Lewandowski otarł się o perfekcję. Krzyczeli, by kończył, bo umrą z głodu. On się tylko uśmiechnął

Dawid Szymczak
Na ten rekordowy rok pracował kilka lat. Najlepiej widać to po golach strzelanych z rzutów karnych. Robert Lewandowski ociera się o perfekcję - w poprzednim sezonie wykorzystał 8 z 9 szans, co pomogło mu zdobyć Złotego Buta. Nie ma w tym przypadku - kilka lat temu był w Bayernie czwarty w kolejce do wykonywania karnych, a i tak zostawał po każdym treningu i ćwiczył. - Jeszcze się to przyda - przekonywał czekających na niego przyjaciół.

Czasami mieli go już dość. Zaprosił ich na poranny trening Bayernu Monachium. Pojechali bez śniadania, planowali, że zjedzą w restauracji zaraz po zajęciach. Trening się skończył, wszyscy piłkarze zeszli do szatni, na boisku został tylko Robert Lewandowski z rezerwowym bramkarzem. Ćwiczył rzuty karne przez kilkadziesiąt minut. Przyjaciele w końcu krzyknęli, żeby już kończył, bo umrą z głodu. Lewandowski tylko się uśmiechnął. Odpowiedział, że swoje musi zrobić. Gdy wszyscy razem szli już do samochodu, jeden z kumpli zapytał. "Po co ty te karne ćwiczysz, skoro jesteś może czwarty w kolejce? Przed tobą jest Arjen Robben, Thomas Mueller i Frank Ribery". "Spokojnie, jeszcze się to przyda" - przekonywał Lewandowski.

Zobacz wideo Tak wyglądają relacje na linii Sousa-Lewandowski [SEKCJA PIŁKARSKA]

Bez goli z karnych Lewandowski też pokonałby Messiego i Ronaldo

Przydało. W sezonie 2020/2021 przewagę nad Cristiano Ronaldo i Leo Messim w klasyfikacji najlepszych strzelców w Europie zbudował również dzięki bramkom zdobywanym z rzutów karnych. Słynny rekord Gerda Muellera też wyrównał golem z jedenastki. A jego szanse na zdobycie Złotego Buta znacząco wzrosły, gdy Włosi zmienili interpretacje dotyczące zagrań piłki ręką w polu karnym. Sezon wcześniej Ciro Immobile dostał tę nagrodę i wyprzedził Lewandowskiego, bo sędziowie w jego Serie A wskazywali na wapno znacznie częściej niż ich koledzy gwiżdżący w Bundeslidze. Karnego dyktowali właściwie po każdym zagraniu ręką. Piłkarze, trenerzy i eksperci narzekali na to cały sezon, więc w kolejnym (2020/2021) wytyczne były już inne - zbliżone do stosowanych w innych ligach. Liczba rzutów karnych spadła więc ze 187 do 150. Nadal sędziowie we Włoszech dyktowali je najczęściej (w Hiszpanii - 141 razy, w Anglii - 125, w Niemczech - 111), ale dysproporcje nie były już tak duże jak sezon wcześniej. Jeden z największych atutów Lewandowskiego znów mógł zostać wykorzystany.

Polak strzelił w zeszłym sezonie 41 goli i we wtorek odebrał Złotego Buta dla najlepszego strzelca w europejskich ligach. Za nim znaleźli się Messi z 30 golami i Ronaldo z 29. Lewandowski przewagę zbudował również skutecznie wykonywanymi rzutami karnymi, ale nie były one decydujące. One umocniły jego przewagę i pomogły mu pobić historyczny rekord Muellera, ale nawet gdyby wszystkie je wymazać, Lewandowski i tak zdobyłby Złotego Buta. To pokazuje jak wielka była jego przewaga nad rywalami. W poprzednich latach zdarzało się przecież, że o klasyfikacji Złotego Buta decydowały detale. To, że ktoś grał w lidze, w której jest więcej kolejek, albo że miał jednego czy dwa karne więcej. Po odliczeniu takich karnych można było spaść na drugie czy trzecie miejsce. Immobile w sezonie 2019/2020 bez karnych spadłby aż na 15.

  • Robert Lewandowski 8 wykorzystanych karnych z 9
  • Leo Messi 3 wykorzystane karne z 5
  • Cristiano Ronaldo 6 wykorzystanych karnych z 8 

91,3 proc. skuteczności z karnych to najlepszy przykład perfekcjonizmu Lewandowskiego

Rzuty karne Lewandowskiego przydadzą się do czegoś innego. To w nich najlepiej odbija się jego perfekcjonizm, ambicja i rozwój. Przygodę w Bayernie zaczął przecież od niewykorzystania jedenastki w pucharowym meczu z czwartoligowym Preussen Muenster i na następną szansę musiał czekać prawie rok. W kolejnych latach do rzutów karnych podchodził sporadycznie, raptem dwa razy do roku. Częściej strzelali Robben, Ribery i Mueller. Lewandowski wykonywanie jedenastek na dobre przejął dopiero pod koniec sezonu 2015/2016, gdy Mueller po trzecim zmarnowanym karnym w sezonie powiedział w wywiadzie: "Od teraz rzuty karne są dla Lewego. Ja muszę trochę potrenować". Polak był gotowy, żeby je przejąć. Ćwiczył ich wykonywanie nawet wtedy, gdy był w czwarty w kolejce i czekali na niego zniecierpliwieni przyjaciele. 

Z czasem strzały z jedenastu metrów doprowadził niemal do perfekcji. Zauważył, że najczęściej mylił się, gdy uderzał w swoje prawo po ziemi (Polska - Australia w 2010 r., Borussia - Bayern w 2013 i wspomniane spotkanie z Preussen Muenster). Wypracował więc własny styl z charakterystycznym zwolnieniem tuż przed piłką i mozolnym przesunięciem nogi po murawie, by jeszcze przed oddaniem strzału skontrolować ustawienie bramkarza. Cały świat wiedział, że tak robi, a prawie żaden bramkarz nie potrafił go zatrzymać. Udało się tylko Rune Jarsteinowi z Herthy Berlin lutym 2021 r. W dwóch innych przypadkach Lewandowski nie trafiał w bramkę - z Hamburgerem SV w 2018 i rok później ze Stuttgartem. Dopiero 11 września 2021 r., przeciwko RB Lipsk, odszedł od swojego stylu i nabiegł na piłkę bez żadnego kombinowania. Wykorzystał wówczas 63. rzut karny w swojej karierze. Przy sześciu pomyłkach daje to 91,3 proc. skuteczności.

Lewandowski ćwiczy mózg podobnie jak każdą inną partię ciała

Karne wykonuje prawą nogą, ale ważniejsza jest głowa. - Odpowiada za 70 proc. wszystkich goli - szacuje sam Lewandowski. Rzut karny to dla strzelca jeden z najbardziej stresujących momentów w meczu. On, bramkarz i wzrok tysięcy ludzi na stadionie skoncentrowany tylko na nich. Na wyjazdach gwizdy i buczenie, w meczach u siebie szmer nadziei. Gwizdek. I krótka droga do miana bohatera albo winowajcy. - Nie ma dla napastnika ważniejszej części ciała niż głowa. Strzelasz bramki tylko wtedy, jeśli jesteś pewny siebie - tłumaczył Cezary Kucharski, były napastnik i były agent Lewandowskiego w książce "Nienasycony" Pawła Wilkowicza. 

To głowa w kluczowym momencie wyłącza emocje, redukuje stres, pozwala zapomnieć o presji, pobudza koncentrację. To w niej mieszczą się wszystkie schematy i taktyczne warianty. A nikt nie mówi o nich częściej niż napastnicy. Wciąż powtarzają, że ważny jest instynkt, choć każdy z nich ma jego własną definicję. Barwnie porównują strzelanie goli do nalewania keczupu: że jak pójdzie pierwsza kropla, to dalej już leci. Ileż to razy w tamtym rekordowym sezonie Lewandowski stał w odpowiednim miejscu, ileż piłek spadło mu pod nogi, ileż to strzałów dobił, ilu obrońców wyprzedził w ostatniej chwili, ilu bramkarzy oszukał w rzutach karnych?

Znamy wiele jego obsesji. Sporo wiemy o stosowanej przez niego diecie, w mediach społecznościowych widzimy, jak dba o swoje ciało. Najbardziej tajemnicza pozostaje właśnie jego głowa. 

- Robert ćwiczy mózg podobnie jak każdą inną partię ciała. Czasami, gdy my gramy na konsoli, on siada przy komputerze, przed takim dużym ekranem, włącza muzykę i zaczyna pracować nad skupieniem. Program, którego używa, przypomina gry komputerowe. Chodzi o to, by jak najszybciej rozwiązywać logiczne łamigłówki. Tryby są różne. W jednych ćwiczy się refleks, w innych koncentrację. Później przydaje się to na boisku - opowiadał Sport.pl Marek Kalitowicz, przyjaciel Lewandowskiego.

- Każdy ma swoje problemy. Jeśli nie potrafisz sobie z nimi poradzić, przejdą na boisko. To naprawdę widać. Wtedy jest ciężko o dobry występ, o gola. Dla mnie trening mentalny, ćwiczenie własnej psychiki, był równie ważny jak zajęcia na boisku. Zrozumiałem, że aby sobie poradzić, muszę znaleźć wyłącznik emocji, nauczyć się zostawiania w szatni codzienności. Naprawdę skupiam się tylko na tym, żeby trafić w prostokąt. Kiedy gra się dużo meczów, jest się zmęczonym, to i tak można grać - obudzony o czwartej rano zrobisz sprint, przerzut, wślizg, może wszystko trochę wolniej, ale zrobisz. Ale jeśli musisz trafić do bramki, to zmęczenie ma już kolosalny wpływ - tu brakuje centymetra, tam ułamka sekundy, za późno podejmuje się decyzje. Strzelanie goli to najcięższa robota. Ale też najlepiej płatna - tłumaczył Lewandowski w "Rzeczpospolitej".

Robert Lewandowski od lutego strzela gola w każdym meczu Bayernu Monachium

Dbanie o kondycję mózgu to też umiejętność odcięcia się od plotek, presji i oczekiwań. Od futbolu w ogóle. W Dortmundzie jeszcze nie wychodziło to tak dobrze. Lewandowski trenował, kiedy inni brali wolne, lekceważył ból, zaciskał zęby. Dziś zastanawia się, czy nie przesadzał. Po trzech miesiącach był przemęczony, daleki od swojej najlepszej formy. To nałogowe pragnienie doskonalenia się mu zostało, ale teraz idzie za nim doświadczenie, świadomość swojego ciała. Lewandowski wciąż nie chce przegapić żadnego szczegółu, który może sprawić, że pobiegnie pół kilometra na godzinę szybciej albo będzie potrzebował kilku godzin mniej na regenerację. Pomaga mu dieta i indywidualne treningi w doskonale wyposażonej domowej siłowni. Znów jednak w wytrzymaniu tego reżimu, który sam Lewandowski nazwałby raczej stylem życia, najważniejsza jest zaprogramowana na osiągnięcie sukcesu głowa. To dzięki odpowiedniemu myśleniu komfortowo czuje się w życiu zaprojektowanym pod strzelanie goli i nawet nie myśli o pokusach. 

To znamienne, że pierwszego w karierze Złotego Buta zdobywa akurat po najbardziej intensywnym sezonie w historii, gdy tak wielu piłkarzy narzekało na zmęczenie. Lewandowski nie odpoczął po wcześniejszym sezonie - przerwanym przez pandemię, dogrywanym jeszcze sierpniu. Obudził się z pucharem Ligi Mistrzów i prosto z łóżka wchodził w nowy sezon. Z Superpucharem Europy, Superpucharem Niemiec, Bundesligą, Ligą Mistrzów, klubowymi mistrzostwami świata i meczami reprezentacji. Nie zatrzymała go kontuzja, odpoczął tylko w jednym meczu. Trafiał w 24 kolejkach z 34. I tej serii wciąż nie przerwał - strzelił gola w każdym meczu Bayernu od lutego. Pozwoliła mu na to głowa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.