Erling Haaland jest jednym z najbardziej łakomych kąsków na rynku transferowym. Norweski napastnik prawdopodobnie zostanie w tym sezonie w Borussii Dortmund, zwłaszcza że klub zagwarantował sobie ostatecznie miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W przyszłym roku wejdzie jednak w życie klauzula, według której zawodnik będzie mógł odejść do dowolnego klubu, który zapłaci Borussii 75 milionów euro.
Wśród kandydatów do sprowadzenia 21-latka jest Bayern Monachium. Ten ruch wydaje się być naturalny, gdyż Norweg, który dobrze zna Bundesligę, miałby docelowo zastąpić Roberta Lewandowskiego w roli "dziewiątki" w zespole mistrzów Niemiec. O tym, że klub jest zainteresowany piłkarzem potwierdził ostatnio jego dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić.
Dziennikarze Sky Sports Deustchland twierdzą jednak, że jest mała szansa, aby Norweg kontynuował karierę w Bayernie Monachium. Na przeszkodzie stoją wydatki związane ze sprowadzeniem Haalanda do klubu. Poza wyżej podaną kwotą 75 milionów euro niezbędne będzie opłacenie pensji piłkarza, a także prowizji jego agenta Mino Raioli. - Prawdopodobieństwo tego, że Bayern go pozyska, jest bardzo niskie. Raiola domaga się niezwykle wysokiego honorarium. To właśnie dlatego klub do tej pory nie robił z nim wielu interesów - podaje dziennikarz Marc Behrenbeck.
Dodatkowo w grze o Haalanda będzie wiele innych czołowych europejskich klubów, które są w stanie zaoferować piłkarzowi lepsze warunki finansowe. Już teraz mówi się o zainteresowaniu ze strony Realu Madryt czy Manchesteru City.
Haaland może pochwalić się fenomenalnym bilansem w Borussii Dortmund. Do klubu trafił w styczniu 2020 roku. Od tego czasu rozegrał 60 meczów, w których strzelił 60 goli i 15-krotnie asystował.