Na początku Toney się nie przyznawał. Komisji Angielskiej Federacji Piłkarskiej (The FA) powiedział, że obstawiał u bukmachera, ale nie futbol, bo tego piłkarzowi robić wolno. Nie chciał jednak oddać śledczym telefonów i sprzętu, który używał do obstawiania. - Rzucili się na mnie. Pomyślałem, że jeśli zaprzeczę, to wszystko będzie ok, bo nic nie znajdą - zwierzał się w pierwszym dużym wywiadzie dla "Diary of a CEO". Ale służby były dobrze przygotowane. Wiedziały o kontach, przez które grał, dodatkowym telefonie tylko do bukmacherki. A do tego miały konkretną listę meczów, które obstawił, więc Toney'a przycisnęły skutecznie.
Skończyło się na 262 zarzutach, które dotyczyły obstawiania wyników spotkań ligowych w latach 2017-21. Następnie 30 zarzutów zostało wycofanych, piłkarz przyznał się do 232. Dzięki temu, że się przyznał w maju 2022 roku, nałożono na niego tylko ośmiomiesięczne zawieszenie oraz karę grzywny. Gdyby szedł w zaparte, dostałby 15 miesięcy. Niezależna komisja stwierdziła po opinii psychiatry, że należy dokonać "znacznego skrócenia długości kary, uwzględniając zdiagnozowane uzależnienie od hazardu". Kara daje możliwość powrotu do treningów po czterech miesiącach. Toney będzie mógł zatem trenować z Brentford po 16 września.
- Samo bycie w pobliżu kolegów z drużyny już sprawi, że będzie mi łatwiej, ale pod koniec tygodnia i tak nie będzie ostatecznej nagrody ani celu, dla którego się trenuje, czyli meczu - opisywał to w niedawnym podcaście. To wtedy padły też słowa o "piłkarskim więzieniu", w jakim się znajduje. Toney zwierzył się, że będąc zawodowym piłkarzem, nie da się samemu kopać piłki i ćwiczyć przed lustrem. Przyznał, że kara jest dla niego dotkliwa, ale nie najgorsza. W marcu zeszłego roku trzeci najlepszy strzelec Premier League (20 goli i 4 asysty w poprzednim sezonie) zadebiutował z pierwszej reprezentacji Anglii. Pewnie dostałby kolejne powołania, gdyby nie majowe zawieszenie. Potem był też mundial.
- Największą karą był dla mnie brak obecności na mundialu. Czułem, że ktoś chce mnie dopaść i powstrzymać - opowiadał przekonany, że w szerokiej kadrze do Kataru by się znalazł, a termin rozliczenia go za jego grzechy był najgorszy z możliwych. Opowiedział też o innych przykrych rzeczach, które spotkały go po ujawnieniu skandalu. Jak twierdzi, media nie dawały mu żyć.
- Kiedy upubliczniono zarzuty, a chciałem iść do restauracji, usłyszałem, że mnie do niej nie wpuszczą. Nie zrozumiałem, dopytywałem, o co chodzi. Byłem zszokowany. Co problemy hazardowe i mają wspólnego z jedzeniem w knajpie? - opisywał to piłkarz.
- Ubezpieczyciel samochodu nie chciał ze mną przedłużyć umowy. Uznał, że lepiej się mnie pozbyć z listy klientów - opisywał kolejne zaskoczenia. W tym ostatnim czasie były też trudne spotkania z kibicami.
- Byłem na stacji benzynowej, a ludzie krzyczeli do mnie brzydkie rzeczy. Byłem gdzieś z rodziną i dziećmi, a ludzie wykrzykiwali w moją stronę głupoty. Gdybym nie był silny, to pewnie bym się załamał - opowiadał. Przez pewien czas ludzie traktowali go jak oszusta, z jednej strony dlatego, że szedł w zaparte, z drugiej - być może niektórzy myśleli, że obstawiając mecze, wpływał na ich przebieg, odpuszczał, łapał kartki i robił wszystko, by cieszyć się wygraną u bukmachera.
- To nie tak, że ustawiałem mecze. Żaden z nich nie był ustawiony. Gdy stawiałem na mecz mojej drużyny, to obstawiałem wygrane, to, że zdobędę bramkę, lub strzelę pierwszego gola - tłumaczył zawodnik, podkreślając grę na pozytywne i motywujące zdarzenia. W raporcie komisji rzeczywiście widnieją przykłady zakładów dotyczące tego typu sytuacji. Jego zachowanie nie zostało potraktowane, iż obstawiał przeciwko swojej drużynie. W raporcie jest jednak mowa o "braku kontroli gracza nad hazardem", co odzwierciedla poważny problem, który narastał latami i w końcu zabrał mu futbol.
Ten brak kontroli odzwierciedlał się w zwiększającej się liczbie zakładów, czasie gry, czy też rosnącym stawkom, bagatelizowaniu problemu. - Relacja z zakładami rzeczywiście stała się niezdrowa. Okazało się, że obstawiałem mecze, których w ogóle nie pamiętam. Zgodziłem się wziąć za nie odpowiedzialność, aby raz na zawsze zakończyć tę sprawę - opisywał to piłkarz.
Toney łamał regulamin, czyli jako piłkarz obstawiał zdarzenia piłkarskie w latach 2017-2021, ale problem uzależnienia od hazardu wystąpił u niego wcześniej. Cyklicznie obstawiał, mając 15 lat, a niedługo potem stracił nad tym kontrolę.
- Chciałem zdobyć trochę pieniędzy. To był pchający mnie do gry czynnik. Z wiekiem było tylko gorzej, bo im więcej pieniędzy zarabiałem, tym wyższe były stawki moich zakładów. Mówiłem sobie, że jeśli przegram, nic się nie stanie, że odbiję sobie następnym razem. To było rozumowanie w stylu: moje pieniądze, więc mogę je wydawać, jak chcę. Czekałem zatem na wypłatę, regulowałem rachunki, kupowałem, co musiałem, a resztę traciłem w grze – opisuje. Z mechanizmu trudno się było wyrwać, bo był on złudny. - Przy tym problemie raczej nie myślisz o negatywach twojego zachowania, tylko czekasz na pozytywy, czyli pieniądze.
W okresie zawieszenia piłkarz chodził na terapię. W niedawnym wywiadzie przekonywał, że już nie obstawia, że czeka na powrót na treningi, a potem mecze. - Gdy słyszę hejterów, którzy twierdzą, że po powrocie nie będę już tym samym piłkarzem, co kiedyś, przyznam im rację. Będę lepszy - puentuje Toney.
Kiedy on czeka na powrót do prawdziwego futbolu, do mediów dochodzą kolejne niepokojące informacje. Być może takich "Toney'ów" jest więcej. "Daily Mail" poinformował, że dwóch byłych kolegów Toney'a z Northampton Town (obecnie League One, trzecia liga angielska) Dean Snedker i Lewis Wilson, którzy dziś występują w Rushden & Diamonds i Banbury Town, też nagminnie obstawiało mecze. Wilson już został ukarany trzymiesięcznym zawieszeniem, a sprawa Snedkera jest w toku. Pierwszy miał przez lata obstawić w sumie 745 meczów, drugi 503. Łamanie przez nich regulaminu wyszło głównie dzięki sprawie Toneya i jej wątkach pobocznych. Śledczy zainteresowali się grupą na WhatsAppie, która powstała, aby umówić się na wakacje, ale została aktywna i służyła wymianie wskazówek dotyczących obstawiania. W grupie było kilkanaście osób.
W sierpniu uwagę brytyjskich mediów przyciągnął też Lucas Paqueta. Zaczęto zastanawiać się, jakie są "poufne kwestie", które sprawiły, że nie przeszedł z West Hamu do Manchesteru City. "Młoty" z pewnością nie pogardziłyby ponad 80 mln funtów, które mógł dać im ten transfer, a Brazylijczyka chciał też szkoleniowiec mistrza Anglii Pep Guardiola. Szybko okazało się, że postępowanie przeciwko zawodnikowi prowadzi angielska federacja. Ta od pewnego czasu badała, czy osoby bliskie lub związane z zawodnikiem nie obstawiają jego meczów. W firmie, która sponsoruje West Ham, włączyły się alerty zabezpieczające, gdy z brazylijskich, nowo utworzonych kont obstawiono na spore kwoty konkretne zdarzenia z Paquetą. Badano m.in. trzy spotkania, w których Brazylijczyk dostawał żółte kartki. Działo się to zawsze w końcówkach meczów. W jednym z nich pokłócił się z sędzią po swym faulu, co bezpośrednio spowodowało napomnienie.
Co ciekawe zdarzenia te były powiązane z żółtą kartką dla innego Brazylijczyka, zawodnika Betisu - Luiza Henrique, który w swoim meczu w La Liga też dostał żółtą kartkę i też w końcówce zawodów. To już jednak wątek dla hiszpańskich działaczy. Jeśli gra przez pośredników się potwierdzi, Paqueta zostanie zawieszony. Na razie samo podejrzenie o hazard i możliwe złamanie regulaminów federacji odebrało mu transfer życia.
Określenie skali zjawiska obstawiania meczów przez piłkarzy jest trudne. Dekadę temu, gdy za obstawienie porażki swej drużyny niemiecka federacja zawiesiła mającego polskie korzenie Thomasa Cichona, ten przekazał, że jest to zjawisko powszechne. Oszacował, że mecze obstawia 75 proc. piłkarzy, a w temacie panuje zmowa milczenia. W tym roku media informowały też m.in. tym problemie w Holandii, gdzie mecze miało obstawiać 25 piłkarzy, w tym sześć z najwyższej klasy rozgrywkowej. Jednocześnie z anonimowej ankiety przeprowadzonej w tym kraju wynikało, że 11 proc. z ponad 200 ankietowanych zawodników, przyznało się do obstawiania meczów we własnych rozgrywkach.
Ponad połowa potwierdziła, iż "od czasu do czasu" obstawia różne rozgrywki piłkarskie. Sportowcy przyznawali, że posiłkują się kontami innych osób.
Chociaż piłkarze mogą typować u bukmacherów zdarzenia sportowe niezwiązane z futbolem, to nie tylko angielska federacja zwraca uwagę, by do takich zabaw podchodzić ostrożnie. Według badań sportowcy są bardziej podatni na uzależnienie od hazardu. Dobrze widać to także na danych napływających z naszego kraju. Z opublikowanych w 2020 r. badań dr. Andrzeja Szymańskiego z Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach wynika, że aż osiem procent piłkarzy w Polsce przyznało się do hazardu i spełnia symptomy nałogowego grania. W ogólnej populacji taki problem ma niecały procent Polaków. Ponadto u zawodników ryzyko uzależnienia występuje w przypadku co trzeciego gracza, a dla grupy ogólnej ta wartość jest osiem razy mniejsza.