Niko Kovac co chwilę kogoś przepraszał. Kulisy jego zwolnienia z Bayernu

Niko Kovac nie odnalazł się w wielkim świecie Bayernu. O futbolu myślał inaczej, a im dłużej starał się dostosowywać, tym gorzej to wyglądało. Porażka 1:5 z Eintrachtem Frankfurt przesądziła o rozstaniu. Już w niedzielę - zaledwie dzień po meczu. Dopiero w listopadzie 2019 roku. Podważany był bowiem już od roku.

Czuło się tego dnia, że coś wisi w powietrzu. Przy Säbener Strasse stanęło kilkanaście kamer, mimo że Bayern wyjątkowo zasłonił boisko treningowe szarymi kotarami założonymi jeszcze przez Pepa Guardiolę. Dziennikarze śledzili każdy krok Niko Kovaca i z zegarkiem w ręku notowali: 7.56 – wjechał do garażu centrum treningowego, 10.14 – wyszedł na trening z rezerwowymi piłkarzami, 11.52 – skończył trening i porozmawiał z Alfonsem Schuhbeckiem, 14.58 – opuścił centrum treningowe prawdopodobnie wciąż jako trener Bayernu. W międzyczasie wypowiedział się dla klubowej strony o środowym spotkaniu w Lidze Mistrzów z Olympiakosem. Myślał, że tym meczem i ligowym z Borussią Dortmund będzie walczył o zachowanie posady. Dzień wcześniej na pomeczowej konferencji deklarował, że nigdy się nie podda.

20.42 – pierwsi dziennikarze informują na Twitterze o zwolnieniu Kovaca, 21.06 – klub komunikuje o tym oficjalnie, zaznaczając, że rozstają się za obustronną zgodą. „Sport1” podaje, że sami piłkarze mieli być zaskoczeni zwolnieniem Kovaca, który nie dał po sobie poznać, że to jego ostatni trening. Przed wyjazdem z centrum treningowego nie pożegnał się też z drużyną. Ale wtedy prawdopodobnie sam jeszcze nie wiedział, że odejdzie. To miało się wyjaśnić dopiero podczas rozmowy z Ulim Hoenessem, Hasanem Salihamidzicem i Karlem-Hainzem Rummenigge. Według części niemieckich mediów, oni też nie zakładali, że rozstaną się z Kovacem już w niedzielę. Ale Kovac sam zrezygnował. Na razie nie wiadomo czy na początku tej rozmowy, czy dopiero po tym, co usłyszał od władz Bayernu.

Niko Kovac wciąż był podważany, często przepraszał

Z jednej strony zwolnienie nastąpiło szybko, bo już w niedzielę, zaledwie dzień po porażce 1:5 z Eintrachtem Frankfurt. Z drugiej – późno, bo dopiero w listopadzie 2019 roku. Kovac nigdy nie miał bowiem pełnego zaufania, był podważany, często przez samego Rummenigge, który – jak piszą Niemcy – swoimi wypowiedziami systematycznie osłabiał jego pozycję. Chorwat był "trenerem Uliego Hoenessa", więc to on w listopadzie poprzedniego roku, przy pierwszym poważnym kryzysie, deklarował, że „obroni go przed krwią” i utrzyma na stanowisku. Czuł się zobowiązany, bo sam go wybrał po publicznych wojenkach. Rummenigge chciał Thomasa Tuchela, Hoeness długo nie chciał zaakceptować faktu, że Jupp Heynckes tym razem nie chce wrócić. W końcu, wymyślił Kovaca. Miał decydujący głos, bo Rummenigge, który wcześniej przestrzelił przy wyborze Carlo Ancelottiego nie śmiał iść w zaparte. 

Ale w ten wybór nigdy nie uwierzył. Krytykował Kovaca za nieustanne rotacje w składzie, zachowawczą postawę u siebie przeciwko Liverpoolowi, wymieniał dokonania jego poprzedników, by na koniec stwierdzić, że Chorwat wszedł w „nieprawdopodobnie duże buty”. Nawet, gdy Bayern wygrywał 5:0 z Borussią Dortmund, on z telewizyjnego studia ostrzegł, że w Bayernie nie ma czegoś takiego jak gwarancja pracy.

Kovac był uległy: przepraszał Thomasa Muellera, po tym jak chlapnął na konferencji prasowej, że będzie go wykorzystywał w „awaryjnych sytuacjach”, co sugerowało, że na co dzień zostanie odstawiony na boczny tor. Po interwencji Rummenigge i Salihamidzicia przepraszał też Manchester City i Guardiolę, bo w opinii swoich szefów niepotrzebnie się wychylił mówiąc, że Bayernowi na pewno uda się sprowadzić Leroya Sane. Przepraszał kibiców Bayernu, po stwierdzeniu, że fani Eintrachtu są najlepsi w Bundeslidze. Nigdy się nie nauczył, że każde słowo trenera Bayernu jest analizowane.

Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu do sztabu dokooptowano mu asystentów: Hansiego Flicka, który teraz tymczasowo przejmie Bayern, a u Kovaca odpowiadał przede wszystkim za grę zespołu w ofensywie, i Danny’ego Röhla, specjalistę od rozpracowywania rywali, który rozwijał się w RB Lipsk jako analityk wideo i asystent, a potem razem z Ralphem Hasenhüttlem przeszedł z Lipska do Southampton. To sporo powiedziało o zaufaniu, jakim władze Bayernu darzyły trenera. 

To z kolei wpływało na jego autorytet wśród piłkarzy. Kovac starał się nikomu nie narazić, zadowolić wszystkich. Zmieniał więc i rotował na potęgę, aż w końcu nawet piłkarz nie wiedział czy jest pierwszym wyborem, czy tylko zmiennikiem. Niepewność było widać na boisku. Przede wszystkim, nigdy nie było jasne jak ma grać jego Bayern. Piłkarze wyglądali na pogubionych taktycznie – co potwierdzają ich coraz głośniejsze i bardziej konkretne skargi z ostatnich tygodni. Bayern podczas siedmioletniego cyklu mistrzowskiego zawsze dominował, zawsze był drużyną określoną, pewną swego. W ostatnich tygodniach ta pewność siebie uleciała.

Oczywiście, przeszkadzały kontuzje, ale Bayern miał nawet problem by zdominować Bochum, Olympiakos czy Paderborn. Uzależnił się od goli Roberta Lewandowskiego, nie przekuł w nic pozytywnego zwycięstwa 7:2 nad Tottenhamem, popełniał proste błędy w defensywie, której przygotowanie wziął na siebie Kovac, a która straciła 12 goli w ostatnich pięciu meczach. Do tego doszły nietrafione decyzje kadrowe. W tym ta przesądzająca o zwolnieniu: wystawienie we Frankfurcie Thiago, Coutinho, Kimmicha, Muellera i Gnabrego, spowodowało, że w pomocy nie miał kto wygrywać pojedynków. Za dużo było artystów, za mało „Javich Martinezów”.

Skrót porażki, po której Niko Kovac został zwolniony. Bayern przegrał z Eintrachtem 1:5

Zobacz wideo

Bayern i Kovac pochodzili z dwóch różnych światów. Chorwat ze zdyscyplinowanego, fizycznego i grającego bezpośrednio Eintrachtu Frankfurt, a mistrzowie Niemiec wciąż chcieli nawiązywać do stylu, który pokazał im Guardiola. To drogi, które nigdy nie miały prawa się przeciąć. Można było odnieść wrażenie, że momentami Kovac starał się zmieniać, dostosowywać do wymagań i świata, w którym się znalazł, ale wciąż pozostawał obcy. „Bild-Zeitung” pisze, że James Rodriguez miał swego czasu wykrzyczeć w szatni: „nie jesteśmy w Eintrachcie Frankfurt!”. Na defensywne podejście Kovaca skarżyli się w poprzednim sezonie Robert Lewandowski i Mats Hummels. W tym, zebrał jeszcze od Manuela Neuera. Najgorzej układała się jednak jego współpraca z Muellerem, który, co prawda, nie skarżył się publicznie, ale według „Bilda” narzekał na trenera w rozmowach z pozostałymi liderami Bayernu.

Nie ma kandydata bez wad

„Kicker” właśnie w oczyszczeniu atmosfery widzi pierwsze ważne zadania dla Hansiego Filcka. Były asystent Joachima Loewa ma postawić na futbol ofensywny i przyjemny dla oka. Na pewno poprowadzi zespół w dwóch najbliższych meczach z Olympiakosem Pireus i Borussią Dortmund. Ale czy dostanie szansę na więcej, zależy od efektów polowania na nowego trenera. Spośród tych bez pracy, mówi się o Jose Mourinho, Massimilliano Allegrim czy nawet Arsenie Wengerze.

Każdy z nich ma wady: Włoch nie dość, że nie mówi po niemiecku, to słabo radzi sobie nawet z angielskim. Wenger ma w opinii większości niemieckich mediów łatkę emeryta, który już nie wróci do pracy w tak wielkim klubie jak Bayern. Mourinho natomiast angielski zna i podobno już od kilku miesięcy uczy się niemieckiego. Istnieje jednak obawa, że jego ego przerośnie ego całego klubu. Odchodzący za kilkanaście dni ze stanowiska prezesa Bayernu, Hoeness tak mówił o jego pracy w Manchesterze United: - W piłce potrzebujesz trenera, który potrafi zintegrować się z drużyną, a nie supergwiazdy. Mourinho jest wielką gwiazdą, ale w żaden sposób nie rozwinął drużyny. Wszystko zawsze koncentruje się na nim.

Stworzony dla Bayernu (i przez Bayern) wydaje się Erik ten Hag, który jednak ma umowę z Ajaksem Amsterdam. Podobnie jak Ralf Rangnick, który w jakimś charakterze jest związany z RB Lipsk, w dodatku chciałby pracować z bardzo dużym sztabem, a jego futbol pasuje do Bayernu mniej niż ten proponowany przez ten Haga. „Bild” porównuję sytuację, w której znalazł się Bayern do tej sprzed dziesięciu lat, gdy wiosną 2009 Juergen Klinsmann przegrał 1:5 z Wolfsburgiem, później 0:4 z Barceloną i też nikt nie widział sensu w dalszym męczeniu się. Wtedy Hoeness zadzwonił do Heynckesa, a ten przygotował drużynę pod przyjście Louisa van Gaala. Teraz Heynckesem ma być Flick, ale problem z obsadzeniem roli van Gaala wygląda na bardzo poważny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.