Od kilku miesięcy trwa konflikt Roberta Lewandowskiego i jego byłego menedżera Cezarego Kucharskiego, który usłyszał zarzuty kierowania gróźb karalnych wobec Lewandowskiego i próbę wymuszenia - jak przekonuje prokuratura - 20 milionów euro w zamian za milczenie o rzekomych oszustwach podatkowych Roberta i Anny Lewandowskich. W środę były menedżer piłkarza Bayernu w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie usłyszał uzupełnione zarzuty, które dotyczą ujawnienia niemieckiemu dziennikarzowi m.in. szczegółów kontraktów sportowych i reklamowych oraz zeznań podatkowych Lewandowskiego.
Cezary Kucharski w rozmowie z Interią zaprzecza, że miał przekazać dokumenty Rafaelowi Buschmannowi, dziennikarzowi niemieckiego "Spiegla". - Oczywiście, że nie! Ale to i tak nie ma znaczenia dla sprawy: co komu przekazywałem, co było już dawno ujawnione, a co ktoś już wcześniej posiadał. Ja nie złamałem prawa - powiedział były menedżer Lewandowskiego. - Doceniam zorganizowaną akcję poszerzenia zarzutów przez tzw. obóz Lewandowskiego. Już kilka minut po wyjściu z prokuratury w mainstreamowych portalach ukazały się pierwsze teksty. Byłem nawet gwiazdą paska "Wiadomości" TVP. Czułem się więc jak VIP. I to wszystko zawdzięczam temu, że kiedyś byłem posłem Platformy Obywatelskiej, a mój przeciwnik procesowy jest aktualnie pupilkiem władzy - dodał.
Kucharski, wraz ze swoimi prawnikami, oskarża Lewandowskiego, że nagranie, kiedy Kucharski spotkał się z Lewandowskim w restauracji Baczewski przy al. Szucha w Warszawie, by negocjować z nim warunki rozstania, zostały sfałszowane. To w tym nagraniu pojawiają się różne kwoty, których Kucharski miał żądać od Lewandowskiego: 20 mln euro, 10 mln euro, 12-15 mln złotych. Nazwisko Buschmanna pojawia się przy 20 mln euro - Nasza ekspertyza potwierdza to, co wielokrotnie mówiłem: że Lewandowski nagrania zmanipulował, że zachodziła wielokrotna ingerencja w taśmy, że nie mają one żadnej wartości. Bo są nieautentyczne - przyznał Kucharski, który w środę, jeszcze przed wizytą w prokuraturze, opublikował na Twitterze fragment dokumentu z opinią biegłego sądowego z dziedziny fonoskopii i informatyki.
Tym samym nie zgadza się z opinią prokuratury, która ma już ma już opinię biegłego z zakresu informatyki i teleinformatyki, który przeanalizował dane na zabezpieczonych od Lewandowskiego czterech telefonach komórkowych oraz laptopie, na które piłkarz skopiował pliki. Z ustaleń eksperta wynika, że nagrania rozmów, których oględzin dokonał prokurator na początkowym etapie śledztwa, są identyczne z materiałami zapisanymi w pamięciach przebadanych telefonów. A więc zarejestrowane utwory, a tym samym treści rozmów, nie zostały poddane modyfikacjom. Takie informacje przekazał rzecznik prokuratury Marcin Saduś.
- Prokuratura nie przedstawiła analizy zrobionej przez kompetentnego biegłego i mogę przyjmować zakłady, że nigdy nie przedstawi. Moja ekspertyza procesowo potwierdza moje słowa. Szkoda, że nie mogę liczyć na bezstronny osąd tego dowodu ze strony prokuratury i muszę czekać na rozprawę przed sądem - podkreślił Kucharski. - Poczekajmy zresztą także do sprawy prezesa Obajtka. Tam, jak przy użyciu czarodziejskiej różdżki, zmieni się narracja i do oceny autentyczności nagrania nie będzie starczył tylko informatyk - dodał.
I choć do samego rozpoczęcia procesu jeszcze daleko, niewiele wskazuje, że strony będą jeszcze w stanie dojść do porozumienia, co potwierdził sam Kucharski. - Trudno bym sam z sobą negocjował kwotę, która została już wyliczona przez ekspertów na potrzeby postępowania sądowego. Jeżeli obóz Roberta Lewandowskiego chce zawrzeć z nami ugodę, niech przedstawi swoją racjonalną propozycję. Mówię o poważnej propozycji, nie zaś o stu złotych - zakończył były menedżer Lewandowskiego.