Hertha Berlin prowadziła 1:0 z Eintrachtem Frankfurt po golu Krzysztofa Piątka w 24. minucie (to był jego pierwszy występ od pierwszej minuty pod wodzą trenera Bruno Labbadii i czwarty gol w Bundeslidze). Jednak potem zaczął się koszmar Berlińczyków: w 44. minucie Dedryck Boyata dostał czerwoną kartkę, a w drugiej połowie goście zdobyli aż cztery gole.
- Krzysztof Piątek przepchnął tego gola, dosłownie przenosząc piłkę przez linię bramkową. Per Skjelbred wpadł w pole karne, a piłka szczęśliwie trafiła do Piątka. Polak przepychał się z trzema obrońcami Eintrachtu Frankfurt i strzelił gola z najbliższej odległości. Ta bramka była efektem siły woli - napisał Sportbuzzzer, który przyznał mu ocenę 3 (skala 1-6, im niższa ocena, tym lepsza).
- Obrona Eintrachtu swoimi błędami aktywnie pomogła Piątkowi w strzeleniu gola. Poza tym duet Piątek - Ibisević nie zrobił zbyt wiele, a gra Herthy była zbyt przewidywalna, bez żadnego efektu zaskoczenia - pisze berliński Tag24. I dodaje: - Choć Hertha zapewniła sobie utrzymanie w Bundeslidze, to nie ma czego świętować, bo występ był po prostu zbyt słaby.
To była pierwsza domowa porażka Herthy i dopiero druga pod wodzą Bruno Labbadii w sześciu meczach (po 0:1 z Borussią Dortmund). - Nie spisaliśmy się dobrze. Pozwoliliśmy naszym rywalom na zbyt wiele, broniliśmy bardzo słabo - powiedział trener Berlińczyków. Po 31 kolejkach Hertha zajmuje 10. miejsce w tabeli z 38 punktami i choć zapewniła sobie utrzymanie, to jej szanse na awans do europejskich pucharów są już minimalne (do 7. Hoffenheim traci pięć punktów na trzy kolejki przed końcem sezonu).
- Ten mecz to była bardzo wyraźna odpowiedź na pojawiające się pogłoski, że Piątek nie może znaleźć wspólnej drogi z trenerem Bruno Labbadią i że klub może rozważa szybkie odsprzedanie piłkarza kupionego w przerwie zimowej - pisze w swoim tekście Paweł Wilkowicz, podkreślając, że gdy trener Herthy musiał zdjąć w przerwie jednego z napastników, postawił na Piątka kosztem Ibisevicia >>