Lider Bundesligi w sobotnie popołudnie podejmowałna Allianz Arenie ligowego średniaka. Tak w skrócie można było zapowiedzieć starcie Bayernu z Hoffenheim. Po październikowej przerwie na kadrę Bayern Monachium zaliczył dwa niezwykle efektowne zwycięstwa - 5:1 z Bayerem Leverkusen w lidze i 4:0 z Benficą Lizbona w Lidze Mistrzów. Zespół Juliana Nagelsmanna, którego zabrakło na stadionie z powodu zakażenia koronawirusem, chciał utrzymać prowadzenie w tabeli Bundesligi i pokonać dziesiątą drużynę ligi, która przed tygodniem zaliczyła imponującą wygraną 5:0 nad FC Koeln.
Już w drugiej minucie gry na Allianz Arenie kapitalną okazję miał Robert Lewandowski, który z piłką wpadł w pole karne, wyszedł sam na sam z bramkarzem Hoffenheim i choć zdołał go nawet położyć, to podciął piłkę minimalnie obok bramki. Kilka minut później skuteczniejszy był Serge Gnabry, który pokonał Olivera Baumanna, ale po analizie VAR sędzia anulował to trafienie, gdyż słusznie uznał, że Gnabry otrzymał piłkę po tym, jak Jamal Musiala faulował Floriana Grillitscha.
W 16. minucie nic już nie zdołało uratować Hoffenheim. W ataku pozycyjnym Bayernu Musiala zagrał na prawą stronę pola karnego, gdzie sporo miejsca miał Gnabry i skrzydłowy gospodarzy płaskim strzałem ponownie zaskoczył bramkarza "Wieśniaków", otwierając wynik spotkania.
Wraz z upływem pół godziny gry było już 2:0 dla gospodarzy. Tym razem za sprawą Roberta Lewandowskiego, który popisał się kapitalnym uderzeniem z 20 metrów. Ta przepiękna bramka była już 54. trafieniem Lewandowskiego w 2021 roku, co oznacza wyrównanie najlepszego pod tym względem wyniku Polaka z roku 2019.
Po bramce Lewandowskiego Bayern nie zamierzał podkręcać tempa. Widać było, że piłkarze Nagelsmanna traktowali ten mecz trochę jako okazję do odpoczynku po starciach z Bayerem Leverkusen i Benficą Lizbona. Do przerwy jeszcze jedną niezłą szansę miał Robert Lewandowski, ale przegrał pojedynek z Oliverem Baumannem i wynik 2:0 już się nie zmienił.
Po zmianie stron Bayern kontrolował spotkanie, choć goście mieli niejedną sytuację do strzelenia gola kontaktowego. Bliski szczęścia był szczególnie Ihlas Bebou, który huknął z powietrza minimalnie obok bramki Manuela Neuera. Dobrych okazji nie wykorzystali także Robert Skov i Georginio Rutter.
Po drugiej stronie boiska też nie brakowało szans bramkowych. Z dystansu minimalnie pomylił się Jamal Musiala, Kingsley Coman w świetnej sytuacji uderzył wysoko nad bramką, a uderzenie głową Erica Maxima Choupo-Motinga znakomicie obronił Baumann.
W samej końcówce rezerwowi Bayernu jeszcze podkręcili tempo. Swietnie spisujący się w roli jokera Choupo-Moting dopiął swego, gdy po fatalnym błędzie Andreja Kramaricia piłka trafiła do Kameruńczyka, a ten z bliska podwyższył na 3:0. Po chwili do siatki trafił także Corentin Tolisso, ale bramka Francuza nie została uznana z powodu spalonego.
To nie był jednak koniec strzelania w wykonaniu mistrzów Niemiec, bo w 87. minucie po fenomenalnym długim podaniu Dayota Upamecano, Kingsley Coman wyszedł sam na sam z Baumannem i zdobył czwartą bramkę dla Bayernu. Kilkadziesiąt sekund później kolejnego gola powinien był strzelić Lewandowski, który po stracie gości na własnej połowie znalazł się sam na sam z Baumannem, ale tym razem uderzył nad bramką.
Bayern Monachium rozbił ostatecznie TSG 1899 Hoffenheim 4:0 i nadal prowadzi w tabeli Bundesligi z przewagą jednego punktu nad Borussią Dortmund, która pokonała Arminię Bielefeld 3:1. Kolejny mecz drużyna Juliana Nagelsmanna rozegra w środę, gdy w Pucharze Niemiec zmierzy się na wyjeździe z Borussią Moenchengladbach.