W 3. kolejce Premier League na kibiców czekał prawdziwy hit - starcie Manchesteru United z Liverpoolem. Patrząc jedynie na wyniki bezpośrednich meczów tych drużyn w poprzednim sezonie ligowym trudno byłoby wskazać faworyta - dwukrotnie padł remis (0:0 i 2:2). Jednak uzyskiwane rezultaty w obecnych rozgrywkach dawały prawo, by większe szanse na zwycięstwo przypisać zespołowi Arne Slota. W końcu zaczął on znakomicie rywalizację w Anglii, bo od dwóch zwycięstw. Manchester takim bilansem pochwalić się nie mógł - porażka i wygrana.
Mecz rozpoczął się lepiej dla Manchesteru. Niesiony dopingiem kibiców wykreował kilka groźnych akcji, ale defensywa Liverpoolu była nie do przejścia. A po chwili znakomitą postawę zaprezentowała też ofensywa drużyny Slota.
Już w 7. minucie piłkę w siatce umieścił Trent Alexander-Arnold. Skorzystał z błędu przeciwnika, przejął piłkę i po chwili wpakował ją do siatki. Radość piłkarzy Liverpoolu nie trwała długo. Sędzia podbiegł do monitora VAR, po czym uznał, że we wcześniejszej fazie akcji był spalony. W związku z tym trafienie anulował.
W kolejnych minutach gra była dość wyrównana, ale więcej groźnych sytuacji kreowali goście. Było widać, że są podrażnieni nieuznaną bramką. I w 35. minucie dopięli swego. Zdobyli gola, tym razem prawidłowo. Luis Diaz wykorzystał kapitalne zagranie Mohameda Salaha i z bliskiej odległości wbił piłkę do siatki. Nie popisała się tutaj obrona Manchesteru, co krytykowali dziennikarze w studio Viaplay.
- Niebywałe, że Manchester United tyle miejsca zostawia. (...) To jest ewidentnie cały czas ten sam zespół Erika ten Haga. Jak wytłumaczyć to, że ta ekipa nie jest w stanie tego zmieniać, poprawiać - dziwili się.
Manchester szukał dalej okazji, ale brakowało skuteczności. Za to już w 42. minucie Diaz ustrzelił dublet. Ponownie asystował mu Salah. Warto dodać, że w obu akcjach bramkowych niechlubny udział miał... Casemiro. To właśnie on tracił piłki, po czym padały gole. W końcu ten Hag stracił cierpliwość i nie wpuścił Brazylijczyka na drugą połowę. - Ciekawe, czy to nie jego koniec w Manchesterze - zastanawiali się nawet komentatorzy w trakcie meczu.
Okazało się jednak, że Casemiro nie był jedynym problemem Manchesteru. Brazylijczyka nie było na murawie, a piłkarze ten Haga popełniali błędy jak na potęgę. I już w 56. minucie po kolejnej stracie trzeci cios zadał Salah. Co więcej, w kolejnych dwóch minutach miał kolejne dwie okazje i tylko cud sprawił, że na tablicy wyników nie było 5:0.
Zawodnicy z Old Trafford byli całkowicie rozbici i zdominowani przez rywali, na co natychmiast zareagowali kibice. Słychać było wielkie gwizdy. Co więcej, fani zaczęli nawet wychodzić ze stadionu. I niewykluczone, że to podziałało nieco jak przebudzenie dla drużyny ten Haga, bo gra zaczęła być bardziej zacięta. W końcu dobre szanse miał też Manchester. Tylko że nie znalazł sposobu, by pokonać Alissona. Więcej goli widzowie już nie zobaczyli.
Manchester United - Liverpool 0:3
Strzelcy: Luis Diaz (35', 42'), Mohamed Salah (56')
Dzięki temu zwycięstwu Liverpool umocnił się na drugiej lokacie. Po trzech meczach ma dziewięć punktów, a więc tyle samo, co lider Manchester City. Z kolei Manchester United plasuje się dopiero na 14. lokacie. Na jego koncie są trzy punkty.