Robert Lewandowski wersja 2.019. Rekordowy początek to zasługa transferów Bayernu

Jego nowy kontrakt w Bayernie nazywają emerytalnym, ale on się ciągle uczy. A za rekordowym początkiem Roberta Lewandowskiego w tym sezonie stoją też nowe transfery Bayernu. Ale nie te, o których było najgłośniej.
Zobacz wideo

Kończył sobotni mecz z RB Lipsk niby podobnie jak poniedziałkowy z Austrią: remisem i gorzkim wywiadem. Ale to były dwa różne światy: ze Stadionu Narodowego Robert Lewandowski odjeżdżał rozgoryczony, że reprezentacja nawet nie spróbowała narzucić swoich warunków w ataku. A z Lipska: zawiedziony, że Bayern tylko zremisował mimo takiej dominacji w pierwszej połowie. Po zmarnowanej szansie w Warszawie mówił, że ostatnio w kadrze nie ma pewności, czy piłka w ogóle do niego dotrze pod bramką rywali. W Lipsku miał dziewięć kontaktów z piłką w polu karnym RB i już po kwadransie – trzy strzały na bramkę. Czyli więcej niż w dwumeczu ze Słowenią i Austrią.

Najlepszy start Lewandowskiego w Bundeslidze

Już w 3. minucie wykorzystał świetne podanie na dobieg od Thomasa Muellera, zostawił z tyłu obrońców i strzelił gola. Gdyby lepiej trafił piłkę głową w 15. minucie, miałby kolejny dwupak w Bundeslidze i już osiem bramek po czterech kolejkach. Miał szansę jeszcze w ostatniej akcji meczu, ale nie zdążył dobiec, gdy piłka uderzona głową przez Niklasa Süle przeleciała przy linii bramkowej, minimalnie obok słupka. A i tak początek sezonu Polak ma rekordowy: strzelał w każdym meczu Bundesligi, zdobył ponad połowę wszystkich goli Bayernu. W poprzednim sezonie na zebranie siedmiu goli w lidze czekał do połowy listopada. Dwa sezony temu – do ostatniej wrześniowej kolejki. Trzy sezony temu – do ostatniej październikowej. Trzeba by się cofnąć o cztery lata, żeby znaleźć coś, co przyćmi obecny start sezonu: czyli do września 2016, z pięcioma golami z Wolfsburgiem (choć to się zdarzyło 22 września, obecny start Bundesligi Lewandowski ma lepszy). Do ostatniego sezonu pracy z Pepem Guardiolą, do tych miesięcy, gdy Polak na każdym treningu czuł, że jest coraz lepszy, poprawiał wszystko w swojej grze, zostawał po zajęciach, by ćwiczyć rzuty wolne, nauczył się bawić piłką, a nie tylko traktować technikę użytkowo. Wszystko się wtedy układało po jego myśli: trener i jego sztab mieli obsesję doskonałości, Lewandowski z tego korzystał, czuł że jest w najlepszym dla siebie miejscu, a do tego – a może przede wszystkim - zdrowie dopisywało.

Ancelotti, Heynckes, Kovac – coraz więcej przywilejów, coraz mniej treningowego spełnienia

Przez następne cztery lata przybyło Lewandowskiemu mnóstwo goli, wiele trofeów, dostał w Bayernie przywilej strzelania karnych, przywilej częstego próbowania z rzutów wolnych, przywilej bycia najlepiej zarabiającym piłkarzem Bundesligi, grał świetne mecze. Ale można mieć wrażenie, że takiego treningowego szczęścia jak podczas tych miesięcy u Guardioli już później nigdy nie znalazł. Carlo Ancelotti był czarujący i budował na Lewandowskim, ale to jednak nie była ta sama intensywność. Jupp Heynckes musiał awaryjnie ratować Bayernowi sezon i wszystko temu podporządkował, wszystko działo się w biegu, a Lewandowski niemal przez całą kadencję Heynckesa miał problemy z rzepką i czasem rezygnował na treningach z rutynowych treningów strzeleckich, o ćwiczeniu wolnych nie wspominając. Do tego doszły wahania, czy to nie ostatni moment w karierze, by powalczyć o odejście do Realu Madryt. A potem zaczął się czas Niko Kovaca: przebudowy Bayernu, szukania stylu, budowania od obrony. Na atak czasem brakowało już czasu, zresztą dostawy goli się w Bundeslidze zgadzały, w Lidze Mistrzów do pewnego momentu też i dopiero Liverpool w 1/8 finału pokazał braki.

Możesz kupić nawet Messiego. Ale jeśli będzie brakować rąk do pracy, to i Messi zgaśnie

Wiele się po tej porażce mówiło o transferach Bayernu, o tym że trzeba wreszcie kupować za setki milionów, a nie dziesiątki, żeby gonić największych. Mało natomiast było o tym, kto się tymi piłkarzami za dziesiątki i setki ma na co dzień zajmować. A Bayern miał po tych wszystkich trenerskich huśtawkach z ostatnich sezonów osłabiony sztab: zbyt mało specjalistów, wszystko z piętnem tymczasowości. Znakomity asystent Peter Hermann, który przyszedł ratować Bayernowi sezon razem z Heynckesem, początkowo chciał odchodzić razem z nim, potem dał się Kovacowi namówić na pozostanie, ale tylko na rok.

Te problemy oczywiście nie rozpalają wyobraźni tak, jak pożegnania duetu Robbery czy Jamesa, i pytania kto ich zastąpi. Ale są nie mniej ważne. Możesz kupić nawet Leo Messiego, ale jeśli nie masz w sztabie dość ludzi, by się Messim zajęli, gdy potrzebuje indywidualnego treningu, to i on zacznie gasnąć. Najwięksi też ciągle mają nad czym pracować i co poprawić. Lewandowski, gdy przychodził z Borussii do Bayernu, rozwijał w sprintach prędkość ok. 32 km/h. W Bayernie najpierw poprawił się do 33 km/h, potem do 34 km/h. A poprawił też przecież wiele elementów trudno mierzalnych, od panowania nad piłką zaczynając (przypomnijmy, do Bayernu przychodził mając 26 lat, o rok więcej niż dziś ma Piotr Zieliński). I gdy do normalnych zajęć dokładał swoje indywidualne, to nie robił ich pod okiem Guardioli, bo to nie jest zadanie głównego trenera. Tylko z asystentem, Lorenzo Buenaventurą.

Zapomniane letnie transfery Bayernu: trener od Löwa, trener od Hasenhüttla

Niko Kovac nie jest jeszcze trenerem, który – jak Guardiola - na dzień dobry przyprowadza do klubu cały sztab zaufanych specjalistów. Pierwszy sezon w Monachium przepracował, jeśli chodzi o zaplecze, bardziej jak w Eintrachcie niż jak w Bayernie. I dlatego latem zaczęła się w Bayernie transferowa ofensywa. Ale ta przeoczona: transfery do sztabu. Przyszli do codziennej pracy u boku Kovaca trenerzy, którzy przeszli przez najnowocześniejsze uniwersytety niemieckiego (właściwie lepiej napisać: niemieckojęzycznego) futbolu w XXI wieku. Największe wzmocnienie to Hansi Flick, wieloletni asystent Joachima Loewa w reprezentacji, a wcześniej trener w Hoffenheim i asystent w Red Bull Salzburg. Prymus z kursu trenerskiego DFB 2003, lubiany przez piłkarzy warsztatowiec. Drugi to Danny Röhl, specjalista od rozpracowywania rywali, który rozwijał się w RB Lipsk jako analityk wideo i asystent, a potem razem z Ralphem Hasenhüttlem przeszedł z Lipska do Southampton. Tam czasem nawet wychodził ze swojej roli rozpracowującego rywali. W Bayernie ma się skupić głównie na niej. Ale zawsze to jest kolejny partner do dobrej dyskusji w sztabie.

Dla Lewandowskiego najważniejsze jest przyjście Flicka. To pod jego okiem może robić treningi indywidualne, jeśli uważa, że dawka dla całej drużyny to za mało, że nie pozwala przekroczyć bariery zmęczenia, albo gdy pierwszeństwo na wspólnych zajęciach miała obrona. Dodatkowe zajęcia, w dużej mierze obmyślone przez samego Lewandowskiego we współpracy z trenerem przygotowania fizycznego, zdarzają się dwa, czasem nawet trzy razy w tygodniu. Problemy zdrowotne od dłuższego czasu Lewandowskiego omijają, znów ćwiczy wolne, z Schalke trafił tak do siatki pierwszy raz po dłuższej przerwie. Rozterek jeśli chodzi o odejście z Bayernu też już nie ma. Wydaje się to całkiem dobrym punktem do wzięcia rozbiegu: do wiosny w Lidze Mistrzów i - oby – do reprezentacyjnego lata.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.