Bundesliga. Hakan Calhanoglu, król kontrowersji oraz rzutów wolnych

Gdy mówi się o specjalistach od zdobywania bramek z rzutów wolnych, na myśl najszybciej przychodzą tacy zawodnicy jak David Beckham, Juninho Pernambucano czy Andrea Pirlo. Wszelkie zadatki do tego, by dołączyć do grona wielkich gwiazd ma Hakan Calhanoglu. A może nawet prześcignie ich pod tym względem. Jego Bayer Leverkusen gra w sobotę w hicie Bundesligi z Bayernem Monachium. Relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE na iOS, Androida i Windows Phone od godziny 18.30. Transmisja w Eurosporcie 2.

Andrea Pirlo w Serie A zdobył 26 bramek w taki sposób, gdyż tę umiejętność nabył dopiero w trakcie kariery. Ile goli w takim razie może strzelić Calhanoglu, który w wieku 20 lat rozgrywa swój drugi sezon w Bundeslidze i ma już 7 goli z wolnych? W tym sezonie na 19 uderzeń 3 wpadły do siatki rywala; tyle samo trafień w czołowych ligach europejskich ma tylko Daniel Wass (Evian). Strzały Calhanoglu są spektakularne, takie jak ten z Borussią Dortmund. Hamburger SV wygrał wtedy 3-0, a Turek zdobył bramkę w ostatniej minucie po strzale spod koła środkowego.

 

- Naprawdę nie wiem, ile uderzeń oddaję na treningach, ale dużo. Zawsze ćwiczę, by upewnić się, że nie stracę tego czucia. Zdobycie bramki z rzutu wolnego jest dla mnie jak nagroda - tłumaczy Calhanoglu. Być może pobije rekord Ronaldinho z sezonu 2006/07; Brazylijczyk w FC Barcelonie w La Lidze 6 razy pokonywał bramkarzy z wolnych. A Calhanoglu jest zawsze groźny - albo obsłuży swojego kolegę kapitalnym zagraniem, albo uderzy z dystansu (w poprzednim sezonie siedem goli spoza pola karnego).

Video Analyse / Freistoß ?? #freekick #training #2part

Wzoruje się na Xavim oraz Inieście. Ale Turcy widzą w nim swojego Mesuta Oezila. Obaj urodzili się w Niemczech, obaj mają tureckich rodziców. Ale Oezil zdecydował się na reprezentowanie Niemiec. Calhanoglu wybrał Turcję. I to nie dlatego, że był za słaby na "Die Mannschaft" - oferowano mu grę w młodzieżowych reprezentacjach, ale odmówił.

Jego kariera rozwija się w zastraszającym tempie. Do pierwszego składu drugoligowego Karlsruher SC przebił się w 2012 roku. Kilkanaście występów przekonało działaczy Hamburgera SV, by wyłożyć za niego 2,5 mln euro. Ale żeby mógł regularnie grać, został ponownie wypożyczony do Karlsruher. Był tylko jeden haczyk - wracał do klubu grającego w trzeciej lidze. Od razu podbił tamte boiska. 17 goli i 12 asyst pozwoliło jego klubowi na powrót do 2. Bundesligi. Ale Calhanoglu nie zamierzał grać na tym poziomie rozgrywkowym. Wiedział, że jest gotowy na 1. Bundesligę.

I rzeczywiście był. Jeśli komuś potrzeba przykładu na to, jak jeden zawodnik może pociągnąć całą drużynę, wystarczy spojrzeć na HSV z poprzedniego sezonu. Calhanoglu był drugim najlepszym strzelcem (11 goli; Pierre-Michel Lasogga miał o dwie bramki więcej, ale przez sporą część sezonu był kontuzjowany) oraz trzecim asystentem (4). Na boisku częściej od niego przebywał tylko Tolgay Arslan - i to o marne 30 minut. Takie statystyki budzą ogromne wrażenie. W dodatku często występował na boku pomocy. Miejsce rozgrywającego zarezerwowano dla Rafaela van der Vaarta. Przez niemiecki magazyn 11 Freunde został uznany za najlepszego młodego piłkarza Bundesligi w sezonie 13/14.

 

Złamane obietnice

HSV zajęło 16. miejsce i szykowało się do gry w barażach o utrzymanie. Wtedy klubem wstrząsnął wywiad Calhanoglu, w którym otwarcie powiedział: chcę odejść. Nic to, że na początku roku podpisał nową umowę wiążącą go z HSV do 2018 roku. Nawet wskazał klub, do którego chciałby trafić - Bayer Leverkusen. Twierdził, że dogadał się z władzami HSV i dostanie zgodę na odejście, jeśli do klubu wpłynie dobra oferta. Taka rzeczywiście się pojawiła. Ale wtedy Oliver Kreuzer, dyrektor sportowy, wyszedł do mediów i stanowczo stwierdził, że Calhanoglu na pewno zostanie w HSV. To zdenerwowało Turka, poczuł się zdradzony. - Gdy przedłużałem kontrakt, chciałem pomóc Kreuzerowi [HSV grało tragicznie, nowy kontrakt miał pozwolić na polepszenie fatalnej atmosfery], który później wbił mi nóż w plecy. Fani nie znali całej sytuacji i to ja wyszedłem na głupka - tłumaczył potem Calhanoglu.

Popadł w konflikt ze wszystkimi wokół. Decyzję o upublicznieniu wiadomości w takim, a nie innym terminie skrytykował van der Vaart. Calhanoglu nie pozostał mu dłużny. - To kapitan, nie będę w niego uderzał. Ale nie powinien zapominać, co zrobił z koszulką Valencii - kontrował Turek. O co chodzi? Van der Vaart siedem lat temu chciał odejść z HSV do Valencii. Starał się wymusić na klubie zgodę na transfer. Dał się sfotografować w koszulce Valencii, co uznano za prowokację. Ostatecznie w klubie pozostał. Potem stwierdził, że "jego marzenia zostały zniszczone", a HSV oskarżył o złamanie danej mu obietnicy.

Zaświadczenie od psychiatry

Calhanoglu był bardziej zdeterminowany. HSV utrzymało się po dwumeczu z Greuther Furth, ale Turek swojego zdania nie zmienił. I zaczął się cyrk. Przedstawił zaświadczenie od psychiatry. Wynikało z niego, że nie może wypełniać swoich obowiązków przez miesiąc ze względu na problemy zdrowotne. - Praktycznie nie mogłem wyjść na ulice Hamburga. Obelgi czekały na mnie z każdej strony. Mój samochód został zniszczony. Byłem obrażany w internecie. Po tym wszystkim nie byłem już tak silny psychicznie. Z tego względu potrzebowałem profesjonalnej pomocy. Właśnie dlatego dostałem zwolnienie - tłumaczył Calhanoglu. W końcu został sprzedany do Bayeru - jak sam twierdzi, chciał go też Bayern Monachium, ale odrzucił ofertę, bo nie miał gwarancji regularnych występów - i nagle wszystkie problemy odeszły, stał się szczęśliwym człowiekiem. Od razu powrócił do treningów. - Gdy podpisałem kontrakt, zyskałem dodatkową motywację. Czułem się wyzwolony - stwierdził Turek, odrzucając oskarżenia, jakoby to była wyłącznie taktyka na wymuszenie transferu. Nawet jeśli była, to z pewnością skuteczna.

"Kolejny etap w karierze"

Bayer wyłożył za niego 14,5 mln euro. To rekord transferowy klubu z BayArena; Calhanoglu stał się również najdroższym tureckim piłkarzem w historii. Mogłoby się wydawać, że w Leverkusen znalazł swoją przystań. Że jego nazwisko nie będzie kojarzone z kontrowersjami. Ale już na pierwszej konferencji prasowej powiedział, że w Bayerze zamierza zostać długo, bo nawet na 2-3 lata. Chyba niedokładnie przeczytał podpisany przez siebie kontrakt, bo według niego zawodnikiem "Die Werkself" będzie przez najbliższych pięć lat. Zdążył również skrytykować podejście trenera Rogera Schmidta. Wymaga on od swoich piłkarzy nieustannego pressingu, co na dłuższą metę jest wyniszczające dla piłkarzy. - Nie byliśmy już świeży. Może brakowało nam energii. Nasz system jest bardzo wymagający, również dla mnie. Gramy bardzo wysokim pressingiem, zawsze staramy się atakować rywali. Może, może powinniśmy być nieco bardziej rozważni, wdepnąć hamulec - powiedział, odnosząc się do meczu z VFB Stuttgart. Bayer prowadził 3-0, ale ostatecznie zremisował 3-3.

 

Teraz ma kolejne problemy. Trabzonspor chce, by został ukarany półrocznym zawieszeniem i zapłacił milion euro kary. W 2011 roku podpisał z tym klubem umowę przedwstępną. Wybrał jednak Karlsruher. Na razie nie wiadomo, na ile te zarzuty są poważne - Trabzonspor już dwa lata temu informował o sprawie, ale nic wtedy z tego nie wyniknęło.

Za swoje podejście jest często krytykowany. Bo jest najemnikiem, bo gra w Bayerze to dla niego wyłącznie kolejny etap w karierze, co otwarcie przyznał. Michel-Mazingu Dinzey, były piłkarz Herthy Berlin czy Hannoveru 96, nazwał Calhanoglu na Twitterze "największym idiotą w niemieckiej piłce" i wskazywał, jakoby numer 10 na jego plecach był tak naprawdę jego IQ.

Ale Calhanoglu za kilka lat zamierza być w innym miejscu. Regularnie wspina się w górę - grał w niższych ligach, występował w zespole walczącym o utrzymanie, a teraz gra w Lidze Mistrzów. Być może kibice Bayeru Leverkusen zdążą go jeszcze znienawidzić, gdy będzie chciał wymusić transfer np. do Bayernu Monachium. Ale na razie mogą oklaskiwać jego kolejne dobre występy i piękne bramki z rzutów wolnych (we wszystkich rozgrywkach sześć bramek i sześć asyst). Niczego więcej im nie obiecywał.

Więcej o:
Copyright © Agora SA