• Link został skopiowany

"Matka stała na dachu budynku, trzymając dwójkę dzieci. Robiła wszystko, żeby przeżyć. Nie udało się"

- Każdego dnia chcę zrozumieć, co oni nam robią. Co chcą osiągnąć? Co chcą wygrać? Czy to wszystko jest warte choćby jednego ludzkiego, niewinnego życia? - o wojnie w Ukrainie powiedział zawodnik Arsenalu - Ołeksandr Zinczenko - który w przerwie między sezonami odwiedził ojczyznę po raz pierwszy od początku wojny.
Ołeksandr Zinczenko
screen https://www.youtube.com/watch?v=5A91RmxIFNM

Zawodnik Arsenalu - Ołeksandr Zinczenko - po sezonie Premier League spędził kilka dni w rodzinnej Ukrainie, gdzie od półtora roku trwa wojna. Piłkarz opowiedział o tym, co przeżył w rozmowie z portalem The Athletic.

Zobacz wideo Najman: Wszyscy atakują cesarza polskich freak fightów

Zinczenko opowiedział m.in., jak w trakcie drugiej nocy został obudzony przez syreny alarmowe przed atakiem na miasto, w którym się znajdował. - Było około drugiej w nocy, kiedy usłyszałem syreny. Żona obudziła mnie i chciała, żebyśmy się schronili na parkingu. Ale szczerze mówiąc, byłem tak zmęczony, że nie chciało mi się ruszyć z łóżka - powiedział Zinczenko.

- Kiedy podeszła do okna, powiedziała, że widziała rakietę, która została zniszczona przez nasz system obronny. Było bardzo głośno. Było przerażająco i strasznie. Nie mogliśmy wiele zrobić - dodał.

- Wojna zaczęła się półtora roku temu. Kiedy oglądałem te sceny na telefonie, laptopie czy w telewizji, już byłem w szoku. Jednak zupełnie inaczej poczułem się, kiedy zobaczyłem te wszystkie zniszczone bloki i ulice na własne oczy. Byłem przerażony. W tym czasie zadawałem sobie jednak pytanie, czy powinienem taki być, czy powinienem to zaakceptować i zrobić coś dobrego dla tych ludzi i swojego kraju - stwierdził Zinczenko.

"Za co to wszystko? Dlaczego nas to spotkało?"

Zawodnik Arsenalu działa na rzecz swojej ojczyzny. Zinczenko wraz z Andrijem Szewczenką zorganizował mecz charytatywny, z którego dochód zostanie przeznaczony na ofiary wojny. Piłkarz odbudowuje też szkołę w swojej rodzinnej miejscowości.

- Rozmawiałem z dziećmi, które chodzą do tamtej szkoły. Słuchając ich, trudno było uwierzyć, że te wszystkie historie były prawdziwe. Byłem w szoku. Takich rzeczy nie widzi się nawet w filmach. Te dzieci nie kłamały. Mówiły o wszystkim, co się działo w ostatnich miesiącach - powiedział Zinczenko.

- Jedna z najstraszniejszych historii, jaką usłyszałem, dotyczyła matki, która stała na dachu budynku, trzymając na rękach dwójkę małych dzieci. Kobieta robiła wszystko, żeby przeżyć. Nie udało jej się. Słuchając takich historii, myślisz: "Za co to wszystko? Dlaczego nas to spotkało?" - dodał.

- Każdego dnia chcę zrozumieć, co oni nam robią. Co chcą osiągnąć? Co chcą wygrać? Czy to wszystko jest warte choćby jednego ludzkiego, niewinnego życia? Może nie jestem najlepszy z historii, ale wiem, że niemal każda wojna kończyła się przy stole negocjacyjnym. A na końcu wszyscy pomyślimy i podsumujemy, ile ludzi zginęło, ile straciło domy i środki do życia.

- Kiedy moje dzieci dorosną i spytają mnie, co robiłem w trakcie wojny w naszym kraju, chcę ze spokojem spojrzeć im w oczy. Chcę powiedzieć, że wraz z ich mamą staraliśmy się zrobić jak najwięcej. Właśnie to mam teraz w głowie - zakończył Zinczenko.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: