Wydawało się, że specjalistami od przesądzania losów meczu po 90. minucie są właśnie "Czerwone Diabły" (pamiętny finał Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium w 1999 roku). Jednak tym razem to piłkarze Evertonu pokazali, że potrafią walczyć do końca.
Początek meczu nie zapowiadał jakichkolwiek kłopotów gości. W prawdzie Manchester w składzie bez Wayna Rooneya przegrywał od 39. minuty, po golu Pienaara, ale potrzebował tylko czterech minut by wyrównać. Jeszcze przed przerwą zrobił to Fletcher.
Dwie minuty po gwizdu oznajmiającym drugą połowę prowadzenie ekipie Fergusona dał strzałem głową Vidic. Na 3:1 podwyższył po pięknym podaniu Scholesa Berbatow, który łatwo minął obrońcę i nie dał szans bramkarzowi. Wydawało się, że ManU może sobie już dopisać kolejne 3 punkty w ligowej tabeli.
Sytuacja odwróciła się jednak w doliczonym czasie gry. Oba gole dla Evertonu padły po podobnych akcjach. Wrzutka z lewej strony w pole karne, gdzie miejsce znaleźli sobie najpierw Tim Cahill, a następnie Mikel Arteta. Obaj nie dali żadnych szans van der Sarowi, którzy zszokowany musiał wyciągać piłkę z siatki.
To już drugi remis Manchesteru w tym sezonie. "Czerwone diabły" zajmują aktualnie 2 miejsce w tabeli. Everton jest 18.
Pod Capello wygramy Euro - Roberto Mancini ?