Flick odchodzi, bo "poczuł to co wcześniej Guardiola i Van Gaal", ale nagły zwrot akcji wciąż możliwy!

Dawid Szymczak
Trener w Bayernie Monachium może tylko organizować treningi i wybierać wyjściowy skład, przy transferach niewiele ma do powiedzenia. Tak jest od lat, ale Hansi Flick po zdobyciu wszystkich trofeów poczuł, że jego głos powinien ważyć więcej. Przed nim podobnie uznali Louis van Gaal i Pep Guardiola. Wszyscy odeszli, przegrali z systemem.

- Tam, gdzie wszystko układa się harmonijnie, szanse na sukces są większe - mówił Hansi Flick jeszcze przed meczem z Wolfsburgiem. Ale w Bayernie Monachium do harmonii daleko, mimo że ubiegły rok był jednym z najbardziej udanych w historii klubu. Przetasowanie na najważniejszych stanowiskach trwają od miesięcy, a w ostatnich tygodniach nasilił się jeszcze konflikt między trenerem a dyrektorem sportowym, Hasanem Salihamidziciem. Poszło o władzę, o ugruntowanie swojej pozycji. Obaj prężyli muskuły, mówiło się, że klubie jest miejsce tylko dla jednego z nich. Flick w sobotę ustąpił i poinformował, że po zakończeniu sezonu chce rozwiązać obowiązujący jeszcze przez dwa lata kontrakt z Bayernem. Ale - jak w dobrym serialu - może jeszcze dojść do zwrotu akcji. Jego decyzję musi bowiem zaakceptować rada nadzorcza. A ta w zdecydowanej większości składa się z jego zagorzałych zwolenników.

Zobacz wideo Bayern odpadł z Ligi Mistrzów. "Bardzo krótka kołderka i absolutna desperacja"

Trener Bayernu Monachium niewiele może. Denerwowało to Pepa Guardiolę i Hansiego Flicka

Pierwszy, po meczu z PSG, miał dowiedzieć się prezes Karl-Heinz Rummenigge, w szatni - po zwycięstwie nad Wolfsburgiem - Flick uprzedził piłkarzy, na końcu poinformował dziennikarzy. Dodał, że podjęcie decyzji o odejściu z Bayernu Monachium, w którym odrodził się jako trener, a w ostatnich miesiącach wyrósł na wielką gwiazdę, nie było łatwe, jednak wszystko dobrze przemyślał. - Powody na razie pozostaną wewnętrzną sprawą klubu - powiedział na konferencji prasowej. Ale akurat ten najważniejszy powód od kilkudziesięciu dni jest szczegółowo opisywany. Chodzi o konflikt z Hasanem Salihamidziciem o władzę i wpływy. Flick, zbudowany zdobyciem sześciu trofeów, chciał zburzyć system i mieć do powiedzenia więcej niż poprzedni trenerzy. Czuł, że mu się należy, skoro wygrał 67 z 81 meczów i zastawił gablotę pucharami. Nie miał też wątpliwości, że lepiej zaplanuje kadrę niż Salihamidzić, któremu wciąż przytrafiały się wpadki.  

W Monachium od lat wraca pytanie, co wolno robić trenerowi Bayernu oprócz organizowania treningów i wybierania wyjściowego składu. Uli Hoeness nigdy nie miał problemu, żeby szczerze odpowiedzieć, że tak naprawdę niewiele więcej. Od transferów są inni: od gwiazd za dziesiątki milionów - prezesi, a od uzupełniania kadry - dyrektorzy sportowi przez prezesów wybierani. W dodatku w ostatnich latach szefowie Bayernu przestrzegają tej zasady coraz radykalniej. Jeszcze Jupp Heynckes - w dowód uznania - dostał Javiego Martineza, o którego długo prosił. Pep Guardiola na dworze Hoenessa wybłagał Thiago Alcantarę, a Carlo Ancelotti namówił prezesów na promocję w Realu i ściągnął Jamesa Rodrigueza. Ale to były prezenty dawane od święta. Później listy trenerów nigdy już nie trafiały do świętych Mikołajów - Hoenessa i Rummenigge. Trenerzy mieli trenować i nie mieszać się w transfery. 

Nie podobało się to Guardioli, który w Manchesterze City dostał znacznie większą władzę, narzekał na to Louis van Gaal, a Niko Kovac podkreślał, że każdy trener na świecie chce uczestniczyć w planowaniu kadry. Ale w Bayernie nawet dyrektor sportowy - w większości klubów postać fundamentalna - nazywany jest marionetką prawdziwej władzy i człowiekiem od mniej ważnych spraw. A kto rzeczywiście sprawuje władzę w Monachium? Zdaniem wielu dziennikarzy, nadal czyni to Uli Hoeness, który rządził Bayernem przez 40 lat, ale formalnie przestał być prezesem pod koniec 2019 r. Zanim odszedł, wcisnął Hasana Salihamidzicia do zarządu, by - jak pisze "Sport Bild" - reprezentował tam jego interesy.

Flick oczywiście też podawał swoich wymarzonych piłkarzy. Zaczął w styczniu 2020 r., jeszcze jako tymczasowy trener, gdy podczas obozu przygotowawczego w Katarze powiedział dziennikarzom, że z tak wąską kadrą nie da rady dograć sezonu. To było wołanie o transfery. Wcześniej prosił po cichu. Naruszył tabu. W rodzinie Bayernu takich spraw nie załatwia się poza domem. Salihamidzić odpowiedział już następnego dnia: - Flick zaskoczył mnie wypowiedziami w mediach. Nie lubię, gdy wykorzystuje się dziennikarzy do swoich celów. 

Blisko półtora roku później Niemcy widzą w Dausze źródło konfliktu Salihamidzicia z Flickiem. Po jego publicznym apelu do Bayernu trafił Alvaro Odriozola. W komunikacie prasowym klub wyraźnie podkreślił, że "spełnił tym samym prośbę trenera". To nie do końca prawda. Owszem, Flick chciał prawego obrońcę, ale wskazywał na Dodo z Szachtara Donieck lub Benjamina Henrichsa z AS Monaco. Klub wybrał jednak Odriozolę, by za niewielką cenę uciszyć trenera.

W kolejnym oknie transferowym było podobnie. Flick znów prosił o Dodo lub Sergino Desta, a dostał Bounę Sarra, który zagrał w zaledwie sześciu meczach Bundesligi. Prosił też o Emre Cana, a dostał Marca Rocę. Prosił o Timo Wernera, a dostał Douglasa Costę. Prosił o Kaia Havertza, a dostał Erica Choupo-Motinga. Oczywiście o transfery było tego lata trudno, bo kluby piłkarskie straciły część dochodów przez pandemię koronawirusa, ale mimo to po każdym z tych zakupów Flick mógł poczuć, że Hasan Salihamidzić śmieje mu się w twarz. W dodatku Bośniakowi nie udało się sprowadzić Calluma Hudson-Odoia, ani przedłużyć kontraktu z Davidem Alabą, ani zatrzymać Thiago Alcantary. A wizerunkowych wpadek nawet nie ma sensu mu wyliczać. 

Hansi Flick krzyczał: "Stul wreszcie dziób!" 

Działało to też w drugą stronę. Salihamidzić miał mieć pretensje do Flicka, że tak rzadko wystawia Lucasa Hernandeza, najdroższego piłkarza w historii Bayernu. Dyrektor sportowy chciał go wiedzieć na środku obrony, tymczasem, jeśli w ogóle miał okazję zobaczyć go na boisku, to zazwyczaj pod koniec meczu za zmęczonego Alphonso Daviesa przy lewej linii. I o ile ten przypadek można uznać za klasyczny konflikt interesów, w którym Salihamidzić chce bronić najważniejszego transferu, a Flickowi zależy na jak najlepszym zestawieniu obrony, o tyle w sprawie Alexandra Nuebela, rezerwowego bramkarza, jest znacznie więcej złośliwości.  

Salihamidzić, żeby namówić Nuebela na transfer, miał obiecać mu konkretną liczbę występów. Flick nic o tym nie wiedział, ale przy odrobinie dobrej woli pewnie dałby radę namówić Manuela Neuera, by w kilku mniej ważnych meczach usiadł na ławce rezerwowych. Ale Flick dotknięty tym, że kolejna sprawa została załatwiona za jego plecami, nie zamierzał Salihamidziciowi niczego ułatwiać. Nuebel nie podnosi się z ławki, a jego agent dostaje białej gorączki.

Konflikt się zaostrzał, emocji było coraz więcej, aż w końcu Flick wybuchł. "Stul wreszcie dziób!" - krzyknął do Salihamidzicia w autobusie Bayernu. I wiadomo było, że długo ze sobą nie wytrzymają. - Ja robię swoje, on swoje, nie wchodzimy sobie w drogę - opisywał ich relację Flick. Obaj mieli swoje grupy wsparcia: za Flickiem stał Rummenigge, za Salihamidziciem - Hoeness. Oliver Kahn, który pod koniec roku zostanie prezesem Bayernu, raczej się nie wtrącał. W tym tygodniu zaprosił Flicka na rozmowę, ale wówczas decyzja o rozstaniu była już podjęta.

Co ciekawe, dziennikarze napisali o awanturze w autobusie zaraz po tym, jak Joachim Loew poinformował, że po Euro żegna się z reprezentacją. I tak Hansi Flick z miejsca stał się faworytem do jego zastąpienia. - To był ostatni mecz Flicka w Lidze Mistrzów na ławce Bayernu. Jest faworytem DFB [niemieckiej federacji piłkarskiej] do zastąpienia Joachima Loewa na stanowisku selekcjonera. Latem zaakceptuje ofertę - powiedział po meczu Bayernu z PSG Lothar Matthaeus, przyjaciel Flicka, w ostatnich dniach określany jego nieformalnym rzecznikiem prasowym.

To w tej chwili najbardziej prawdopodobny scenariusz. Dyrektor niemieckiej federacji, Oliver Bierhoff podkreślał, że nie będzie szukał nowego selekcjonera wśród trenerów z obowiązującymi kontraktami. Flick wyszedł więc temu naprzeciw. Bayern może uratować jeszcze jego rada nadzorcza, jeśli nie przyjmie dymisji trenera. Co wtedy? Flick i Salihamidzić w jednym klubie się nie zmieszczą.

Więcej o:
Copyright © Agora SA