Milan widział zagrożenie. To dlatego sprzedał Krzysztofa Piątka i wykorzystał jego "efekt"

- Zarząd Milanu nie zwlekał. Bardziej niż szansę na odbudowanie się Piątka widział zagrożenie, że jego wartość będzie spadać. Nie chciał czekać - pisze w swoim felietonie Tomasz Włodarczyk, dziennikarz Sport.pl, komentując jego transfer do Herthy Berlin.

Po tygodniach spekulacji, poważnych rozmowach z Tottenhamem, i samym Jose Mourinho, Krzysztof Piątek wreszcie może zejść z transferowej karuzeli. Trafił z AC Milan do Herthy Berlin. Na San Siro był dokładnie rok i sześć dni. Krótko.

Czy to oznacza, że okazał się niewypałem? Przesada. Cała drużyna "Rossonerich" to jeden wielki niewypał. Słaby sezon przygotowawczy, zawirowania trenerskie i szeroko pojęty organizacyjny nieład (wycofanie z Ligi Europy) miał wpływ na drużynę – także niską skuteczność Polaka. Natomiast nie jest tak, że „Pistolero” może zrzucić z barków całą odpowiedzialność na te argumenty czy niskiej jakości obsługę partnerów. Wręcz przeciwnie. Spory ciężar powinien wziąć na siebie. W tym sezonie mocno wyhamował. To już nie był ten sam napastnik, który wyważył drzwi do Serie A. Naładowany energią, silny, szybki, potrafiący się ustawić, mający sporo szczęścia, pewny siebie. Zgasł.

Milan nie zwlekał. Postanowił wykorzystać "efekt Piątka"

Zarząd Milanu, który zdaje się czyści szatnię po decyzjach poprzedniego dyrektora sportowego Leonardo, nie zwlekał. Bardziej niż szansę na odbudowanie się Piątka widział zagrożenie, że jego wartość będzie spadać. Nie chciał czekać. Inwestować w wypolerowanie rys na jego karoserii. Do tego zauroczył się starą sympatią – Zlatanem Ibrahimoviciem. Postanowił więc wykorzystać jeszcze działający „efekt Piątka”. Chłopaka, którego świeże nazwisko wzbudzało zainteresowanie całej Europy. Którego łatwo się pamiętało przez cieszynkę z rewolwerami. Przed momentem bijącego się o koronę króla strzelców Serie A. Ściągającego z rekordami Ronaldo i Batistuty. Takie rzeczy nie od razu bledną w CV. Takie rzeczy wciąż działają na wyobraźnię, a cena na metce nadal się zgadza. Dlatego w Casa Milan nie było sentymentów. Bezpieczna decyzja. Jak w kasynie. Wstajemy od stolika i robimy cash out.

Wydaje się, że sam Piątek wybrał dobrze. Berlin jest świetnym miastem do życia. Rzut beretem od rodzinnej Niemczy. A Hertha przede wszystkim ciekawym, ale jeszcze dojrzewającym projektem. Ma pieniądze i ambicje. Dopiero puszcza pączki. Pytanie, co z nich wyrośnie. Ze względu na znacznie skromniejszą historię, niebiesko-biała część miasta jest ubrana w brzydsze opakowanie niż kosmopolityczny Mediolan. Ale sportowo siedzi dziś na podobnej półce. Nie zgodzę się natomiast, że w nowym klubie Piątek będzie miał mniejszą presję. Jest rekordowym transferem. Ekipa Jürgena Klinsmanna męczy się pod bramką rywali więc sprowadziła drogą nadzieję na rozwiązanie tych problemów. Jestem pewien, że od początku będzie robiła maślane oczy do Polaka pod bramką przeciwników.

Krzysztof Piątek ma coś do udowodnienia. Ale od zawsze walczył o swoje

Piątek jest w ważnym momencie kariery. Ma coś do udowodnienia. Albo dowiezie zamówiony towar, albo ktoś w końcu złoży reklamację. Musi strzelać, jeśli chce na stałe wskoczyć do wagonu z najlepszymi napastnikami. Inaczej niebezpiecznie zbliży się do krawędzi, z której tylko krok w przeciętność. Następny klub już nie kupi potencjału rewolwerowca z TAMTEGO sezonu 2018/2019. Będzie miał wątpliwości. Nie zaryzykuje. Nie przepłaci. Teraz „Piona” wyskoczył ze spadającego samolotu, ale otworzył spadochron. Po podwójnej wpadce nie dostaje się kolejnego koła ratunkowego i ląduje w średniaku.

Tylko bez sensu aż tak wyprzedzać życie i snuć czarne scenariusze. Piątek dopiero włączył reset. Zaczyna w nowym miejscu z potencjałem. Udowodnił w życiu, że jest zadziorem. Od małego potrafił walczyć o swoje. O świcie stawał na przystanku, by łapać autobus linii nr 45 wiozący go na poranny trening. Z kumplami pakował w spożywczaku zakupy i zbierał pieniądze do puszki, by wyjechać na zagraniczny turniej. Nie zdał w gimnazjum, ale i tak był pewien, co oznajmił wychowawczyni, że to nóżki będą na niego zarabiać. A gdy dostał szansę na testy w Lubinie, pędził na nie zaśnieżonymi, dolnośląskimi drogami w skodzie octavii swojego trenera. Zdał je i odmienił swoje życie. Piotr Stokowiec powiedział, że talent to u Piątka dziesięć procent sukcesu. Na resztę składa się ciężka praca i suma dobrych wyborów. W rezultacie zawsze dość szybko dostawał swoje.

– Otworzyłem rozdział pt. „Marzenia” – powiedział mi w ośrodku Milanello po prezentacji w ekipie "Rossonerich". Nie zapisał w nim zbyt wielu stron. Wypada mieć nadzieję, że to zejście na ziemię pozwoli mu napisać kolejne. Ciekawsze.

Pobierz aplikację Football LIVE na Androida

Aplikacja Football LIVEAplikacja Football LIVE Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.