Poza boiskiem Robert Lewandowski mierzy się z czymś nowym. "Der Spiegel" wciąż podgrzewa jego spór z Cezarym Kucharskim. Są dokumenty, opinie prawników i niezliczone komentarze. - Sprawę Lewandowskiego uważam za poważną. Jeśli zarzuty się potwierdzą, włączyłbym ją do tej samej kategorii uchylania się od opodatkowania, które mieliśmy w przypadkach Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego - tłumaczy "Der Spiegel" niemiecki prawnik Rafael Villena y Scheffler. Polak sprawy nie komentuje, odpowiada na boisku. I choć w jego grze nie ma jeszcze radości, fantazji, to są kolejne trofea i liczby.
Mecz o Superpuchar Niemiec z Borussią Dortmund nie był dla Polaka łatwy. Więcej było biegania, walki i szukania wolnych przestrzeni niż sytuacji strzeleckich. Ale Robert Lewandowski zrobił swoje i włożył mnóstwo sił i pracy w kolejny sukces Bayernu. To on rozpoczął pierwszą ofensywną akcję, kiedy cofnął się do rozegrania i w tempo wprowadził piłkę na lewe skrzydło. Później był odcięty od podań, ale gdy dostał piłkę, nie zastanawiał się nawet chwili. Przyjął, popatrzył i idealnie zagrał do Corentina Tolisso, który na raty pokonał Marwina Hitza.
Jeszcze kilka lat temu Lewandowski pewnie wbiegłby w pole karne i szukał strzału. Teraz równie chętnie co w kierunku bramki spogląda w kierunku kolegów, a później cieszy się razem z nimi. Dla Lewandowskiego liczy się przede wszystkim Bayern i jego dobro. On swoją nagrodę - wymarzoną w dzieciństwie - już odebrał. Po wygranym finale Ligi Mistrzów z Paris Saint-Germain. Wtedy płakał i mówił, że do dalszej pracy będą napędzać go kolejne trofea. Od pamiętnego wieczoru w Lizbonie dołożył już dwa: Superpuchar Europy i Superpuchar Niemiec. A to nie koniec.
W czwartek Polak wsiądzie do prywatnego samolotu i odleci na galę do Szwajcarii, gdzie odbierze aż dwie nagrody. Dla najlepszego piłkarza roku UEFA oraz dla najlepszego napastnika Ligi Mistrzów w sezonie 2019/2020. To będzie jego wieczór, to on będzie błyszczał najjaśniej. W Bayernie coraz częściej pracuje na kolegów, nawet gdy popełniają proste błędy.
Zawodnicy Hansiego Flicka w meczu z Borussią Dortmund grali zadziwiająco bojaźliwie w obronie. Błędy w wyprowadzeniu piłki, ustawieniu i kryciu sprawiły, że Superpuchar Niemiec nie był tak jednostronny jak wydawało się przy wyniku 2:0 dla Bayernu. Lewandowski też nie ustrzegł się błędów, to on stracił piłkę w środku pola, a Erling Braut Haaland wykorzystał kapitalne podanie Thomasa Delaneya. Czy Polak był w tej sytuacji faulowany? Interpretacji będzie wiele, ale Bibiana Steinhaus nakazała grać dalej.
Gdy wydawało się, że to Borussia jest bliżej zwycięstwa, a Bayern ma coraz większe problemy, Lucien Favre niespodziewanie zdjął z boiska Haalanda i pozbył się właściwie jedynego atutu w ofensywie. Bayern wykorzystał to niemal natychmiast. Lewandowski znów wolał podać niż strzelać i mecz - w którym nie błyszczał - zakończył z dwoma asystami. A co ważniejsze, z kolejnym trofeum. Choć pewnie znajdą się tacy, co będą mu liczyć finały bez gola.