Piłkarze Manchesteru City do wyjazdowego meczu z beniaminkiem rozgrywek - zespołem Luton Town F.C., przystępowali w podłych nastrojach. To efekt tego, że nie wygrali żadnego z czterech ostatnich meczów ligowych - zremisowali u siebie 1:1 z Liverpoolem i Tottenhamem 3:3, na wyjeździe z Chelsea 4:4 i przegrali z Aston Villa 0:1. W dodatku w trzech zremisowanych meczach tracili gole w końcówce - z Chelsea w piątej minucie doliczonego czasu gry, z Liverpoolem w 80. minucie, a z Tottenhamem w 90.
W niedzielne popołudnie Manchester City grający bez kontuzjowanego najskuteczniejszego zawodnika - Erlinga Haalanda przez cztery kwadranse znów miał problemy. W drugiej minucie doliczonego czasu gry pierwszej połowy trafił z bliska głową Elijah Adebayo i gospodarze sensacyjnie prowadzili 1:0.
W drugiej części mistrzowie Anglii potrafili jednak odwrócić losy pojedynku. W 62. minucie Bernardo Silva dopadł do odbitej piłki w polu karnym i mocnym strzałem z piętnastu metrów w długi róg wyrównał. 180 sekund później gości prowadzili już 2:1.
Gospodarze stracili piłkę w środku pola i rywale przeprowadzili kontratak. Julian Alvarez wbiegł w pole karne podał wzdłuż bramki do Jacka Grealisha, który precyzyjnym strzałem z sześciu metrów zdobył gola. Jak się okazało, zwycięskiego, bo Manchester City wygrał 2:1.
Manchester City po szesnastu kolejkach zajmuje czwarte miejsce w Premier League. Ma 33 punkty, cztery mniej od prowadzącego Liverpoolu. Luton z dziewięcioma punktami jest na osiemnastej pozycji.