- Słyszałeś o Rooneyu? - dopytywali w piątek jedni kibice drugich na przystankach w Manchesterze. Tego dnia bowiem saga pt. "Czy Rooney odejdzie z United" dobiegła końca. Napastnik podpisał z klubem nową umowę. Będzie zarabiał 180 tys. funtów na tydzień, poprzedni kontrakt gwarantował mu tylko 90 tys. - Wayne zrozumiał, jak wielkim klubem jesteśmy - mówił trener Alex Ferguson. Wcześniej piłkarz przeprosił go za jeden z najbardziej szalonych tygodni w najnowszej historii klubu.
Rooney powinien przeprosić także kibiców. Nie tylko słowami, ale przede wszystkim wspaniałą grą, dzięki której zapomną, że miał w planach odejść do lokalnego rywala - Manchesteru City.
- Sprzedawałem szaliki za pół ceny, ale chętnych nie było - mówi właściciel sklepiku. - On wkurzył wielu ludzi, fanów, kolegów z drużyny. Wielu się od niego odwróciło - dodaje.
- Jeśli przejdziesz do Manchesteru City, jesteś martwy - z takim transparentem w czwartkową noc protestowało pod domem Rooneya 40 kiboli United.
W Anglii futbol to świętość, kibice kochają piłkarzy, ale są też pamiętliwi. Rooney nadwyrężył ich zaufanie, balansował na granicy znienawidzenia. Teraz ma tylko jedno wyjście, by na powrót rozkochać w sobie fanów - musi strzelać bramki jak szalony.
- Nie ma usprawiedliwień. On musi się teraz spiąć i zacząć znowu grać wielką piłkę - mówi taksówkarz Jan Walker. - Rooney zdał sobie sprawę, że nie ma na świecie nic ponad klub. Jego następny mecz będzie decydujący - dodaje kibic, sugerując, że tylko grą z pełnym zaangażowaniem przekupi kibiców.
Są też fani bardziej wyrozumiali. - Nasze wyniki zależą od jego formy. Musimy zapomnieć, co się stało i liczyć na niego - mówi Samuel Mutch. - Powitamy go z otwartymi ramionami - dodaje kibic "Czerwonych Diabłów".
W poprzednim sezonie Rooney strzelił dla MU 34 bramki. Gdyby powtórzył ten wyczyn, serca kibiców stopniałby na pewno. Tylko czy będącego ostatnio w słabszej formie napastnika stać na podjęcie i realizację takiego wyzwania?
Wciąż diabelski Rooney