Bundesliga. RB Lipsk, czyli awans klubu budzącego odrazę

Od samego początku swojej egzystencji - czyli od 2009 roku - budzili odrazę większości kibiców piłkarskich w Niemczech. Powiedzieć, że są najbardziej znienawidzonym klubem, to tak jakby nic nie powiedzieć. Dla wielu to ucieleśnienie wszelkiego zła dotykającego współczesny futbol. RB Lipsk po raz pierwszy w historii zagra w Bundeslidze. Ale to dopiero początek - teraz zamierza zagrozić Bayernowi Monachium i innym możnym niemieckiego futbolu. Tylko latem RBL zamierza wydać 200 mln euro na transfery.

Strategia Red Bulla, firmy sponsorującej klub z Lipska jest prosta. Wykładają pieniądze, ale w zamian zmieniają nazwę klubu, barwy (na biało-czerwone) oraz herb, w którym pojawiają się charakterystyczne dwa byki. Pierwszym zespołem, z którym tak postąpiono był w 2005 roku austriacki Salzburg - w miejscowości w pobliżu tego miasta powstał Red Bull.

Później nadeszła pora na kolejne kraje, a nawet kontynenty. Taką samą nazwę noszą kluby z Nowego Jorku, Sao Paulo oraz Sogakope z Ghany. Ta polityka budzi olbrzymie kontrowersje, lecz założyciel firmy, Dietrich Mateschitz nie ma sobie nic do zarzucenia.

- Nie jestem [Romanem] Abramowiczem. Wszystko robimy z głową. Nie ma nic prostszego niż pójście na zakupy z walizką pełną pieniędzy. To głupie, a my nie jesteśmy głupi - tłumaczy, twierdząc, iż Red Bull bierze na siebie pełną odpowiedzialność za kluby. Odrzuca też zarzuty o brak tradycji. Jego zdaniem jedyne, co różni jego kluby od Barcelony czy Bayernu, to 100 lat. - Za 500 lat tamte zespoły będą miały 600 lat, my 500 - twierdzi Mateschitz.

Trawiasty sport

W Niemczech napotyka największe przeszkody. Ze względu na przepisy, skrót "RB" w przypadku drużyny z Lipska nie pochodzi od nazwy firmy. Oficjalnie pełna nazwa niemieckiego klubu to RasenBallsport (w wolnym tłumaczeniu "Trawiasty sport piłkarski") . To całkiem sprytne zagranie sprawiło, iż niemal wszyscy i tak mówią o Red Bullu Lipsk. W "poprzednim wcieleniu" był to 5-ligowy SSV Markranstädt. Z początku do klubu sprowadzano piłkarzy po trzydziestce.

Z czasem polityka uległa zmianie. Zaczęto stawiać na młodzież. Dyrektorem sportowym został Ralf Rangnick (obecnie menedżer). Ma już doświadczenie w takich projektach - to on stał za awansem TSG Hoffenheim, innego "sztucznego klubu" do 1. Bundesligi. Pracował tam z nim Ulrich Wolter, który przeniósł się z nim do Lipska. Jego zdaniem w tym mieście szanse na sukces są dużo większe. - Hoffenheim to mała miejscowość z dobrymi warunkami do rozwoju, lecz trudno je porównywać do Lipska - twierdzi.

Nadzieja dla wschodu

Wybór miasta nie był przypadkowy. Przede wszystkim to klub ze wschodnich Niemiec, które przypominają prawdziwą piłkarską pustynię. Mur berliński runął 25 lat temu, lecz w piłce nożnej i innych dziedzinach życia skutki jego istnienia są nadal widoczne. RB Lipsk będzie pierwszą drużyną z dawnego NRD grającą w Bundeslidze od 2009 roku (Energie Cottbus).

Potencjał piłkarski miasta jest wielki. Już w 2006 roku 45-tysięczny Zentralstadion (dziś - oczywiście - Red Bull Arena, dom RB Lipsk) gościł uczestników mistrzostw świata. W 3. lidze na mecze RBL chodziło średnio ponad 15 tysięcy widzów, a na jeden mecz przyszło prawie 40 tysięcy kibiców. Po dwóch sezonach w drugiej lidze widać, że obiekt robi się już za mały. Klub rozważa jego rozbudowę lub postawienie nowego stadionu na bagatela 80 tys. miejsc.

Miliony na transfery

Przez rywali w 3. lidze niejednokrotnie nazywani byli tamtejszym Bayernem. Nic dziwnego, skoro na transfery wydali ponad 2 miliony euro. Wszystkie pieniądze zostały przeznaczone na piłkarzy pomiędzy 18. a 22. rokiem życia. Za 35 mln euro zmodernizowano bazę treningową.

Ale to był dopiero początek rozrzutności. Przed pierwszym sezonem w drugiej lidze na transfery wydano ponad 23 mln euro, w tym 7 za Omera Damariego (Austria Wiedeń) czy 5 za Massimo Bruno (Anderlecht). W lecie zeszłego roku za 8 mln do Lipska przeniósł się Davie Selke. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie był młodzieżowym reprezentantem Niemiec, który był gwiazdą pierwszoligowego Werderu Brema. 6 mln za 22-letniego Atinca Nukana z Besiktasu? Nie ma problemu.

To właśnie swoim podejściem do wychowywania młodych zawodników RB Lipsk chce zmienić swój wizerunek bezdusznego giganta. To się jednak nie udaje.

"Red Bull Świnie"

Niemiecki magazyn 11FREUNDE samą egzystencję RB Lipsk nazwał "policzkiem wymierzonym w twarz piłkarskiej kultury". Kibice rywali podczas spotkań śpiewali w ich kierunku "niszczycie naszą grę", a przed meczem z Holstein Kiel fani tego klubu przerobili plakat meczowy poprawiający nazwę zespołu na "Red Bull Świnie". Dość powiedzieć, że już w pierwszym spotkaniu w historii RBL przeciwni kibice życzyli im śmierci. Pod ich wpływem kluby rezygnowały z gry w sparingach z RBL.

I nie chodzi tu jedynie o zespoły z niższych lig, ale również Schalke czy Stuttgart. Jednak największym grzechem klubu z Lipska jest naruszanie zasady 50+1, kluczowej dla tożsamości niemieckiego futbolu. W myśl tych regulacji członkowie klubu muszą posiadać co najmniej 51 proc. udziałów.

W praktyce to nie ma miejsca w Lipsku, lecz w teorii wszystko wygląda w porządku. W marcu 2014 roku na łamach "The Guardian" Philip Oltermann pisał, że klub posiada 11 członków. Większość spośród nich to pracownicy Red Bulla. Wszystko przez wygórowane ceny - 100 euro za rejestrację i 800 euro za każdy kolejny rok. W dodatku klub rościł sobie prawo do odrzucenia jakiegokolwiek wniosku bez podania przyczyn. Dla porównania, pisze Oltermann, roczne członkostwo w Bayernie Monachium wynosi 60 euro. Takie kwoty są zaporowe dla zwykłych kibiców.

Z tych względów przyznanie licencji RBL na grę w drugiej lidze nie było pewne, ale ostatecznie ją dostało (pod kilkoma warunkami). DFL (Niemiecka Liga Piłkarska) od początku nie chciała iść na wojnę z austriacką firmą. W sądzie taka reguła jak 50+1 mogłaby nie przetrwać. A to wywróciłoby cały niemiecki futbol do góry nogami. Z tego powodu zdecydowano się na kompromis. Zresztą już w 2011 roku prezydent Hannoveru 96 Martin Kind groził DFL sprawą sądową. Wtedy postanowiono, że osoby indywidualne oraz firmy inwestujące w klub ponad 20 lat mogą stać się większościowym właścicielem.

Omijanie przepisów

Ale RBL omija przepisy również w inny sposób, choć nie dla własnych korzyści. I robi to w obrzydliwy sposób. Gwiazdą w Rapidzie Wiedeń był Marcel Sabitzer. W 2014 roku chciał go kupić Red Bull Salzburg, ale klauzula odejścia Austriaka (2 mln euro) była ważna jedynie dla zagranicznych klubów. Więc Sabitzera kupił zespół z Lipska, by od razu wypożyczyć do Salzburga.

Podobnie postępowano z innymi zawodnikami. Kupionego w tym samym czasie Bruno (5 mln!) od razu wypożyczono do siostrzanego klubu. Damariego kosztującego dwa miliony więcej oddano w tym sezonie.

200 mln na transfery

Pierwotnie RBL miało zagrać w Bundeslidze najpóźniej w 2017 roku. Plan udało się zrealizować z rocznym zapasem. Teraz zaczyna się najtrudniejsza część całego projektu. Wykonano jednak już pierwsze kroki. Rangnick nie chce być dalej trenerem, więc od lata znowu zostanie dyrektorem sportowym. Nowym trenerem zostanie Ralph Hasenhuettl z Ingolstadt. W zeszłym roku niespodziewanie wprowadził ten zespół do Bundesligi. Bardziej imponujące jest to, że wbrew wszelkim oczekiwaniom Ingolstadt zajmuje 10. miejsce w lidze na kolejkę przed końcem i ma zapewnione utrzymanie.

Hasenhuettl będzie teraz pracował w zupełnie innych warunkach. To jak przesiadka ze zwykłego samochodu do bolidu Formuły 1. Jasne, Ingolstadt to również klub bez historii (założony w 2004 roku) i ze wsparciem wielkiego koncernu (Audi). Ale Ingolstadt od powstania wydało na transfery jedynie nieco ponad 10 mln euro. Dla porównania RB Lipsk interesowało się Berndem Leno z Bayeru Leverkusen, bo jego klauzula odejścia wynosiła "tylko" 18 mln euro. W składzie RBL znajdują się m.in. reprezentanci Danii (Yussuf Poulsen), Szwecji (Emil Forsberg) czy Austrii (Sabitzer), wcześniej wspomniany został również utalentowany Selke.

Na celowniku Rangnicka i spółki znalazł się chociażby 19-letni Breel Embolo z FC Basel, jeden z największych talentów w Europie. Już zimą "Bild" informował, że RBL po awansie do Bundesligi zamierza wydać na transfery 200 mln. Celem jest jak najszybszy awans do Ligi Mistrzów. Przy takim tempie rozwoju Bayern Monachium i Borussia Dortmund mogą zacząć się bać.

To zaktualizowana wersja tekstu z 2014 roku: "RB Lipsk w 2. Bundeslidze. Rodzi się gigant", który jest dostępny tutaj

Historyczny awans RB Lipsk. Tak się cieszy miasto! [WIDEO]

Zobacz wideo
Czy RB Lipsk utrzyma się w Bundeslidze?
Więcej o:
Copyright © Agora SA