Jean-Phillippe Mateta najbliższe tygodnie będzie miał zupełnie stracone. A wszystko przez kompletnie niezrozumiałe, barbarzyńskie wejście bramkarza rywali. Na samym początku meczu pomiędzy Crystal Palace a Millwall w 1/8 finału Pucharu Anglii Liam Robertson w koszmarny sposób potraktował francuską gwiazdę.
Golkiper wyszedł przed pole karne i ruszył do piłki, o którą Mateta walczył z jednym z obrońców Millwall. Nagle Robertson wyskoczył i wyciągnął nogę wysoko w górę. Chwilę później korkami trafił wprost w głowę napastnika. Ten padł na murawę nieprzytomny, a po kilku minutach został zniesiony na noszach i odwieziony do szpitala.
Sędzia Michael Oliver po analizie wideo pokazał Robertsonowi czerwoną kartkę już w ósmej minucie i Millwall musiało sobie radzić w dziesiątkę. Mecz zakończył się zwycięstwem Crystal Palace 3:1, dzięki czemu drużyna awansowała do ćwierćfinału. Wszyscy jednak czekali na wieści ws. stanu zdrowia Matety. Te pojawiły się w niedzielę. - Dziękuję wam wszystkim za miłe wiadomości. Mam się dobrze. Mam nadzieję, że wrócę bardzo szybko. I będę silniejszy niż kiedykolwiek. Dobra robota chłopaki, świetna robota dzisiaj. Kocham was - napisał 27-letni piłkarz na Instagramie.
Na jego temat wypowiedział się także austriacki trener Crystal Palace Oliver Glasner. - Jest przytomny, leży w szpitalu. Jego ucho wygląda okropnie. To bardzo poważny uraz, więc życzymy mu wszystkiego najlepszego. Nie jesteśmy w pełni szczęśliwi, bo po prostu nie możemy być. Oczywiście, to wspaniałe zwycięstwo i awans do ćwierćfinału, ale kiedy tracisz zawodnika, zwłaszcza z powodu takiego faulu, w żołądku pojawiają się dwojakie uczucia - mówił, cytowany przez dziennik "Daily Star".
Szkoleniowiec nie chciał jednak atakować bramkarza rywali za to, co zrobił. - Szczerze mówiąc, nie chciałem tego oglądać drugi raz. To było straszne. Jestem pewien, że bramkarz nie chciał zrobić krzywdy Jean-Phillippe'owi w tej sytuacji. Żaden zawodnik tego nie chce. Ale jeśli wychodzisz po piłkę z takim impetem, z nogą na takiej wysokości, to nie możesz tak się zachować. To jest to bardzo niebezpieczne, a wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za nasze zdrowie. Nie chcę go obwiniać, ale to był straszny faul - tłumaczył. Bardziej stanowczy był prezes klubu Steve Parish. - To był najbardziej nieodpowiedzialny atak na boisku piłkarskim, jaki kiedykolwiek widziałem - wypalił wprost.