• Link został skopiowany

Reakcja piłkarzy Borussii Dortmund po czwartym golu była pigułką całego meczu

Pigułką całego tego meczu była reakcja piłkarzy Borussii Dortmund na czwartego gola. Przeprowadzili piękną akcję, dobili przeciwnika, ale tylko stuknęli się - co symboliczne - łokciami. I niby było miło, ale bez kibiców nie dało się w pełni cieszyć futbolem. Nawet tak wyrafinowanym jaki zaprezentowała Borussia, która wygrała z Schalke 4:0.
Raphael Guerreiro po golu dla Borussii Dortmund
screen Eleven Sports

W sobotnie popołudnie na mecz Borussii Dortmund z Schalke nieustannie nakładał się drugi, równolegle rozgrywany w tym samym miejscu - całego futbolowego świata z koronawirusem. I naprawdę trudno było skoncentrować się tylko na tym, jak po boisku krąży piłka: wybijały pojedyncze wrzaśnięcia z ławek rezerwowych, obraz pustych trybun czy dźwięk kopanej piłki, którego zazwyczaj nie słychać. Realizator pokazywał obu trenerów, a widz zamiast zastanawiać się, co planują, co myślą, zauważał pewnie, że na początku jeden miał maseczkę, a drugi nie.

Dopiero muzyka włączona po golu Erlinga Haalanda sprawiła, że na stadionie powiało normalnością. Było jak przed pandemią: głośno, a młody Norweg biegł z wyciągniętym ku górze palcem po kolejnym golu. Niemcy już żartują, że koronawirus zastopował handel, usługi, życie społeczne, ale nie Haalanda. 

Zobacz wideo Tak Haaland strzelił pierwszego gola po wznowieniu Bundesligi!

Mecz jak ze szkolnego boiska. Borussia jak starsza klasa

Jeszcze przed rozpoczęciem meczu dało się poczuć jak przed meczem na szkolnym boisku. Spotkało się najlepszych jedenastu piłkarzy z każdej klasy, zajęli umówione pozycji i bez całej tej otoczki po prostu zaczęli grać w piłkę. Nie wychodzili jak panowie piłkarze, a jak paczka znajomych. Nie jeden za drugim, a całą grupą. Machać nie mieli komu, bojowych okrzyków sobie oszczędzili, drużynowego zdjęcia też nikt im nie robił. Łukasz Piszczek, kapitan BVB, spotkał się na środku z Danielem Caligiurim, wylosowali kto zaczyna, po której stronie i tyle. Zaczęli grać. 

Trzymając się szkolnego porównania - piłkarze Borussii wyglądali na tle tych z Schalke, jakby byli ze starszej klasy: pewniejsi siebie, odważniejsi, szybsi i silniejsi. Z każdą minutą ich przewaga rosła. O ile goście na początku jeszcze nadążali i nie zostawiali atakującym BVB zbyt dużo miejsca, o tyle już pod koniec pierwszej połowy po bokach boiska przestrzenie były ogromne. To też pokazało, jak bardzo wpłynęła na nas pandemia, bowiem od razu pojawiły się żarty, że obrońcy Schalke bardzo skrupulatnie przestrzegają zasad społecznego zdystansowania. Gospodarze świetnie to wykorzystywali - w 29. minucie Łukasz Piszczek podał do Juliana Brandta, który przeciągnął tylko podeszwą buta po piłce i zagrał do rozpędzonego Thorgana Hazarda. Na jego centrę nabiegł Haaland - i chociaż trafił piłkę piszczelem - to i tak skierował ją do siatki. Muzyka i cieszący się Norweg na chwilę przywrócili normalność.

Przed meczem sporo było obaw o formę, w jakiej zawodnicy wrócą na boiska. Ale wymuszona pandemią przerwa zdecydowanie bardziej niż na tempie tego meczu czy jakości zagrań odbiła się na odporności. Tuż przed meczem kontuzji nabawili się Jadon Sancho i Giovani Reyna. W jego trakcie z urazem mięśniowym przegrał Jean-Clair Todibo i na przerwę schodził wyraźnie kulejąc. A do tej listy trzeba by jeszcze dopisać Axela Vitsela, który wypadł w tygodniu poprzedzającym Revierderby. Obaj trenerzy w czasie meczu wymienili w sumie dziewięciu piłkarzy. Pozwalały na to nowe zapisy w regulaminie, które dopuszczają po pięć zmian w każdym zespole.

Piłkarze Borussii robili wszystko, żebyśmy zapomnieli o epidemii. Realizator nie pozwalał

Każdy szukał w tym meczu czegoś dla siebie. Ktoś utraconych dwa miesiące temu emocji. Ktoś inny optymizmu, że powoli świat odzyskuje względny porządek. Działacze innych lig nadziei, że da się wrócić do gry już teraz. Panowie z Bundesligi oglądalności, jakiej jeszcze nie mieli. Prezesi klubów pieniędzy z kontraktów. Niemcy potwierdzenia, że zaplanowali wszystko najlepiej i najszybciej. Szefowie DFL, autorzy planu wznowienia rozgrywek, dowodów, że wszyscy przestrzegają spisanych zasad. Kibice Borussii - jak zwykle - upokorzenia Schalke.

Realizator nie dawał zapomnieć o epidemii - co chwilę pokazywał zawodników w maseczkach, puste trybuny, leżące wokół boiska piłki czy piłkarzy, którzy zamiast tradycyjnie zbijać "piątki", jedynie stukali się łokciami. Pewnie na czynniki pierwsze będzie teraz rozkładane, czy wszyscy stosowali się do narzuconych zasad. W czasie meczu, piłkarze Borussii, robili jednak wszystko, żebyśmy, choć na chwilę, o koronawirusie zapomnieli. Grali efektownie, z polotem i skutecznie. Drugiego gola jeszcze przed przerwą strzelił Raphael Guerreiro, a tuż po zmianie stron na 3:0 trafił Thorgan Hazard. Przy obu tych golach asystował Julian Brandt, który tego dnia był dosłownie wszędzie, a swoim przeglądem pola i wyszkoleniem technicznym niejednego kibica wbił w fotel. Ostatni gol był, jak wisienka na torcie. Swobodna wymiana piłki, zamiana pozycji i nagle grający na wahadle Guerreiro znalazł się w polu karnym Schalke jak środkowy napastnik. A akcję wykończył tak, jakby przez całe życie nosił "dziewiątkę" na plecach.

Zobacz wideo Genialna akcja Borussii Dortmund! Rozklepała obronę Schalke

I chociaż przed meczem wydawało się, że drużyna Schalke skorzystała na wymuszonej przerwie, bo wyleczyła kilku podstawowych zawodników i miała czas na odbudowę formy, to wróciła na boisko w tak słabym stylu, w jakim w marcu z niego schodziła. Natomiast Borussia, choć trapiona kontuzjami, zagrała koncert. Szkoda, że w pustym amfiteatrze, ale to nowa wersja futbolu, do której wszyscy po prostu musimy przywyknąć. Dobrze, że piłkarze mają do tego dystans. Zwycięzcy tego meczu świętowali bowiem jak zwykle - skacząc przed pustą "Żółtą Ścianą". Kolejny mecz zagrają za tydzień z Wolfsburgiem. Ale w międzyczasie, czeka ich jeszcze starcie z koronawirusem. Dzień w dzień, byle dotrwać w tym składzie do następnej soboty. Oby poszło równie łatwo jak z Schalke.

Więcej o: