Lewandowski zaskoczył wykonaniem karnego. Koniec znaku rozpoznawczego? [WIDEO]

Robert Lewandowski, napastnik reprezentacji Polski i Bayernu Monachium zaskoczył sposobem wykonania rzutu karnego w hitowym meczu Bundesligi z RB Lipsk.

Była dwunasta minuta meczu czwartej kolejki: RB Lipsk - Bayern Monachium. Jeden z zawodników gospodarzy zagrał ręką w polu karnym. Sędzia pobiegł do monitora i sprawdził sytuację, a chwilę później podyktował rzut karny.

Czyżby Lewandowski zaprezentował właśnie nowy sposób na wykonywanie rzutów karnych?

Zgodnie z tradycją podszedł do niego Robert Lewandowski. I bardzo zaskoczył wszystkich kibiców i ekspertów sposobem jego wykonania. Dotychczas jeden z najlepszych piłkarzy świata podbiegał do piłki, na chwilę się zatrzymywał tuż przed strzałem i uderzał w róg bramki - był to swego rodzaju znak rozpoznawczy naszego strzelca. 

Teraz Robert Lewandowski wziął rozbieg, nie patrzył na bramkarza, nie zwolnił tuż przed strzałem i uderzył na bramkę. Bramkarz rywali nie wyczuł jego intencji i Polak zdobył gola.b

 

- Czyżby Lewandowski zaprezentował właśnie nowy sposób na wykonywanie rzutów karnych? Pewnie wykonany karny, ale na jedno tempo - napisał Piotr Majchrzak, dziennikarz sport.pl na swoim profilu na "Twitterze".

Dzięki temu trafieniu Robert Lewandowski pobił rekord Gerda Muellera z sezon 1969/1970! Zdobył co najmniej jedną bramkę w ostatnich 17 oficjalnych spotkaniach Bayernu Monachium.

W poprzednim sezonie bramkarz Herthy Berlin Rune Jarstein obronił strzał Lewandowskiego i przerwał kapitalną passę 17 kolejnych rzutów karnych, które Lewandowski zamienił na gole. Później Lewandowski wykorzystał jeszcze cztery jedenastki z rzędu z "zatrzymaniem", ale kto wie, czy tym razem nie pokazał "nowego sposobu" na wykonywanie karnych. W całej karierze Lewandowski wykorzystał 63 karne, a zmarnował zaledwie sześć. 

Bayern Monachium do przerwy prowadził z RB Lipsk 1:0. Po zmianie stron mistrzowie Niemiec zdobyli jeszcze dwa gole (Musiala i Sane) i wygrywają już 3:0. Relację na żywo z tego meczu można śledzić tutaj.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.