Bundesliga. Bayern - Borussia Dotmund 4-1. Starsi panowie dwaj

Bayern bez większych problemów pokonał osłabioną kontuzjami Borussię, a w rolach głównych wystąpili ci, których najlepszy czas wydawałoby się już minął.

Futbol na tak

Bayern od samego początku zepchnął rywali do głębokiej defensywy. Borussia podejmowała próby wyższego odbioru, ale rzadko przynosiły one jakikolwiek efekt. Gościom rzadko udawało się zatrzymać sprawnie wymieniających podania przeciwników, którzy bez trudu docierali na połowę rywala. Gdy to następowało, Borussia starała się bronić głębiej, pozwalając Bayernowi na spokojne operowanie piłką. Gdy zaś udało się ją odzyskać, starali się ją szybko przenosić daleko od własnej bramki. W efekcie w pierwszych 45 minutach oba zespołu spędziły na połowie rywala więcej czasu z piłką, niż na własnej. O ile jednak Bayern był w stanie zaangażować większą liczbę graczy w atak i skutecznie rozciągać defensywę przeciwnika, tak Borussia szybko traciła posiadanie, zanim jeszcze do odbiorcy zagranej wyżej piłki zdążyło dotrzeć wsparcie.

Żółte tło

W efekcie goście byli skazani na neutralizowanie ataków Bayernu na własnej połowie. Nawet jednak mimo angażowania w defensywę wielu graczy, nie dawali rady zabezpieczyć wszystkich sektorów. Piłka krążyła bardzo szybko między nogami zawodników Bayernu. Skrzydłowi schodzili do środka, tworząc przewagę w półprzestrzeniach, zaś na ich miejsce w pobliżu linii bocznych błyskawicznie wbiegali skrajni obrońcy, którym zostawiano mnóstwo miejsca. Zwłaszcza w drugich 45 minutach Borussia była zmuszona do gry reakcyjnej. Średnie pozycje zaledwie czterech graczy znajdowały się poza własną połową, a posiadanie piłki spadło w okolice raptem 20 procent.

Wesołe jest życie staruszka

Największym problemem Borusii były boczne sektory boiska. Ustawienie dortmundczyków było mocno nieregularne. Choć nominalnie był to ponownie system z trzema środkowymi obrońcami, Schmelzer często zostawał głębiej, bo bardziej pomagać w neutralizowaniu duetu Lahm - Robben. Wraz z upływem meczu jednak coraz częściej zaczął się angażować wyżej, co pozwalało na więcej szaleństw Holendrowi, który momentami grał na tej samej wysokości, co Lewandowski. Robben skwapliwie to wykorzystywał, raz po raz stwarzając przewagę indywidualnie. 15 udanych dryblingów okrasił golem, a często też przy tym po zejściu do środka skupiał na sobie uwagę przeciwników, sprawiając że więcej miejsca zostało w innych sektorach. Dzięki temu osiem akcji inicjowanych prawą stroną zakończyło się strzałami. Niewiele gorzej, choć mniej spektakularnie, poczynał sobie Ribery. Akcje obu trzydziestokilkulatów skutecznie rozciągały szeregi obronne rywala, nawet pomimo stosowania gęstej defensywy.

Niezastąpiony

To wszystko mogłoby się jednak na niewiele zdać, gdyby nie Lewandowski. Bardzo często to jego ruch pozwalał na szybkie przeniesienie ataku w inną stronę. Napastnik Bayernu swoim ciągłym przemieszczaniem się wyciąga rywali z pozycji i skupia na sobie uwagę. Doskonale było to widać choćby przy bramce Robbena, kiedy jego zejście w jedną stronę zupełnie odtworzyło prawą półprzestrzeń i dało Holendrowi czas i miejsce na rozpędzenie się. Choć Lewandowski nie może się równać z Holendrem pod kątem przebłysków indywidualnych z piłką i tworzenia dzięki nim przewagi, dla Bayernu jest on zupełnie niezbędny. Żaden inny napastnik nie byłby w stanie tak bardzo połączyć umiejętności wykańczania z przydatnością do zespołu. Nic dziwnego, że jego uraz powoduje, że przed meczem z Realem na obóz Bayernu padł blady strach.

Bayern bez większych problemów pokonał osłabioną kontuzjami Borussię, a w rolach głównych wystąpili ci, których najlepszy czas wydawałoby się już minął.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.