Łukasz Piszczek: Dziękuję, choć kapitanem jest Marco Reus. Ja od dwóch lat jestem wicekapitanem i gdy Marco nie ma w podstawowym składzie, to ja noszę opaskę. Wiele rzeczy się złożyło na to, że mecz z Schalke (zwycięstwo Borussii 4:0 – red.) był dla nas tak udany. Od 10 minuty do końca połowy dominowaliśmy, udało się strzelić dwie bramki. Wiadomo, zdarzyły się przy tym błędy przeciwników, ale trzeba było to umieć wykorzystać. Po przerwie Schalke zmieniło ustawienie, chcieli zagrać mocniej pressingiem na naszej połowie. Przez pierwsze trzy czy pięć minut im się udawało, ale potem wyprowadziliśmy kontrę i to 3:0 ich przyhamowało.
Nie jest to łatwa sytuacja. Całe społeczeństwo jest doświadczone tym, co się dzieje na świecie. Chcielibyśmy, żeby nasi kibice byli z nami, mogli przeżywać derby. Ale każdy już powtarzał, że dobrze by było, gdyby Bundesliga wystartowała. Choćby dlatego, żeby kluby nie poupadały. Nie było nam z tym lekko, ale liga pokazała, że da się obmyślić dobry plan. Nawet jeśli niektóre rzeczy na pierwszy rzut oka wydają się absurdalne. My też się dziwnie czujemy, gdy nie możemy się cieszyć po bramkach tak jak dotychczas. Zalecają nam, żeby unikać kontaktu między sobą, kiedy się da. Choć jesteśmy testowani regularnie i w Borussii nie mieliśmy żadnego przypadku zachorowania. Ale jeśli chcemy dograć ten sezon do końca, trzeba się dostosować. Również pogodzić się z tym, że stadion będzie pusty. Granie jest tym co kochamy, każdy chciał to w sobotę pokazać.
Rozmawialiśmy dużo o powrocie z naszymi szefami. Znaliśmy sytuację, znaliśmy plan powrotu. Nie padło moim zdaniem wprost pytanie: czy chcecie wrócić. To było oczywiste w tych naszych rozmowach, że cała drużyna chciała powrotu. Ale "tak czy nie?" nie było. Chyba że przegapiłem. Ja nawet nie rozmyślałem, czy się zgodzić czy nie. Dla mnie to był pewnik, że jak tylko będzie szansa, będę grać.
Nie, ja się tak nie czułem. To był taki mecz na średnim poziomie intensywności Bundesligi. Na pewno to nie jest jeszcze nasza pełna dyspozycja, nawet jak się zaczyna sezon, to mimo sparingów trzeba dwóch, trzech meczów w rytmie ligowym, żeby złapać pełną formę fizyczną. Ale chyba wyglądaliśmy nieźle. Czasem i w normalnych okolicznościach zdarzy się, że cię przytka ze dwa, trzy razy, gdy gra się wymknie spod kontroli. Nie było tak, żebym od pewnego momentu już nie miał sił biegać. Dobrze się przygotowaliśmy.
Doping daje adrenalinę, gdy już czasem sił brakuje, ale ja się raczej w ostatnich latach starałem wyciszać, wyłączać to w sobie. Wpuszczać się w swego rodzaju tunel, w którym liczy się tylko to, co na boisku. Może dlatego jest mi w obecnych czasach trochę łatwiej. Już od dawna starałem się nie dopuszczać, żeby trybuny miały wpływ na moją grę. Teraz, gdy jest cicho, też mam swoje sposoby by sprawić, że to nie będzie miało znaczenia. Ale gdy grasz mecz tak wielkich emocji jak derbowy z Schalke, to chciałbyś mieć kibiców blisko i cieszyć się z nimi po golach i po meczu. Robimy to dla nich, czekamy na nich, mamy nadzieję, że już niedługo będą mogli przyjść.
Jeszcze mamy mecz w sobotę, z Wolfsburgiem. Jeśli tam nie zagramy dobrze i nie wygramy, to mecz z Bayernem oczywiście nie przestanie być ważny, ale już jednak będzie miał inny smak. Znamy stawkę i traktujemy te dwa mecze jak jedno wyzwanie: zbliżyć się do Bayernu na jeden punkt.
Jesteśmy w domach, ale swobodę wychodzenia mamy bardzo ograniczoną. Nie wolno nam wychodzić np. na zakupy ani szukać kontaktów z nikim poza rodziną. Ja tak właśnie żyłem już od sześciu tygodni, gdy to wszystko się zaczęło. Jesteśmy testowani co kilka dni, nasze rodziny też są testowane, choć rzadziej.
Odcinam się od tego tematu. Muszę, bo te wszystkie informacje o tym co się dzieje na świecie są przytłaczające. Staram się odciągać myśli w inną stronę. Zająć się dziećmi, treningiem, ogrodem.
Właśnie skosiłem trawę. Lubię się przy niej pobawić, dosiewki zrobić.
Czasem trzeba. Raz na wiosnę przyjdzie ogrodnik, a potem dbanie cotygodniowe już jest raczej na mojej głowie.
Z Polaków grających w Bundeslidze dostałeś po tej kolejce najwyższą ocenę. Sezon, który miał być trudną próbą, układa się lepiej niż mogłeś oczekiwać.
Nie tyle ja, co inni, obserwując moją karierę. Wiadomo, miałem swoje problemy z grą pod koniec pierwszej rundy. Zmieniliśmy ustawienie, przeszliśmy na trójkę obrońców, nie byłem pierwszym wyborem do tej trójki. Wiedziałem, że Achraf Hakimi będzie grał jako wahadłowy, a mnie jest pisane miejsce tego półprawego w środku obrony. Tak się zdarzyło, że od początku drugiej rundy dostałem szansę, wypadłem na jeden mecz z Bayerem Leverkusen, a potem wróciłem i gram nieźle. Przypominają mi, ile mam już lat, ale ja ciągle kocham grać, czerpię z tego przyjemność. To chyba widać.
Odpukać, zdrowie dopisuje. Przez cały ten czas, gdy trenowaliśmy najpierw indywidualnie, potem w parach, potem w grupkach, wreszcie całą drużyną, opuściłem tylko jeden trening. Cieszę się, że jestem pod opieką dobrych specjalistów, fizjoterapeutów, którzy pomagają mi codziennie. Poświęcam dużo czasu na to, żebym był gotowy do każdego treningu. Moja maszyna musi cały czas pracować, żeby była dobrze naoliwiona, dlatego staram się nie opuszczać żadnych zajęć.
Tak. Rozmawiamy i myślę że prędzej czy później powinniśmy dojść do porozumienia.
Nie, od dłuższego już czasu rozmawiamy o kontrakcie rocznym, bo takiego chcę i ja, i klub. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to tak się stanie. Wcześniej mówiłem, że do 2020 jestem w stanie grać na takim poziomie, żeby nie mieć do siebie pretensji. Tak oceniałem w 2018, gdy negocjowałem obecnie obowiązujący kontrakt, gdy jeszcze grałem w reprezentacji. Ale przez te dwa lata, gdy już nie gram w kadrze, mam w roku dużo więcej czasu, by się pozbierać fizycznie i psychicznie. Mniej dni w roku spędzam w rygorze meczowo-hotelowym, mam czas dla rodziny, mam czas na odwiedzenie Polski. Kadra to jest średnio pewnie jakieś dziesięć meczów w roku, to jest duże obciążenie w moim wieku. Można powiedzieć, że tego obciążenia nie doszacowałem wtedy, w 2018. Rezygnacja z gry w kadrze sprawiła, że jeszcze spokojnie wystarczy mi sił na jeden sezon, do 2021.
Teraz o tym nie myślę. Zakładam, że w czerwcu 2021 będę się pakował na powrót do Polski. Mam tu swoje sprawy i plany związane z moją akademią piłkarską w Goczałkowicach, z LKS Goczałkowice, w którym chciałbym trochę pograć.
Haha. Zdecydowanie bardziej wylewny. On w wywiadach robi sobie żarty, to jest jego maska.
Ma niesamowite parcie na strzelanie bramek, parcie do samorozwoju. Ciągle chce więcej. A takie cechy pchają do przodu każdego piłkarza, niezależnie od pozycji. Trochę się ostatnio pośmialiśmy, bo doszło do nas, że on niby robi dziennie tysiąc brzuszków czy pompek. Kogoś w prasie mocno poniosło. Jest pracowity, ale nie przesadzajmy, nie robi takich wariactw. Natomiast jak na dziewiętnastolatka ma bardzo dużą samoświadomość. Ma już swoje osiągnięcia, ale wcale nie uważa, że już do czegoś doszedł. A ma jeszcze nad czym pracować, mieliśmy i zajęcia techniczne, i ćwiczenie uderzeń z powietrza. Na pewno musi poprawić grę głową i zostaje często po treningach, mamy taką grupę w której trenujemy uderzenia głową, Mats Hummels też w niej jest i jeszcze parę osób. Erling jak wie, że ma coś do poprawy, to nie odkłada tego na później. Wie, że jeszcze nie jest gotowym zawodnikiem.
Zdajemy sobie sprawę, że ten sezon nie jest normalny. Tu się mogą różne rzeczy wydarzyć. Od początku mówiliśmy, że w tym sezonie chcielibyśmy wreszcie dać Borussii kolejne mistrzostwo i nadal w to wierzymy.
…nie. Haha, nie.
Cieszę się.
Był mecz pożegnalny, nie wygłupiajmy się.
Przeczytaj także: