzy z pewnością spowodowana była beznadziejnym występem w Pucharze Niemiec. W miejsce wymienionych zawodników wskoczyli Josip Stanisić, Nicklas Suele, Corentin Tolisso i Kingsley Coman.
Po meczu w Moenchengladbach Toppmoeller apelował do Bayernu o odpowiednią reakcję w sobotę, ale w Berlinie mistrzowie Niemiec rozkręcali się wolno. Bawarczykom opornie szło przełamywanie zwartej defensywy Unionu, a spotkanie rozkręciło przewinienie Paula Jaeckela, który w 14. minucie zagrał ręką we własnym polu karnym.
Chwilę później rzut karny pewnie wykorzystał Robert Lewandowski, który zdobył 12. bramkę w sezonie Bundesligi, odskakując w klasyfikacji strzelców Erlingowi Haalandowi (9 goli) i Patrikowi Schickowi (8 goli), którzy w ten weekend nie zagrali z powodu kontuzji. Polak pobił też własny rekord goli strzelonych w roku kalendarzowym.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Minęło raptem siedem minut i Lewandowski błysnął po raz drugi. Najpierw naszego napastnika tuż przed polem karnym sfaulował Robin Knoche. Chwilę później rzut wolny krótko rozegrał Joshua Kimmich, piłkę podeszwą zatrzymał Thomas Mueller, a Lewandowski precyzyjnym strzałem tuż przy słupku zdobył drugą bramkę w tym meczu.
Przed przerwą Polak pokazał się jeszcze dwukrotnie. W 34. minucie w kapitalny sposób opanował piłkę, przyjmując ją na klatkę piersiową i po dwóch podbiciach w powietrzu doskonałe zagrał do Leroy'a Sane. Chociaż były zawodnik Manchesteru City znalazł się sam na sam z bramkarzem Unionu, to uderzył wprost w niego.
Raptem minutę później Lewandowski zaczął kolejną akcję bramkową Bayernu. Polak zagrał na prawą stronę do Comana, który podał w pole karne. Po drodze piłkę trącił jeszcze Mueller, a z bliska do bramki wbił ją Sane.
Kiedy wydawało się, że kolejne bramki dla Bayernu są kwestią czasu, gola na 1:3 niespodziewanie strzelili gospodarze. Union Berlin pokazał, że nie tylko mistrzowie Niemiec potrafią reagować na niekorzystne wydarzenia na boisku. Bramka zdobyta tuż przed przerwą nakręciła gospodarzy, którzy na początku drugiej połowy zepchnęli Bawarczyków do głębokiej defensywy. O ile Bayern w ataku wyglądał imponująco, o tyle niepewność w obronie była równie widoczna.
Napór Unionu trwał jednak tylko kwadrans. W 60. minucie przepiękną bramkę zdobył Coman i chociaż pięć minut później gospodarze po raz drugi pokonali Manuela Neuera, to końcówka spotkania zdecydowanie należała do Bayernu. W trakcie drugiej połowy na boisku pojawili się m.in. Pavard i Upamecano, którzy dostali szansę na wyczyszczenie głów po kompromitacji w Moenchengladbach. Obaj Francuzi nie tylko wzmocnili defensywę mistrzów Niemiec, ale drugi z nich asystował nawet przy efektownej bramce Muellera, który ustalił wynik spotkania na 5:2.
Po przerwie tak efektowny nie był już Lewandowski. Polak nie miał żadnej okazji do skompletowania hat-tricka i znacznie rzadziej angażował się też w napędzanie akcji. Lewandowski znacznie częściej rozkładał bezradnie ręce po niedokładnych zagraniach kolegów czy przegranych pojedynkach główkowych. Tak było np. w 88. minucie, kiedy Polak skoczył niżej niż Jaeckel po dośrodkowaniu Kimmicha.
Tak czy inaczej, Lewandowski może być zadowolony ze swojego występu. Nasz napastnik strzelił dwa gole, pobił własny rekord, odskoczył rywalom w klasyfikacji strzelców ligi, będąc przy okazji jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. Statystyczny portal Sofascore wyliczył Lewandowskiemu notę 8.3, co jest drugą najwyższą oceną w Bayernie. Wyższą otrzymał tylko Mueller, który w Berlinie miał trzy asysty.
W meczu z Unionem mistrzowie Niemiec przegonili złe duchy po pucharowej klęsce. Szansa na wzmocnienie pewności siebie już we wtorek. To wtedy Bayern podejmie Benficę w Lidze Mistrzów. Benficę, którą w pierwszym meczu pokonał 4:0.