Wielki pojedynek Lewandowskiego z innym snajperem. "W przyszłości zastąpi go w Bayernie"

Timo Wernerze, to jest twoja chwila prawdy. Stajesz naprzeciwko Roberta Lewandowskiego, rywala w wyścigu o tytuł króla strzelców, a twój klub w dziesięć dni zagra dwa mecze, które mogą zdefiniować sezon. Z Bayernem w Bundeslidze i Tottenhamem w Lidze Mistrzów. To nie moment na zadyszkę. Początek ligowego hitu w niedzielę o 18.00.

Obejrzenie ich wszystkich bramek zdobytych w tym sezonie zajmuje ponad trzy minuty, nawet jeśli akcje skrócimy do samego oddania strzału i bez powtórek. Po dwudziestu kolejkach Bundesligi, Robert Lewandowski ma dwa gole więcej niż Timo Werner. Prowadzi 22:20. "Bild" przeprowadził szczegółową analizę wszystkich tych goli: Polak osiem razy otwierał wynik meczu, Niemiec pięć razy. Lewandowski najczęściej uderza w lewy dolny róg. Werner w środek bramki. Napastnik Lipska biega nieco więcej i szybciej, pracuje na całej szerokości boiska, podczas gdy Lewandowski porusza się bliżej pola karnego. Ale z golami idą niemal łeb w łeb. - Polak trafia średnio co 81 minut, Niemiec co 85. Królem strzelców zostanie jeden z nich, to od dawna pewne. A nad nimi jest jeszcze historyczny rekord czterdziestu goli w sezonie Gerda Muellera, który miał nigdy nie zostać pobity. Ale teraz, gdy Lewandowski ściga się z Wernerem, wszystko jest możliwe.  

Niemcy czekają na kolejnego wielkiego napastnika. „Napastnikiem jestem w jednej trzeciej”

Zresztą, wielu dziennikarzom Werner przypomina właśnie Gerda Muellera - też ma niesamowite przyspieszenie, podobny wzrost, nieco tylko szczuplejsze uda. Mueller miał takie, że pierwszego dnia w Bayernie, trener pytał: "coście mi za ciężarowca przysłali?". Sueddeutsche Zaitung pisało po jednym z goli Wernera, że gdyby puścić tę akcję na starym czarno-białym telewizorze, to wielu nabrałoby się, że ogląda w akcji Muellera. Ale to nie jego próbuje naśladować Timo. Jest za młody. O Muellerze pewnie gdzieś słyszał, ale nawet nie szukał jego popisów na YouTube. - Nie jestem pasjonatem historii - mówi. Miał innych idoli. Pierwszym meczem, który obejrzał, było prawdopodobnie spotkanie Niemcy - Portugalia o brązowy medal mistrzostw świata w 2006. Miał wtedy dziesięć lat i to pierwsze, co przychodzi mu do głowy. - Wszystko, co wydarzyło się przed tym mundialem, tak naprawdę nie istnieje. Będę szczery: jako młody piłkarz nie grzebiesz w przeszłości. Słyszałem o Rudim Voellerze, Karlu-Heinzu Rummenigge, Horstcie Hrubeschu czy Juergenie Klinsmannie, ale moimi idolami byli Leo Messi i Cristiano Ronaldo. Ich naśladowałem, gdy zaczynałem grać w piłkę - mówił Werner w wywiadzie dla Kickera. Jest nawet nagranie, na którym w takich korkach jak Argentyńczyk ćwiczy charakterystyczne zwody Portugalczyka.

Naród oczekuje, że to on będzie kolejnym wielkim napastnikiem w niemieckiej sztafecie. Werner czuje, jak silne jest to pragnienie. - Sam dorastałem bez klasycznego wzoru w ataku - przyznaje. Nadzieje kibiców mogą jednak zostać zawiedzione, bo Werner nie chce być typowym środkowym napastnikiem. - Imponowali mi Hiszpanie, którzy byli najlepsi na świecie i grali bez prawdziwej dziewiątki. David Villa nią nie był. Podobnie dzisiaj gra Marco Reus i myślę, że ja też. W szkółce VfB Stuttgart uczyli mnie by być napastnikiem w jednej trzeciej, w jednej trzeciej skrzydłowym i w jednej trzeciej kimś nieokreślonym między linią pomocy a ataku - opisuje w Sueddeutsche Zaitung. - Moją zaletą jest różnorodność. Mogę grać klasycznie z przodu, ale też za innym napastnikiem lub na skrzydle - twierdzi. Ale niemiecki dziennik się obstaje przy swoim: "nawet jak ucieka na skrzydło, to i tak ciągnie go w stronę bramki. Pod tym względem przypomina swoich wielkich przodków". 

Gdyby nie Robert Lewandowski, Werner grałby już w Bayernie

Werner ma dopiero 23 lata, sześć pełnych sezonów w Bundeslidze i aż 81 strzelonych goli. Gdyby nie Lewandowski, pewnie grałby już w Bayernie. To temat, który powraca. Raz Bayern puszcza oczko do Wernera, innym razem to on wysyła sygnał, że ciągnie go do Monachium. - Pewnie, że napastnicy, którzy strzelają po dwadzieścia goli z pewnością mogą grać razem - przekonywał w grudniu w Merkur.de. Ale szefowie Bayernu są innego zdania. - To świetny zawodnik. Rozegrał wyśmienitą pierwszą część sezonu, ale my mamy Roberta Lewandowskiego - mówił Hasan Salihamidzić. - Wiele rzeczy może się w przyszłości wydarzyć, ale na razie on gra w Lipsku. Nie myślę o nim teraz, ale naprawdę go doceniam. Skupiam się tylko na Robercie. Dla mnie jest najlepszym napastnikiem na świecie i cieszę się, że go mamy - dodawał pod koniec grudnia Hansi Flick, trener Bayernu.  

Jak pisze "Sueddeutsche Zeitung", przed tym sezonem było jednak blisko transferu. Bo i sytuacja była stworzona dla Bawarczyków: Wernerowi zostawał tylko rok kontraktu z RB Lipsk, więc dało się go sprowadzić za 30 milionów euro. Ralf Rangnick, mózg projektu Red Bulla, nie wykluczał sprzedaży: - Tak naprawdę nie wiemy od przedstawicieli Bayernu czy go chcą i kiedy go chcą. W grę nie wchodzi na pewno jego darmowe odejście w 2020 roku - mówił dając do zrozumienia, że sprzedaż jest możliwa. Ale to sam Werner odrzucił możliwość przeprowadzki, widząc jak Bayern zabiega o Leroya Sane z Manchesteru City. Niemiec analizował, że miejsce na środku ataku w Bayernie jest i będzie zajęte przez Lewandowskiego, więc wyobrażał sobie, że będzie grał na lewym skrzydle. Sprowadzenie Sane komplikowało tę możliwość. A gdy jego transfer z City w ostatnim momencie przekreśliła poważna kontuzja, Werner był już zdecydowany na pozostanie w Lipsku i przedłużył kontrakt do 2023 roku. W międzyczasie odrzucił oferty Liverpoolu, PSG, Atletico Madryt i AS Romy. Chciał dalej rozwijać się w Niemczech. Ekscytował się też możliwością współpracy z Julianem Nagelsmannem. To zdecydowało. - Być może to największy błąd popełniony w ostatnich latach przez ludzi odpowiedzialnych za transfery Bayernu - komentował Bild.

- Ale czy Werner miałby dość miejsca, by wykorzystać swoją szybkość, skoro Bayern to zespół skoncentrowany głównie na ataku pozycyjnym wokół pola karnego rywali - zastanawiał się tabloid. A sam Nagelsmann po kilku tygodniach współpracy diagnozował: - Timo musi jeszcze poprawić swoją grę przeciwko głęboko schowanym rywalom. To jest aspekt, w który musi się rozwinąć. Świetny z niego facet. Możesz mu wprost powiedzieć co robi dobrze, a co musi robić lepiej. Nie obraża się, nie czuje się dotknięty krytyką. Sam prosi o opinię - mówił w wywiadzie dla Bilda.

Mecz o pierwsze miejsce w lidze, w klasyfikacji strzelców i na liście transferowej Bayernu

Te słowa Nagelsmanna współgrają z opiniami kibiców, które pojawią się przede wszystkim po meczach reprezentacyjnych. Że Werner jest jednowymiarowy, że wciąż bazuje tylko na szybkości, że brakuje mu wszechstronności, którą wyróżnia się Lewandowski. W kadrze wciąż wygląda, jakby był wciskany nieco na siłę. Ze względu na dobre statystyki w klubie. Niemcy w większości meczów mają przewagę: częściej utrzymują się przy piłce, spychają rywali do defensywy, a sami atakują głównie pozycyjnie. To nie jest wdzięczna gra dla Wernera. On lepiej czuje się w kontrataku, gdy może się rozpędzić, uciec obrońcy, wbiec w wolny obszar. Pokazał co potrafi choćby w ligowym meczu z Mainz, z którym RB Lipsk wygrał aż 8:0, a Werner brał udział we wszystkich akcjach bramkowych. Wykończył trzy, dorzucił kilka asyst i otwierających podań. W tamtym meczu grał jako lewoskrzydłowy i miał swobodę, którą uwielbia.

W ocenie niemieckich mediów wciąż jest więc napastnikiem nieco słabszym od Lewandowskiego. A już na pewno gorzej dopasowanym do stylu gry Bayernu. Za słabo główkującym, zbyt rzadko przebywającym w polu karnym. To dlatego z najważniejszych ludzi w Bayernie jego zwolennikiem był tylko Uli Hoeness. Karl-Heinz Rummenigge i Salihamidzić byli przeciwko. W niedzielę na ich oczach może udowodnić, że nie mieli racji. 

W ostatnich tygodniach RB Lipsk złapał zadyszkę. Najpierw przegrał z Eintrachtem Frankfurt 0:2, a tydzień później zremisował 2:2 z Borussią Moenchengladbach i stracił pozycję lidera. Wyprzedził ich rozpędzony na początku nowego roku Bayern. Piłkarze Flicka wygrali wszystkie trzy styczniowe mecze w Bundeslidze. Stracili w nich tylko jednego gola, sami strzelili aż dwanaście. W tym czasie Lewandowski trafiał do siatki trzy razy, a Werner dwa. Ale w niedzielę wszystko może się zmienić. To mecz o bycie numerem jeden w tabeli, klasyfikacji strzelców i na liście transferowej Bayernu. - Bo to, że Werner przedłużył umowę o niczym nie świadczy. Po prostu okazał wdzięczność RB Lipsk. To nie zmienia faktu, że latem plotki o jego transferze do Bayernu znów rozgrzeją nas do czerwoności - przewiduje Michael Ballack.

Więcej o: