Julian Nagelsmann rzuca wyzwanie największym klubom. Trenerski fenomen chce wykonać następny krok

- Nie miałem czasu, by być młody - mówi Julian Nagelsmann, jeden z najlepiej zapowiadających się trenerów na świecie. Ponad rok temu odrzucił ofertę Realu Madryt, by niedługo później zgodzić się przejąć RB Lipsk. W małym Hoffenheim wyczyniał niemalże cuda, a teraz chce postawić kolejny krok z RB Lipsk, które meczem z Unionem Berlin rozpoczyna nowy sezon Bundesligi. Sezon, w którym chce gonić Bayern Monachium i Borussię Dortmund.

To zaktualizowana wersja tekstu z 28 czerwca dostępnego pod tym linkiem

Zobacz wideo

- Mam dopiero 30 lat. Jeśli moja kariera potoczy się odpowiednio, będę mógł objąć klub takiego pokroju w przyszłości. Gdybym teraz zdecydował się na Real Madryt, byłbym na szczycie. A chcę wspinać się na szczyt nieco dłużej. Problemem obecnego świata jest chęć wielu ludzi do posiadania największego domu i najdroższego samochodu. Nie chcę iść tą drogą - tak Julian Nagelsmann wytłumaczył, dlaczego nie przyjął oferty Realu Madryt. "Królewscy" po wygraniu Ligi Mistrzów po raz trzeci z rzędu chcieli, by to on został następcą Zinedine'a Zidane'a. Nagelsmann odmówił, a niedługo później stało się jasne, że to jego ostatni sezon w Hoffenheim i 1 lipca 2019 roku został trenerem RB Lipsk. 

Wariacki pomysł nie miał prawa wypalić. A wypalił

"Schnapsidee", czyli "wariacki pomysł", na który ktoś wpadł pod wpływem alkoholu - tak "Frankfurter Rundschau" określiło zatrudnienie Juliana Nagelsmanna na stanowisku pierwszego trenera. Miał nim zostać na początku sezonu 2016/17, ale plany uległy zmianie. W lutym 2016 roku Huub Stevens zrezygnował ze względu na problemy zdrowotne. Zostawił drużynę na 17. miejscu w tabeli z siedmioma punktami straty do bezpiecznej strefy. Hoffenheim miało wybór: zatrudnić na kilka miesięcy "strażaka", który miałby uratować klub przed spadkiem, lub wrzucić Nagelsmanna na głęboką wodę. Zdecydowano się na to drugie rozwiązanie, które "Rhein-Neckar-Zeitung" określiło jako "działanie PR-owe", jakby władze pogodziły się ze spadkiem. O Hoffenheim zrobiło się głośno, do klubu wpłynęło ponad 100 zapytań o wywiad z nowym trenerem. 

- Nasza szatnia jest bardzo duża. Trudno było mi znaleźć odpowiednie miejsce, by każdy mnie dokładnie widział. Poprzedniego wieczoru przygotowałem mowę. Celowo unikałem mówienia o sytuacji w tabeli. Wszyscy ją znali, moje słowa niczego by nie zmieniły. Mówiłem o przyszłości, o tym, jak wyobrażam sobie zespół - wspomina pierwsze chwile w roli trenera Nagelsmann. Wielu trenerów w takiej sytuacji postawiłoby na defensywny futbol, ale Nagelsmann postąpił inaczej: zaszczepił ofensywny styl gry, bo Hoffenheim musiało wygrywać mecze. Drużyna pod jego wodzą wygrała siedem z kolejnych 14 spotkań i uniknęła spadku, mając przewagę punktu nad miejscem barażowym. I to mimo tego, że Nagelsmann równie skupiony był na otrzymaniu licencji i zdawaniu ostatnich egzaminów. - Przygotowywałem się do niedzielnego meczu z Borussią Dortmund, by pisać egzamin w poniedziałek, a potem w środę i wieczorem tego samego dnia graliśmy z Augsburgiem. Potem w sobotę mierzyliśmy się ze Stuttgartem, który również walczył o utrzymanie. To były najbardziej szalone tygodnie moje życia - mówi Nagelsmann.

Potem mógł skupić się już tylko na pierwszej drużynie. Efekt? Czwarte, trzecie i dziewiąte miejsce w ostatnim sezonie (do europejskich pucharów zabrakło zaledwie trzech punktów). W "tabeli Nagelsmanna" - liczonej od lutego 2016 roku do końca poprzedniego sezonu - Hoffenheim jest 3. z 208 punktami. Lepsze są tylko Bayern Monachium (279 pkt) i Borussia Dortmund (228 pkt). Bezcenne jest również doświadczenie, jakie uzyskał poprzez prowadzenie swojego zespołu w Lidze Europy i Lidze Mistrzów. Między innymi przez to posadę rok temu w RB Lipsk stracił Ralph Hasenhuettl, który po zdobyciu wicemistrzostwa z beniaminkiem nie do końca poradził sobie z łączeniem rywalizacji na kilku frontach. RBL odpadło w fazie grupowej LM, a Bundesligę skończyło dopiero na 6. miejscu, co przyczyniło się do jego odejścia.

RB Lipsk czekało rok na Nagelsmanna. Chce gonić Bayern i Borussię

Ofensywny futbol z naciskiem na szaleńczy pressing, stawianie na młodzież - taki krótki opis idealnie pasuje zarówno do Hoffenheim, jak i RB Lipsk. To dlatego, gdy RBL wyczuło szansę na podpisanie z nim kontraktu, zdecydowało się poczekać rok na jego przyjście. Przez ten sezon zespół prowadził Ralf Rangnick, który teraz powraca na kierownicze stanowisko. - Jeśli będziemy kontynuować dobrą politykę transferową, to jesteśmy przekonani, że wraz z Julianem możemy zniwelować różnicę dzielącą nas od BVB i Bayernu - przekonuje Ralf Rangnick w rozmowie ze Sport1. - Nagelsmann to wielki trenerski talent. Ma wszystko, czego potrzeba: jest liderem, radzi sobie z piłkarzami i ich rozwojem taktycznym. Do tego ma dobry wizerunek.

Nagelsmann wprowadził już pierwsze zmiany w Lipsku. Szatnie mają być okrągłe, a nie kwadratowe, by dzieliła go taka sama odległość od każdego z piłkarzy. Podpatrzył to w dokumencie poświęconym Manchesterowi City, takie rozwiązanie wprowadził Pep Guardiola. W obiekcie treningowym pojawi się wielki ekran znany z Hoffenheim. Cztery kamery nagrywały każdy trening, a Nagelsmann mógł przerwać zajęcia w każdym momencie, by pokazać piłkarzom, co mogli zrobić lepiej, na co mają zwrócić większą uwagę. 

Niewykorzystane rezerwy w piłce nożnej

- Największy potencjał w futbolu tkwi w szybkości podejmowania decyzji i przetwarzania informacji. Z badań wynika, że fizycznie nie ma już wielkiego pola do poprawy. Poprawić można to za stronę mentalną, wiele obszarów jest niewykorzystywanych podczas meczu. Moim celem jest zwiększenie możliwości przetwarzania i doboru informacji, by podejmować odpowiednie decyzje. Jak nad tym pracujemy? Korzystamy z dwóch technologii, to Footbonaut i Helix. Oba służą poszerzaniu widzenia peryferyjnego, poprawianiu szybkości reakcji i koncentracji - mówił Nagelsmann w rozmowie z "El Pais".

Na treningach skupia się na poszczególnych sytuacjach meczowych, ale prowokuje w nich piłkarzy do myślenia. Jako przykład podał wyprowadzenie piłki przy grze trójką stoperów. - Mamy na to mniej więcej 40 sposobów. Mogę sprowokować piłkarzy ograniczoną liczbą kontaktów z piłką lub ograniczoną przestrzenią do poruszania się. Czasem po odebraniu piłki możemy strzelić gola tylko z wyznaczonego sektora. Nie chcę odwzorowywać zwykłej gry 11 na 11, tylko doprowadzić do sytuacji, w której piłkarze będą musieli przetworzyć wiele informacji w tym samym czasie i podjąć dobrą decyzję - tłumaczył. I mówi, że bardzo trudno jest zrewolucjonizować futbol, bo wszystko już było w takiej, czy innej formie, a do rewolucji może dojść tylko w przypadku dużych zmian w przepisach. Za to rozmowa o konkretnych ustawieniach nie ma dla niego sensu. - Nie ma różnicy, czy to 4-4-2 czy 4-3-2-1. Widzisz zespoły ustawiające się w ten sposób przy rozpoczęciu spotkania i może z osiem razy w trakcie spotkania. To kwestia pięciu czy dziesięciu metrów - stwierdził. Najważniejsza jest zasada dwóch kontaktów: przyjęcie i podanie, czego zawsze wymaga od swoich piłkarzy.

"Laptopowy trener"? Nie, taktyka wcale nie jest najważniejsza 

Nagelsmann bywa czasem uważany za jednego z "laptopowych trenerów". To powiedzenie ukuł Mehmet Scholl. Odnosi się ono do nowej fali niemieckich szkoleniowców, dla których "taktyka jest najważniejsza", korzystają z zaawansowanych analiz taktycznych i statystyk, którzy przechodzili kursy trenerskie z najwyższymi ocenami, ale zazwyczaj sami nie zrobili wielkich karier. - Dzieci nie mogą już dryblować, umieją wracać za swoim rywalem i pierdzieć w 18 systemach - narzekał Scholl. Nagelsmann odpiera jednak te zarzuty. Dla niego "bycie trenerem to w 30 procentach taktyka, a w 70 procentach umiejętności interpersonalne". 

- Każdego piłkarza trzeba motywować inaczej i należy do niego odpowiednio dotrzeć. By osiągać sukcesy, strona mentalna jest ważniejsza od taktyki. Z ograniczoną wiedzą taktyczną można osiągać dobre wyniki. Nie będziesz miał jednak sukcesów z wielką wiedzą, ale bez umiejętności zarządzania drużyną. Relacje z piłkarzami są dla mnie bardzo ważne - tłumaczy Nagelsmann. - Nie muszę jednak chodzić z nimi na kawę. Powinni czuć, że trener uczy ich nowych rzeczy, rozwija ich. Zawsze ćwiczymy z piłką, nie biegamy po lesie, oni to lubią.

"Nie miałem czasu by być młody"

Sam nie zrobił wielkiej kariery przez poważną kontuzję kolana. Miał zaledwie 20 lat, chwilę wcześniej trafił do Augsburga. To był bardzo trudny okres, bo w wieku 56 lat zmarł jego ojciec. - Nie miałem czasu, by być młody. Musiałem zająć się poważnymi rzeczami, sprzedać dom, poradzić sobie ze wszystkich. Po latach zorientowałem się, że stałem się przez to bardziej dojrzały. Wolałbym, żeby doszło do tego w inny sposób, ale ta odpowiedzialność pomogła mi w rozwoju zarówno jako człowiek, jak i jako trener. Robiłem rzeczy nietypowe dla tak młodych ludzi. 

Nie wszyscy w Hoffenheim płaczą. "Nie wiem, na jakiej pozycji gram"

Nie wszyscy w Hoffenheim płaczą jednak za Nagelsmannem. - Znakomicie ze sobą współpracowaliśmy. Ale nie będę za nim tęsknił. Może to nawet dobrze, że nie będziemy już ze sobą pracować. Muszę się rozwijać, a nowy trener może dać nowy bodziec do rozwoju, nowe ćwiczenia, co mi pomoże - stwierdził Nadiem Amiri, jego podopieczny z Hoffenheim. Pod koniec sezonu na krytykę Nagelsmanna zdecydował się Andrej Kramarić. - Zbyt często zmieniamy system w trakcie spotkania. Nie jesteśmy na to gotowi, nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi. Kocham Juliana, ale czasem zmiana ustawienia zajmuje trzy minuty, bo nie każdy piłkarz zrozumie albo usłyszy, co powinien zrobić. Wtedy tracimy przewagę i przebieg spotkania zaczyna się zmieniać. Zbyt często nie dajemy rady w końcówkach spotkań. W wielu meczach nie wiem, na jakiej pozycji gram. Jestem naprawdę rozczarowany - powiedział w rozmowie z "Bildem". - Jako trener czasami musisz przyznać, że twój plan nie działa już po 10 minutach. Piłkarze muszą przystosować się do zmiany natychmiast, pracujemy nad tym - tłumaczy powody częstych zmian Nagelsmann.

Ale Kramarić to jeden z tych piłkarzy, który wiele zyskał na współpracy z Nagelsmannem. Pod jego okiem Sebastian Rudy i Sandro Wagner rozwinęli się na tyle, by trafić do Bayernu Monachium i reprezentacji Niemiec. Kramarić odbudował się po nieudanej przygodzie w Leicester City, a wiele mu zawdzięczają również Ishak Belfodil, Joelinton, Niklas Suele, Kerem Demirbay czy Serge Gnabry. Nagelsmannowi najlepsze pomysły przychodzą mu do głowy w... łazience i od razu je zapisuje, by ich nie zapomnieć. Nie wie, czy piłkarze uważają go za wariata, ale niektóre jego pomysły są szalone. W meczu z Werderem Brema wystawił aż pięciu nominalnych napastników (dwóch grało jako wahadłowi), za to kiedyś w drużynie U-19 postanowił zrobić z ofensywnego pomocnika libero. 

Gdzie zakończy się wspinaczka Juliana Nagelsmanna?

- Piłka nożna to sport, który wpływa na masy. Atrakcyjna gra to nasz obowiązek, nasz styl gry jest odważny i inspirujący - mówił Nagelsmann jeszcze w Hoffenheim. Teraz te same słowa będą przyświecały mu w RB Lipsk. Ale wszyscy wiedzą, że to zaledwie jeden z wielu kroczków w jego karierze. Szczytem będzie przejęcie Bayernu Monachium lub Realu Madryt. Ale Nagelsmann sam zdecyduje, kiedy będzie na to gotowy - na razie cieszy się z samej wspinaczki. Na tę podróż zabierze ze sobą piłkarzy i kibiców RB Lipsk.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.