SV Darmstadt w Bundeslidze: budżet Pogoni Szczecin, drużyna wojowników, rozpadający się stadion. "Na przyjazd Guardioli przetrzemy tu mokrą szmatą"

Dwa lata temu SV Darmstadt dopiero przy zielonym stoliku uratowało się przed degradacją do czwartej ligi. Dziś jest w Bundeslidze. "To najbardziej nieprawdopodobna historia o kopciuszku, jaka się w niemieckim futbolu zdarzyła" - pisze "Die Zeit".

Wygrana przesądzająca o awansie Darmstadt była jak cały sezon: skromne 1:0 z St. Pauli. Jak przystało na drużynę, która w 2. Bundeslidze straciła najmniej goli, ale też niewiele ich strzelała. Po końcowym gwizdku kibice "Lilii" (kwiat jest w herbie miasta i klubu) wpadli na boisko, cięli sobie na pamiątkę kawałki siatki z bramek, wydłubywali kawałki murawy, a najlepszy strzelec Darmstadt Dominik Froh-Engel stanął przed dziennikarzami i ogłosił, że trenera Dirka Schustera powinno się właściwie natychmiast pogonić z klubu. - Już drugi sezon z rzędu nie wypełnił zadania. Mieliśmy walczyć o utrzymanie w trzeciej lidze, a awansowaliśmy. Mieliśmy walczyć o utrzymanie w drugiej, a znów jest awans. Zwolnić go!

Drudzy po Hoffenheim

Darmstadt jest dopiero drugim klubem w niemieckim futbolu, któremu się udały awanse z trzeciej do pierwszej ligi rok po roku. Pierwszym było Hoffenheim w 2008 r. Ale Hoffenheim to, jak mówią Niemcy, klub z probówki. Drużyna bez tradycji w wielkim futbolu, historia sukcesu sfinansowanego pieniędzmi Dietmara Hoppa, właściciela firmy SAP. Hoffenheim już w drugiej Bundeslidze wydało na transfery kilkanaście milionów euro. A SV Darmstadt 98 miało w zakończonym sezonie tylko pięć milionów euro budżetu. Najmniej w całej lidze, mniej więcej tyle, ile w ekstraklasie ma Pogoń Szczecin. - My tu wydajemy tylko tyle, ile mamy - mówi prezes Rüdiger Fritsch.

Ojcowie trenerów rozpracowują rywali

Klub ze 150-tysięcznego miasta niedaleko Frankfurtu grał już dwa razy w Bundeslidze, ale w dawnych czasach, w 1978 i 1981 r., gdy jeszcze dla takich kopciuszków było w futbolu więcej miejsca. Nazywano wtedy Darmstadt "drużyną po fajrancie", bo futbol nie był dla jego piłkarzy podstawowym zajęciem. W obu przypadkach spadli z ligi po jednym sezonie. W tym drugim przypadku - z długami, które prawie doprowadziły klub do upadku. Kolejny raz klub był bliski likwidacji w 2008 r., gdy uratowała go publiczna zbiórka pieniędzy i Bayern Monachium, zgadzając się na mecz towarzyski, z którego dochód przeznaczono na spłatę długów. To wtedy zgodził się pomagać klubowi obecny prezes Fritsch, wzięty prawnik. Dziś Darmstadt już nie jest drużyną piłkarzy po fajrancie, ale pracowników klubu to jak najbardziej dotyczy. Anne Baumann, na co dzień doradca podatkowy, jest po godzinach skarbniczką i menedżerką drużyny. A za rozpracowanie rywali odpowiadają ojcowie trenerów: Schustera i jego asystenta Saschy Franza. Klub zatrudnia ledwie 12 pracowników, a i kadrę miał najwęższą w 2. Bundeslidze.

Szatnie jak więzienne cele

Komentatorzy nazywają ten awans spełnieniem snów romantyków futbolu. "Die Zeit" pisze, że ze wszystkich historii o kopciuszku w niemieckim futbolu ta jest najbardziej wyjątkowa. Darmstadt ledwie dwa lata temu spadło do czwartej ligi. Na moment, bo okazało się że największy rywal "Lilii", Kickers Offenbach, nie spełnił wymogów licencyjnych i to on musiał spaść. Już rok później Darmstadt dostało się do drugiej ligi po dramatycznych barażach z Arminią Bielefeld. A teraz czeka na Bundesligę ze swoim stadionem - skansenem futbolu z lat 60. Jest tu tylko jedna trybuna, nazywana z przekąsem trybuną główną. Jest żużlowa bieżnia i boczne boisko, które musi zastępować klubowy ośrodek. Są rzędy toi toi, bo toalety w budynku klubowym były w dramatycznym stanie. Czasem nie ma ciepłej wody pod prysznicami piłkarzy. Dla VIP-ów jest namiot za trybuną i kontenery. Z 16 tysięcy miejsc tylko jedna piąta to siedzące. A malutkie szatnie mają urok więziennych cel.

Drogi Bayernie, czekamy

- Drogi Bayernie, ta szatnia już czeka na ciebie - taki mem ze zdjęciem szatni zrobiło po awansie lokalne radio, gratulując awansu. Prezes Fritsch mówi, że też już się nie może doczekać przyjazdu mistrza i obiecuje, że z okazji wizyty Guardioli "przetrzemy tu wszystko mokrą szmatą". Żarty żartami, ale stadion to dziś największy problem klubu. Jest własnością miasta, które ma już plany przebudowy za 33 mln euro. Ale stadion będzie gotowy nie wcześniej niż w 2017. Może się okazać, że na razie Darmstadt, by dostać licencję, będzie musiało wynajmować stadion. Najprawdopodobniej w pobliskiej Moguncji.

Mentalność wygrywa z jakością

Jak ten awans był możliwy w tak spartańskich warunkach i przy takim budżecie? Trener Schuster, były reprezentant i NRD, i zjednoczonych Niemiec, ma na to proste wytłumaczenie: "Mentalność wygrywa z jakością". On zbudował drużynę, która jest jak zaciśnięta pięść. Świetnie się broni, walczy, wyćwiczyła stałe fragmenty, znakomicie kontratakuje. Nikt w drugiej lidze nie lubił z nią grać. Schuster, maratończyk amator, podczas przygotowań do sezonu ćwiczy razem z piłkarzami.

Przez ostatnie dwa sezony za nowych piłkarzy Darmstadt zapłaciło łącznie 5 tys. euro odstępnego, plus 25 tys. euro za wypożyczenie. Prezes Fritsch brał takich, których gdzie indziej uznano za przegranych. Kapitan Aytac Sulu przyszedł z drugiej ligi austriackiej. Szef obrony Romain Bregerie - po tym jak spadł z drugiej ligi z Dynamem Drezno. Marcel Heller - po spadku z trzeciej ligi z Alemannią Aachen. I jest jednym z wielu wziętych z trzeciej ligi. Leon Balogun był bez drużyny trzy miesiące. Benjamin Gorka - rok. Marcela Hellera odrzucił Eintracht Frankfurt, Floriana Jungwirtha - VfL Bochum, choć to były mistrz Europy do lat 19.

Drużyna muszkieterów

Ci odrzuceni stworzyli drużynę muszkieterów. Tak to nazywa ulubieniec kibiców, brodaty napastnik Toni Sailer. - Tutaj naprawdę jeden poświęci się za wszystkich, a wszyscy za jednego, poza boiskiem też trzymamy się razem. Moim zdaniem coś tak czystego, taka radość z bycia razem, już się drugi raz w niemieckiej piłce zawodowej nie zdarzy - mówi Sailer. A prezes Fritsch żartuje, że czuje się jak w kiepskim hollywoodzkim filmie o sporcie. Takim, w którym niezbyt utalentowany bohater zdobywa dla swojej drużyny decydujące punkty w finale, i jeszcze podrywa dziewczynę marzeń. Pytanie, jaki scenariusz czeka Darmstadt teraz. Znów krótki film o Bundeslidze, jak kiedyś, czy jakiś dłuższy metraż.

Materiały partnerówzobacz wybrane produkty

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.