Zdecydowały gole 96. i 101. minucie. Totalne szaleństwo w hicie Premier League [WIDEO]

W czwartej kolejce Premier League Arsenal na własnym stadionie wygrał z Manchesterem United 3:1. Piłkarze Mikela Artety stworzyli sobie zdecydowanie więcej sytuacji bramkowych, jednak dopiero w końcówce niedzielnego meczu zdołali przypieczętować zwycięstwo.

Czwarta kolejka angielskiej Premier League przyniosła nam hitowe starcie pomiędzy Arsenalem a Manchesterem United. Przed tym spotkaniem obie ekipy po trzech meczach miały na koncie po dwa zwycięstwa. W niedzielę to Arsenal wyglądał na zdecydowanie lepszą drużynę, jednak niektóre statystyki były nieco zadziwiające. Ostatecznie gospodarze po dwóch golach w doliczonym czasie gry pokonali rywali 3:1.

Zobacz wideo Polska ma kolejny imponujący stadion! Sportowa perełka

Arsenal napierał i w końcu się udało. Manchester United jest mistrzem "pasywnego posiadania piłki"

Wniosek po tym meczu? Kontrataki to ulubiona część ofensywnej gry Manchesteru United. Piłkarze Erika ten Haga przez cały mecz właściwie tylko w ten sposób próbowali strzelić bramkę i w 27 minucie im się udało. United otworzyli wynik spotkania po golu Marcusa Rashforda, który po podaniu Eriksena zszedł z lewego skrzydła do środka, po czym pięknym, mocnym strzałem przy słupku pokonał bramkarza Arsenalu.

Do wyrównania wyniku zawodnicy Mikela Artery potrzebowali zaledwie jednej minuty. Tuż po wznowieniu gry londyńska drużyna przeprowadziła składną, kombinacyjną akcję. Gabriel Martinelli wyłożył piłkę na dwunasty metr wolnemu Odegaardowi, a Norweg bez przyjęcia zapakował ją lewy dolny róg Onany. Obie ekipy schodziły do szatni przy rezultacie 1:1.

Największym zdziwieniem po pierwszej połowie był fakt, że to piłkarze Manchesteru United posiadali piłkę przez 56 proc. gry. Komentujący mecz Andrzej Twarowski stwierdził jednak, że było to "pasywne posiadanie", z którego nic nie wyniknęło. Futbolówka najczęściej krążyła między bramkarzem i obrońcami zespołu z Manchesteru, którzy nie mogli przenieść jej bliżej bramki rywali. Za to Arsenal często znajdował się przed polem karny United i próbował wyjść na prowadzenie po ataku pozycyjnym.

W drugich 45. minutach piłkarze Artety wciąż próbowali szybkimi podaniami szukać wolnych przestrzeni. W 58 minucie w polu karnym gości po interwencji Wan-Bissaki upadł Kai Havertz. Początkowo sędzia wskazał na jedenasty metr, jednak po obejrzeniu sytuacji na monitorze VAR anulował decyzję.

Zawodnicy Erika ten Haga oprócz pojedynczych zrywów nie chcieli grać w piłkę na połowie przeciwnika, jednak to wystarczyło, aby zdobyć gola na 2:1. W 89. min. Alejandro Garnacho prawie od połowy boiska samotnie biegł z piłką i po sytuacji sam na sam pokonał Aarona Ramsdale'a. Początkowo wydawało się, że nie było spalonego, jednak znów po interwencji VAR-u bramka została anulowana.

W doliczonym czasie gry Arsenal wciąż atakował i w końcu udało się zdobyć bramkę na 2:1. Saka dośrodkował piłkę z rzutu rożnego na długi słupek, po czym zgarnął ją Declan Rice. 24-latek przyjął futbolówkę na klatę, uderzył w stronę bramki, a ta odbiła się od nogi jednego z obrońców i wpadła do bramki gości.

Gwoździem do trumny United było trafienie Gabriela Jesusa z jedenastej minuty doliczonego czasu gry. Goście postawili wszystko na jedną kartę. Niemal całym zespołem znaleźli się pod polem karnym Arsenalu, jednak stracili piłkę i wtedy gospodarze zastosowali ich broń - kontratak. Fabio Vieira wypuścił Brazylijczyka, a ten najpierw świetnym zwodem położył na ziemię obrońcę Manchesteru, a potem lekkim strzałem po ziemi strzelił na 3:1.

Arsenal - Manchester United 3:1

Bramki: Martin Odegaard (28'), Declan Rice (90+6') Gabriel Jesus 90+11' - Marcus Rashford 27'

Więcej o: