Bundesliga. Eintracht Brunszwik - kolekcjonerzy rekordów

Był jednym z 16 klubów, które pół wieku temu założyły Bundesligę. W ciągu 117 lat istnienia tylko raz wywalczyli mistrzostwo Niemiec, ale za to jako pierwszy klub w kraju sprzedał sponsorowi miejsce na koszulkach. Eintracht Brunszwik po 28 latach znów zagra w niemieckiej ekstraklasie. Początek nowego sezonu Bundesligi już w piątek 9 sierpnia.

Eintracht z Bundesligi spadał trzykrotnie. W 1974 i 1981 roku już po sezonie do niej wracał. Kiedy 28 lat temu "Lwy" znów straciły miejsce wśród najlepszych, nikt z kibiców nie przypuszczał, że banicja potrwa tak długo. Teraz fani w Brunszwiku znów będą pasjonować się meczami w Bundeslidze. A szczególnie z odwiecznym rywalem - Hannoverem 96, z którym w przeszłości walczyli o prymat w Dolnej Saksonii.

Rekordziści i pionierzy reklamy

Założony w 1895 roku Eintracht od zawsze był jednym z wiodących klubów w północnych Niemczech. W 1900 r. brał aktywny udział w powstaniu Niemieckiego Związku Piłkarskiego, a gdy w 1963 r. formowała się Bundesliga, klub z Brunszwiku był wśród 16, które rozegrały pierwszy sezon rozgrywek.

Już cztery lata później Eintracht cieszył się ze swojego pierwszego - i jak na razie jedynego - tytułu mistrza Niemiec. Liderem zespołu był wówczas Lothar Ulsass, który strzelił 14 goli, jednak to fantastyczna defensywa pozwoliła klubowi sięgnąć po mistrzostwo. W 34 meczach "Lwy" straciły tylko 27 bramek, co przez 21 lat było rekordem Bundesligi. Lepszym osiągnięciem popisał się dopiero w 1988 Werder Brema, który dał sobie wbić 22 gole.

Inny rekord - niepobity do dzisiaj - to liczba spotkań z rzędu bez choćby jednej czerwonej kartki. W latach 1963-75 żaden z piłkarzy Eintrachtu nie został usunięty z boiska przez 370 meczów! Z kolei w 1987 r. Eintracht został jedyną drużyną w historii, która spadła z 2. Bundesligi, mając dodatni bilans bramkowy - 52:47.

O tym, że Eintracht stworzony jest do rzeczy wyjątkowych, świadczy też fakt, że jako pierwszy klub w Bundeslidze zdecydował się na umieszczenie logo i nazwy sponsora na koszulkach. W 1973 r. żółto-niebescy podpisali umowę z producentem likieru alkoholowego Jägermeister, wartą 100 tysięcy marek. Firma chciała, by drużyna zmieniła nazwę na Eintracht Jägermeister, ale klub się nie zgodził. Jägermeister był obecny na koszulkach Eintrachtu aż do 1987 r.

Korupcja, agenci Stasi i upadek

W historii klubu z Brunszwiku są jednak i ciemne karty. W 1971 r. Eintracht był zamieszany w aferę korupcyjną. Siedem klubów, 50 piłkarzy, dwóch trenerów i sześciu sędziów zostało zaangażowanych, by ustawić 10 meczów Bundesligi. Dwóch piłkarzy Eintrachtu zostało potem zawieszonych, a 10 innych ukarano wysokimi grzywnami.

Kilkanaście lat później klubem wstrząsnęła tragiczna historia Lutza Eigendorfa.

Eigendorf był uciekinierem z NRD, który w 1979 r. po rozegraniu w barwach Dynama Berlin towarzyskiego meczu z FC Kaiserslautern nie wrócił z drużyną do ojczyzny. Został na Zachodzie i zaproponował usługi Kaiserslautern. Po dwóch sezonach przeniósł się do Eintrachtu Brunszwik. Przez cały czas piłkarza obserwowali agenci Stasi, wschodnioniemieckiej służby bezpieczeństwa. Tym bardziej że Eigendorf zaangażował się w działania wymierzone przeciwko rządowi NRD, który często krytykował na łamach mediów. Stasi traktowało go jako zdrajcę, a poza tym Dynamo było "resortowym" klubem bezpieki i "oczkiem w głowie" jej szefa, osławionego Ericha Mielkego.

5 marca 1983 r. wracający samochodem do domu Eigendorf został zatrzymany przez funkcjonariuszy Stasi przebranych w mundury zachodnioniemieckiej policji drogowej. Piłkarza obezwładniono, a następnie wstrzyknięto mu do żył alkohol i upozorowano wypadek. Eigendorf zmarł w szpitalu dwa dni później. Oficjalny powód jego śmierci został wyjaśniony dopiero w 2000 r., gdy ujawniono dokumenty, w których znajdowały się zeznania byłych oficerów Stasi.

Dla Eintrachtu śmierć piłkarza była sporym ciosem. Dwa lata później klub spadł na dobre z Bundesligi. W kolejnych sezonach zespół, który w 1968 r. walczył z Juventusem Turyn o półfinał Pucharu Europy, błąkał się między 2. Bundesligą a trzecią ligą regionalną.

Powrót na szczyt

Apogeum kryzysu nastąpiło w 2008 r. Klub był w głębokim kryzysie sportowym i finansowym, groziło mu, że nie przystąpi do rozgrywek w nowo tworzonej 3. Bundeslidze. "Lwy" zostały uratowane przez swoich dwóch byłych piłkarzy: Torstena Lieberknechta, który objął pierwszą drużynę, oraz Marka Arnolda, który został dyrektorem sportowym.

Po trzech latach Eintracht wygrał 3. Bundesligę, w kolejnym sezonie bez problemów utrzymał się na zapleczu pierwszej ligi. W ostatnim sezonie Eintracht był liderem od drugiej do 22. kolejki, ostatecznie dał się wyprzedzić tylko Hercie Berlin. Doskonale w barwach "Lwów" spisywał się kongijski napastnik Dominick Kumbela, który z 19 bramkami na koncie został królem strzelców 2. Bundesligi.

Władze beniaminka nie ukrywają, że po tym zaskakującym awansie ich głównym celem będzie utrzymanie się w elicie.

- Zdajemy sobie sprawę, że kolejny sezon nie będzie spacerkiem po parku, jednak chcemy się prezentować tak samo dobrze jak dotychczas - tłumaczy Lieberknecht.

Eintracht już się wzmacnia. Z Manchesteru City wykupił norweskiego skrzydłowego Omara Elabdellaouia, który w trakcie półrocznego wypożyczenia zaliczył cztery asysty w 12 meczach. Z Norwich City ściągnięto jamajskiego napastnika Simeona Jacksona, skład uzupełniło także kilku rodzimych zawodników z przeszłością w Bundeslidze.

Pierwszy po 28 latach mecz Bundesligi na Eintracht Stadion odbędzie się 10 sierpnia. W pierwszej kolejce "Lwy" zagrają z Werderem Brema, ale prawdziwe święto czeka kibiców w Dolnej Saksonii 9 listopada. W 12. kolejce drużyna Lieberknechta pojedzie do Hanoweru. Ostatni raz klasyk ten miał miejsce w Bundeslidze w 1976 roku, później zespoły te grały ze sobą w 2. Bundeslidze i Pucharze Niemiec (ostatnio w 2003).

- Niektórzy uważają, że mamy najsłabszy skład z całej Bundesligi i po roku z niej spadniemy. Chcemy im pokazać, że są w błędzie i gra przeciwko nam nie będzie należała do najprzyjemniejszych - zapewnia trener Lieberknecht.

Na razie niewielu mu wierzy. Za jedno euro postawione na spadek Eintrachtu z Bundesligi można zarobić zaledwie 1,40 euro.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.