Pożegnalna decyzja Ulego Hoenessa w Bayernie. "Po co trzymać trenera, którego opuściła drużyna?"

- Żadnemu piłkarzowi Bayernu nie można zarzucić, że gra przeciw trenerowi. Ale jeszcze pewniejsze jest, że nie grają dla trenera. Niech pan go zwolni teraz, na większą katastrofę honorowy i sympatyczny Kovac nie zasłużył - pisze komentator "Bilda" do Ulego Hoenessa.

W sobotę Bayern przegrał z Eintrachtem we Frankfurcie 1:5, najwyżej w Bundeslidze od pięciu lat, i zapewnił Ulemu Hoenessowi nerwowy – i zapewne gorzki - koniec rządów w Bayernie. 15 listopada podczas walnego zgromadzenia Bayernu Hoeness ma ustąpić ze stanowiska prezesa Bayernu (jest szefem wszystkich sekcji, nie tylko piłkarskiej). 11 listopada ma poprowadzić ostatnie obrady rady nadzorczej Bayern AG (czyli spółki piłkarskiej, szefem Bayern AG jest Karl-Heinz Rummenigge) w roli jej przewodniczącego. Zanosiło się do niedawna na to, że pożegnalną bitwę w roli wodza Bayernu stoczy o dyrektora sportowego dla Hasana Salihamidzicia: żeby forsowanemu przez siebie Bośniakowi przedłużyć umowę, kończącą się latem 2020. Ale teraz pilniejsza stała się sprawa drugiego ulubieńca Hoenessa, Niko Kovaca.

Zobacz wideo

Na pożegnanie Hoenessa Bayern pełen dziur

Hoeness oczywiście będzie się jeszcze pojawiał w klubie, pozostanie w radzie nadzorczej, obiecał nawet, że jeszcze będzie swoimi komentarzami zapewniał dziennikarzom atrakcje, a nowym prezesem zostanie jego człowiek, Herbert Hainer. Ale to już jednak nie to samo. Od 15 listopada najbardziej wpływową osobą w Bayernie staje się znów Rummenigge. Tak, jak podczas odbywania przez Hoenessa kary więzienia za unikanie podatków.

Do czasu odejścia Hoenessa Bayern rozegra jeszcze dwa mecze, obydwa u siebie. Pierwszy, z Olympiakosem Pireus w Lidze Mistrzów, to powinna być dla lidera grupy B przyjemność, choć z Bayernem ostatnio nic nie wiadomo. Mecz w Pireusie, nerwowe 3:2, Karl-Heinz Rummenigge nazwał maratonem z przeszkodami.

Ale o nastrojach podczas pożegnania Hoenessa zdecyduje ten drugi mecz: z Borussią Dortmund 9 listopada. Bayern jest dziś czwarty w tabeli, do liderującej Borussii Moenchengladbach traci cztery punkty, do wicelidera z Dortmundu jeden. Ale rywal przepracował niedawny kryzys i złapał właśnie falę. A Bayern Kovaca jest drużyną pełną dziur, stracił ostatnio nie tylko mnóstwo goli (12 w ostatnich pięciu meczach), ale też kontuzjowanych Niklasa Süle i Lucasa Hernandeza. W drużynie dominatora ligi tylko dwóch piłkarzy od początku sezonu gra regularnie na światowym poziomie, Manuel Neuer i Robert Lewandowski. Reszta jest na huśtawce.

„Po co trzymać trenera, którego już opuściła drużyna?”

„Jakie są jeszcze argumenty, by trzymać Kovaca, którego już opuściła drużyna?” – pyta komentator niedzielnego wydania „Bilda” po porażce we Frankfurcie. „Nie można żadnemu piłkarzowi Bayernu zarzucić, że gra przeciw trenerowi. Ale tym bardziej o żadnym nie można powiedzieć, że gra dla trenera. Piłkarze krytykują go coraz otwarciej i coraz częściej. To też odwraca uwagę od tego, jak oni grają” – pisze „Bild”. I wzywa Hoenessa: niech pan „swojego Kovaca” zwolni teraz, nie zasłużył na dalsze klęski.

Zdaniem komentatora tej gazety, teraz jest w Bayernie jak wiosną 2009, gdy niedoszły odnowiciel klubu Juergen Klinsmann przegrał 1:5 z Wolfsburgiem i 0:4 z Barceloną. Nie ma sensu tego ciągnąć dalej. Wtedy Hoeness zadzwonił do swojego ulubionego trenera, Juppa Heynckesa, a ten wyprowadził drużynę na prostą, zanim przyszedł Louis van Gaal. Teraz, argumentuje „Bild”, nie trzeba nigdzie dzwonić. Jest Hansi Flick, który u boku Joachima Loewa zdobył z Niemcami mistrzostwo świata, a ostatniego lata dołączył do sztabu Bayernu by urozmaicić jego grę w ataku. Bo Kovac to raczej trener obrony i kontrataku.

Ale jak obronić takiego trenera, gdy jego drużyna traci tyle goli? Dlaczego rok po roku przeżywać listopadowy kryzys, jeśli w międzyczasie przyszli Philippe Coutinho i dwóch mistrzów świata, Lucas Hernandez i Benjamin Pavard. Pierwszy ciągle się uczy Bayernu, zachwyca na treningach, ale w meczach już rzadziej. Drugi się leczy. Trzeci rozczarowuje.

„Niech pan zwolni swojego Kovaca”

Bayern odwołał niedzielny otwarty trening (jest jednym z niewielu klubów światowej czołówki, który jeszcze robi regularnie otwarte treningi), szefowie klubu powstrzymali się po porażce z Eintrachtem od komentarzy, niemieckie media piszą o trwających naradach. Medialni kandydaci do zastąpienia Kovaca na dłużej – tymczasowym trenerem byłby właśnie Flick – nie zmieniają się od dłuższego czasu: Erik ten Hag i Jose Mourinho.

„Bild” pisze do Hoenessa o „jego Kovacu”, bo to Hoeness wymyślił wiosną 2018 kandydaturę tego trenera i przekonał do niej Karla-Heinza Rummenigge, który chciał fachowca z głośniejszym nazwiskiem. Ale zgodzili się wówczas, że może najpierw trzeba przebudować i odmłodzić kadrę Bayernu, a potem poszukać trenerskiej gwiazdy. Gwiazda nie zawsze gwarantuje sukcesy, czego Bayern doświadczył boleśnie z Carlo Ancelottim. A Ancelotti był pomysłem Rummenigge, więc ten w ramach pokuty przystał na pomysł Hoennesa z Kovacem.

Ale nigdy nie był gotowy bronić Kovaca tak, jak robił to Hoeness. To Rummenigge przyznawał otwarcie, że rok temu trener sam sobie zgotował kryzys w drużynie (to było również w listopadzie, Bayern nie wygrał w lidze trzech meczów z rzędu), przesadzając z rotacjami, i trzeba było mu te ciągłe zmiany w składzie wybić z głowy. Hoeness, gdy atakowano Kovaca, włączał tryb: kontratak. Tak, jak przez blisko 40 lat swoich rządów w Bayernie.

To Hoeness stworzył nowoczesny, zyskowny, potężny Bayern. Tego nikt mu nie odbierze. Jest najważniejszą postacią w historii klubu. Ale kara więzienia za unikanie podatków była pewną cezurą jego rządów w klubie. Gdy po odbyciu kary wrócił i zrobiono go prezesem, zaczęło być wyraźniej niż wcześniej widać, że Hoeness został w starych czasach i trudno mu się wymyślić na nowo.

Rummenigge: Bayern musi się globalizować. Hoeness: Bayern musi pozostać rodziną

Rummenigge chciał nowoczesności, globalizacji, podbojów międzynarodowych. Hoeness mówił o „Bayern way of life”, o tym że ten klub zawsze był rodziną i rodzina przetrwa wszystko, jeśli będzie się trzymać razem. Tyle, że z Rummenigge już nie trzymali się razem. Raczej – tolerowali się, dla dobra młodszych pokoleń tej rodziny. Hoeness chciał Kovaca? Niech będzie. W kategoriach rodzinnych to na pewno była bardzo dobra kandydatura. Sympatyczny trener, który chce dobrze żyć ze wszystkimi. Przyszedł z bratem, Robertem. Każdy piłkarz Bayernu powie pewnie to samo: nie sposób nie lubić Kovaca jako człowieka. Ale wielu z nich miało problem, żeby zachwycić się jego warsztatem.

Stąd pomysły na kompromisowe wyjście z tej sytuacji: zatrudnienie w sztabie Flicka, z którym lubią pracować ofensywni piłkarze Bayernu, oraz Danny’ego Röhla, specjalisty od rozpracowywania rywali, który rozwijał się w RB Lipsk jako analityk wideo i asystent, a potem razem z Ralphem Hasenhüttlem przeszedł z Lipska do Southampton.

Ale coś jednak te zabiegi wzmacniające sztab powiedziały o wewnątrzklubowej ocenie pracy Kovaca: trenera, który zdobył w 2019 dublet, co wcale nie było w ostatnich latach w Bayernie takie oczywiste (jako ostatniemu udało się to Pepowi Guardioli). Ale odpadnięcie już w 1/8 finału Ligi Mistrzów położyło się na jego pracy tak długim cieniem, że sukcesy w kraju tego nie zrekompensowały. Mimo, że Bayern odpadł z późniejszym zwycięzcą, Liverpoolem, i jako jedyny w poprzednim sezonie LM nie stracił gola na Anfield. Trener był z tego dumny, ale piłkarze – rozczarowani. Oni uważali, że Bayernowi nie przystoi wychodzić na Anfield po wymęczone 0:0, trzeba walczyć o gole. On, przeciwnie – że wypada, bo taka jest obecnie siła Bayernu, przeciw rywalom klasy Liverpoolu musi wyjść z zasiekami. I nawet jeśli Kovac odejdzie, to jego szefowie zostaną z tym pytaniem: kto miał rację w sprawie Anfield? I czy po ostatnich letnich transferach ten spór na pewno jest już przeszłością?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.