Karl-Heinz Rummenigge nazwał kiedyś ten Bayern „Błękitnym Mauritiusem”. Najrzadszym okazem. W muzeum Bayernu można siąść w małej salce kinowej i posłuchać hymnu o tej drużynie. Śpiewa chór, grają monachijscy filharmonicy, dyryguje wielki Lorin Maazel, ubrany w klubową koszulkę. „O Bayernie, silny jak nigdy. Najwcześniejszy mistrzu Niemiec w dziejach”. „Z Juppem Heynckesem potrójna korona jest blisko jak nigdy”. I tak dalej. Hymn powstał z okazji finału Ligi Mistrzów 2013. I tam, w Londynie, z Robertem Lewandowskim, Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem po przeciwnej stronie boiska, wszystko się dopełniło. Bayern jedyny raz w historii klubu zgarnął w jednym sezonie wszystko co najcenniejsze.
Tamten Bayern z wiosny 2013 to było tornado futbolu. Pressing, szybkość, zrozumienie, rozmach. Znak zmiany warty w klubowym futbolu: pożegnanie z rządami Barcelony według pomysłu Pepa Guardioli i jego następców. Zapowiedź zmiany rządów w reprezentacyjnej piłce: Hiszpania z tronu, w jej miejsce Niemcy. Największy trenerski sukces w karierze Juppa Heynckesa.
Były różne Bayerny Heynckesa. Ten trener pracował w Monachium już trzy razy. I miewał bardzo różne momenty, również podczas tej ostatniej kadencji. W 2012 przegrał finał Ligi Mistrzów w Monachium, jeszcze jesienią 2012 gra się średnio kleiła. Ale wiosną 2013 wszystko ułożyło się idealnie. To jest właśnie ten „Bayern Heynckesa”, ten z wiosennych tygodni 2013. Świetnie ułożony, ale potrzebował też małej interwencji przypadku. W meczu z Juventusem szybko kontuzję złapał Toni Kroos, za niego wszedł na boisko rezerwowy po przejściach, Arjen Robben. Negatywny bohater finału z 2012 wrócił w wielkiej formie. I to był ten ostatni brakujący element. Bayern zaczął fruwać.
Stał się wtedy punktem odniesienia w piłce, wzorem dla wielu trenerów. Również: punktem odniesienia dla oceny następców Heynckesa w Bayernie. Ale dla niego samego to było trenerskie pożegnanie. Od pół roku wiedział, że przekaże drużynę Pepowi Guardioli. Przeszedł na emeryturę. Może trochę rozżalony, że jednak trzeba odejść w takim momencie. Ale nie chował urazy. Bayern to jego przybrany dom. Jako piłkarz grał dla jego wielkiego rywala, Borussii Moenchengladbach. Ale jako trener stał się przyjacielem Bayernu. I przyjacielem Ulego Hoenessa.
Podczas ostatniej kadencji mieszkał w Monachium w willi Hoenessa. I gdy teraz przyjaciele z Bawarii zadzwonili, pytając: czy odwołasz na kilka miesięcy emeryturę i posprzątasz po Carlo Ancelottim, nie odmówił. Mimo, że chodzi o pracę tylko przez kilka miesięcy, do końca sezonu. I trzeba robić porządki w biegu, a jest co sprzątać. W dwóch ostatnich kolejkach Bundesligi Bayern tylko zremisował, w obu meczach tracił prowadzenie 2:0. Przedzieliło te mecze lanie w Lidze Mistrzów od PSG, które przesądziło o zwolnieniu Ancelottiego. Borussia Dortmund ma już pięć punktów przewagi nad Bayernem. W Lidze Mistrzów po kolejnej stracie punktów sytuacja mogłaby się stać nieciekawa. Zadanie jest trudne. Ale Heynckes przystał na nie.
Dwa lata temu zadzwonili do niego z dużego europejskiego klubu z propozycją powrotu i – jak opowiada – odmówił: „Nie mogę zostawić mojego psa samego”. Bayerowi Leverkusen niedawno też odmówił. A teraz wziął psa, kota – opowiadał o nich już na dwóch konferencjach po powrocie do Bayernu – zostawił swoje gospodarstwo między Gladbach a holenderską granicą i przeniósł się do Monachium. – Kto potrafi pogodzić psa z kotem, ten może trenować Bayern – żartował Karl-Heinz Rummenigge.
Ale za tym żartem kryły się też aluzje do tego co się ostatnio działo nie tylko w szatni Bayernu, między piłkarzami i piłkarzami a Carlo Ancelottim, ale również podziałów w biurach Bayernu. Nadejście Heynckesa to ma być znak nowego początku dla szefów klubu. Rummenigge i Hoeness często byli ostatnio na kolizyjnym kursie i nie ukrywali tego. Mieli różne pomysły na klub, Rummenigge bronił tego, co zostało po jego rządach – Bayern umiędzynarodowiony, zarabiający również na dalekowschodnich tournée – a Hoeness po przejęciu z powrotem władzy nie krył niedosytu, że trofeów było za mało, a tożsamość się rozmyła. Rummenigge nie ukrywał, że wyrok za oszukiwanie na podatkach dla Hoenessa był zadrą, która zostawiła ślad. – Przyjaźnimy się, to się nie zmienia. Ale jeszcze nie jest jak było. Jeszcze się na powrót nie pobraliśmy – mówił w jednym z wywiadów.
Teraz ma nastać pokój. A razem z nim: „Bayern way of life”, jak to niedawno ujął Hoeness. Powrót do korzeni. Wahadło ma się wychylić w drugą stronę. Heynckes to ludzki pan, jak Ancelotti, ale ma w przeciwieństwie do niego nie przesadzać z luzem. Jeśli niektórzy narzekali, że ostatnio w Bayernie było zbyt międzynarodowo, to teraz będzie swojsko. Były skargi, że sztab Ancelottiego jest za słaby po odejściach Paula Clementa do Swansea i Hermanna Gerlanda do szkolenia młodzieży? To teraz wraca Gerland, a dołącza do niego jeszcze Peter Herrman. Jeden z najbardziej cenionych w Niemczech asystentów, partner z którym Heynckes budował Bayern 2013. Asystent tak ceniony, że Bayern zapłacił 1,75 mln euro, by Fortuna Duesseldorf zgodziła się puścić Herrmanna do Monachium. Nazwano go już „najdroższym asystentem na świecie”. Heynckes miał wątpliwości, czy przez ponad cztery lata emerytury nie stracił kontaktu z wielkim futbolem. Zgoda Hermanna, ostatnio asystenta Friedhelma Funkela w Duesseldorfie, pomogła je rozwiać.
Co to wszystko oznacza dla szatni Bayernu? - Jest w drużynie pewna euforia – mówi Thomas Mueller. – Czujemy zaufanie. – dodaje Jerome Boateng. – Widać, że treningi sprawiają nam przyjemność. Znów się rwiemy do pracy – mówi Boateng. Znów. Nieprzypadkowo dziennikarze pytali o zdanie właśnie ich, uważanych za skonfliktowanych z Ancelottim. – To zawsze była moja mocna strona, budowanie zaufania. Byłem piłkarzem, wiem czego piłkarze potrzebują – mówi Heynckes. Zapowiedział, że będzie pracował nad taką równowagą sił w szatni, jak z sezonu potrójnej korony: niech piłkarze jak najwięcej ustalają poza boiskiem między sobą, a trener wkracza tylko wtedy, gdy to konieczne. Głaskał piłkarzy, mówiąc, że Boateng, Mats Hummels, czy Mueller będą bardzo ważni w hierarchii drużyny, a Robben jest tak dobry, że jeszcze nie tylko ten sezon ale i następny rozegra na takim poziomie jak trzeba (a na ten następny nie ma jeszcze kontraktu z Bayernem). Ale też brał tych samych piłkarzy pod włos, mówiąc, że Boateng, Mueller czy David Alaba muszą grać lepiej niż w ostatnim czasie. Boateng tak bardzo nie mógł się odnaleźć u Ancelottiego, że ponoć myślał o odejściu. Mueller, największy idol kibiców Bayernu, piłkarz nie na sprzedaż, jak deklarowali szefowie Bayernu, odrzucając nie tak dawno stumilionowe propozycje, w pewnym momencie stał się dla Ancelottiego piłkarzem na doczepkę.
W sobotę będzie można się przekonać, jak Bayern Heynckessa będzie wyglądał na boisku. Wiadomo już, że Javi Martinez wraca do pomocy. Jako pomocnika Heynckess ceni go bardziej niż jako obrońcę. To oznacza, że robi się w pomocy tłoczno. Zbyt tłoczno dla dla transferowego rekordzisty Bayernu Corentina Tolisso? Czy dla Arturo Vidala, który w sobotę i tak miał odpocząć, po powrocie ze zgrupowania kadry? Vidal zakończył właśnie reprezentacyjną karierę, podobnie zrobił Robben. Bayern może na tym tylko zyskać. Ale niektórych swoich żołnierzy z czasów poprzedniej pracy w Bayernie Heynckes na razie nie będzie mieć do dyspozycji. Kontuzję długo jeszcze będą leczyć Manuel Neuer i Franck Ribery.
Pytanie co z tymi, z którymi Heynckes jeszcze nie pracował. Thiago Alcantara przychodził jako piłkarz ze szczytu listy życzeń Guardioli – „jego albo nikogo” odpowiedział Guardiola, gdy go zapytano o pierwsze transfery – a u Ancelottiego grał nawet wtedy, gdy jeszcze nie był w pełni formy po kontuzji. I nie wszystkim się to podobało. James Rodriguez to z kolei nadal wielka niewiadoma. On był transferowym życzeniem Ancelottiego i teraz ma prawo się czuć, jakby mu się grunt usunął spod nóg. W Ameryce Południowej piszą, że chciałby odejść z Bayernu, nie czuje więzi z drużyną. Ale Heynckess lubi takie wyzwania: przyłączyć piłkarza do drużyny. I mówi po hiszpańsku.
I wreszcie pytanie z polskiego punktu widzenia najważniejsze: jak ułoży się Heynckesowi współpraca z Robertem Lewandowskim. – Czasami jest niełatwo, gdy klub zmienia trenera podczas sezonu – mówi Lewandowski w wywiadzie dla ESPN, pytany o nową sytuację. On już dawno nie zaznał takiej zmiany w środku sezonu. Ostatni raz - w Zniczu Pruszków. Prawie dekadę temu. U Ancelottiego Polak wiele zyskał, jeśli chodzi o pozycję w drużynie, choćby pierwszeństwo wykonywania rzutów karnych, wolnych. Jest współliderem strzelców razem z Pierre'em-Emerickiem Aubameyangiem. Ale o dobre sytuacje strzeleckie było mu ostatnio coraz trudniej.
Polak uchylił się od pierwszych pytań o ocenę nowego trenera. – Było rzeczywiście intensywniej na treningach, ale dwa treningi to za mało, żeby powiedzieć coś więcej. Może za dwa, trzy miesiące – odpowiadał po pierwszych dniach. – Ja sobie w ogóle nie mogę przypomnieć, kiedy ostatnio w Bayernie trenowaliśmy spokojnie cały tydzień. I to jest dopiero pytanie. Bo cały czas był rytm: mecz, trochę treningu, mecz. A teraz popracowaliśmy spokojnie – mówi Polak. Ale szybko następnego takiego tygodnia nie zazna. Od soboty Bayern czeka siedem meczów w trzy tygodnie.