- Czułem się, jakbym przeszedł tę grę. Mogę kończyć karierę - mówił Pelly-Ruddock Mpanzu w rozmowie ze Sky Sports zaraz po zakończeniu sobotniego meczu z Coventry City. Chwilę wcześniej jego Luton Town wygrało serię rzutów karnych i po 31 latach wróciło na najwyższy poziom rozgrywkowy w Anglii.
Mpanzu był bohaterem meczu, mimo że nie strzelił gola, nie miał asysty ani nie błysnął niezapomnianym zagraniem. Ale nie musiał tego robić, by nie schodzić z ust kibiców. Dla 29-latka to awans wyjątkowy. Dzięki niemu stał się pierwszym w historii piłkarzem, który z jednym klubem przeszedł wszystkie szczeble od amatorskiej Conference National (obecnie National League) do najlepszej i najbogatszej na świecie Premier League.
- Przeżyłem z tym klubem wszystkie jego wzloty i upadki ostatnich lat. Mimo że wciąż wierzyłem i w siebie, i w ten projekt, to jestem zaskoczony, że wciąż tu jestem. Premier League, nadchodzimy! Impreza w Luton będzie trwała całe lato - ekscytował się Mpanzu przed telewizyjną kamerą.
29-latek wychował się w Hendon, w północnym Londynie, dzięki czemu Wembley widział codziennie ze swojego ogrodu. Jak dla każdego dzieciaka gra na nim była marzeniem Mpanzu, jednak długo wydawało się, że tu o szczęśliwym zakończeniu historii nie będzie mowy.
Blisko dekadę temu nikt nie pomyślałby, że Luton Town zagości na Wembley. Właśnie tyle trwa już związek Mpanzu z klubem, mimo że początkowo miał przyjechać do podlondyńskiego miasteczka tylko na miesiąc. Jego wypożyczenie z West Hamu United miało obowiązywać od 28 listopada 2013 r. do 4 stycznia 2014 r.
Kilka dni po przyjeździe do Luton Mpanzu zadebiutował w drużynie Johna Stilla w meczu FA Trophy, czyli pucharu dla amatorskich zespołów organizowany przez brytyjską federację piłkarską. Wyjazdowe spotkanie ze Staines Town oglądało raptem 621 widzów.
Mpanzu prezentował się na tyle dobrze, że po siedmiu meczach już 30 grudnia West Ham United zdecydował się na przedwczesne skrócenie wypożyczenia pomocnika. Ten przekonywał, że po tak krótkim czasie spędzonym w Luton wiedział już, że nie chce wracać do Londynu. Pod koniec stycznia piątoligowiec wykupił go za 50 tys. funtów.
- Czy na początku chciałem trafić do Luton? Oczywiście, że nie. Czasami trzeba jednak podejmować w życiu ryzyko. Mnie się to opłaciło. Do dziś jestem wdzięczny Stillowi, że mnie przekonał. Dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem - mówił Mpanzu.
- Miałem kilka ofert, w końcu byłem dzieciakiem z klubu Premier League. Były momenty, w których mogłem dokądś odejść. Poczułem jednak, że w Luton naprawdę we mnie wierzą i mają plan nie tylko na mnie, ale i na drużynę. Czułem, że przed nami ekscytująca podróż. Nie myliłem się - dodał.
- W swojej karierze zawsze chciałem stawiać na młodych, głodnych sukcesu chłopaków. Jestem kibicem West Hamu, znałem Pelly'ego i wiedziałem, że będzie dla nas idealny pod każdym względem. Wtedy był jeszcze zawodnikiem klubu Premier League, więc wiedziałem, że trudno będzie go przekonać do przejścia do nas. Na szczęście wypożyczenie okazało się strzałem w dziesiątkę i mogliśmy go kupić - opowiedział trener Still.
Ośrodek treningowy składający się z kilku ogólnodostępnych boisk, dwóch kontenerów i jednej maszyny do ćwiczeń oraz mecze rozgrywane przed garstką widzów - tak wyglądała codzienność Luton Town jeszcze 10 lat temu.
W trakcie treningów piłkarze musieli wysłuchiwać narzekań przechadzających się wokół boisk spacerowiczów, w trakcie meczów narażeni byli na słyszalną szyderę. Chociaż Mpanzu chwilę wcześniej trenował w nowoczesnym ośrodku West Hamu United, to warunki w piątoligowym klubie nie były dla niego nowością. Zanim trafił do giganta, grał dla amatorskiego Boreham Wood, gdzie zarabiał pierwsze pieniądze. Wtedy była to maksymalna kwota 50 funtów tygodniowo, którą ustaliły władze federacji.
- Często ludzie pytają mnie, jak wspominam początki w Luton. Boże, tu wszystko było szalone i straszne. Starałem się pozostawać sobą, ale to naprawdę nie było łatwe. Na szczęście wszystko z czasem się rozwinęło i stało się lepsze. Kiedyś zastanawiałem się, czy w ogóle chcę grać w piłkę na tym poziomie, ale później, gdy dorosłem, zrozumiałem, że to sens mojego życia i zacząłem czerpać z tego radość - wspominał Mpanzu.
- Początki były dla niego trudne, bo kibice Luton Town są bardzo wymagający. Oczekiwali wiele, ale nie brali pod uwagę, że chłopak z akademii o najwyższym standardzie może potrzebować czasu na adaptację. Na szczęście Pelly okazał się odporny, a kibice szybko się do niego przekonali. Wtedy jednak nikt nie pomyślałby, że wspólnie napiszą taką historię - opowiadał były kapitan Luton Town Ronnie Henry.
Still: - Kiedy do nas przychodził, był bardzo młody, ale już był mężczyzną. Był świadomy ruchu, na który się zdecydował, ale dla niego najważniejsza była regularna gra i walka o ambitne cele. W klubach Premier League młodzi zawodnicy nie mają łatwo, bo kibice chcą gwiazd i trofeów. Cieszę się, że Pelly wybrał swoją drogę, która po latach zaprowadziła go właśnie w to miejsce.
Już pierwszy sezon w Luton okazał się dla Mpanzu sukcesem. Zawodnik rozegrał łącznie 21 meczów, strzelił dwa gole, a jego drużyna z pierwszego miejsca w tabeli awansowała do League Two i wróciła na zawodowy poziom. - Decyzja o opuszczeniu West Hamu była znakomita. Spójrzcie tylko na ten medal - mówił wtedy Mpanzu.
Na kolejny awans Luton Town czekało do 2018 r. Przeskok z League One do Championship zajął im tylko rok. Do Premier League mogli awansować już w poprzednim sezonie. W półfinale baraży drużyna Micka Harforda przegrała jednak z Huddersfield Town.
10 sezonów, cztery awanse, siedmiu trenerów - to wszystko spina osoba Mpanzu. Niezależnie od trenera czy poziomu i trudności rozgrywek on zawsze był liderem Luton. Jego kariery nie złamały też kontuzje. Do tej pory 29-latek zagrał dla Luton Town 367 razy, strzelił 23 gole, miał 34 asysty. W zakończonym właśnie sezonie wystąpił 37-krotnie, tworząc z Marvelousem Nakambą najlepszą parę defensywnych pomocników w lidze.
- Zawsze wierzyłem, że mam wystarczająco dużo umiejętności, by grać w Premier League. Każda z niższych lig była jednak inna. Każda wymagała innych umiejętności. Do każdej trzeba się było dostosować - mówił Mpanzu.
- Czasem traciliśmy kluczowych piłkarzy, czasem niektórzy nie nadawali się na wyższy poziom. Pelly nie należał ani do jednej, ani do drugiej grupy. On nie tylko pozostał lojalny, ale ze spokojem dostosował się do każdych warunków. Jego umiejętności techniczne, dynamika i warunki fizyczne pozwoliły mu rozwijać się z sezonu na sezon niezależnie od ligi, w której akurat grał - powiedział były trener i asystent w Luton Town Gary Brabin.
- Przez lata piłkarze przychodzili i odchodzili, ale Pelly był zawsze. To nie tylko świetny, ale też bardzo lojalny zawodnik. Zależało mu nie tylko na własnym rozwoju, ale też postępach drużyny i całego klubu. To nie tylko znakomity piłkarz. To przede wszystkim dobry człowiek - dodał były zawodnik Luton Andrew Shinnie.
Przez blisko 10 lat gry dla Luton Town stał się nierozłączną częścią klubu. Jego duszą i sercem. - Dla niego nie ma znaczenia, czy wygrywamy, czy przegrywamy, czy jest ciepło, czy zimno, czy jest ponury poniedziałkowy poranek, czy radosny sobotni wieczór. Zawsze jest kapitalnym gościem, duszą towarzystwa. Z uwagi na swój staż, doświadczenie i usposobienie jest sercem tej drużyny - powiedział trener Luton Town Rob Edwards.
- Jest niezwykle pracowity, dlatego rozwijał się i awansował. Jego historia z jednej strony jest niezwykła, ale z drugiej strony dowodzi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy, że będziesz ciężko pracował i w siebie wierzył - dodał.
Dla kibiców Luton Town Mpanzu jest kimś więcej niż tylko zawodnikiem. Przez dekadę 29-latek stał się jednym z nich. Na ulicach miasteczka można spotkać go w charakterystycznym kapeluszu i hawajskiej koszuli. Kolejne awanse nie zrobiły z niego gwiazdy. Pozostał tym, kim był, gdy przyjechał do Luton w listopadzie 2013 r.
Niedawno Mpanzu zarobił tysiące funtów na sprzedaży swojej sportowej marynarki w kwiaty. Wszystkie pieniądze przekazał na kibicowską organizację charytatywną. - Przez lata reprezentował wszystko to, czego nie miał ten klub. Kochamy go - powiedział przedstawiciel kibiców Luton Town Kevin Harper.
Na razie nie wiadomo, jak potoczy się historia maleńkiego klubu w Premier League. Pewne są natomiast inne rzeczy. Luton dla wielu w końcu przestanie być tylko miasteczkiem z lotniskiem dla tanich linii lotniczych. Mpanzu zaś na pewno nie zmienią mecze z Manchesterem City, Arsenalem, Liverpoolem czy Manchesterem United. Tak jak nie zmienili go rywale z niższych lig, tak nie zmienią go Erling Haaland, Kevin De Bruyne, Mohamed Salah czy Bruno Fernandes.
- Niezależnie od tego, co robisz w życiu, musisz się nim cieszyć. Ono jest za krótkie, by się zamartwiać, albo obnosić z sukcesem. Zawsze trzeba być sobą. Nigdy nie wiesz, co czeka cię za rogiem - mówił Mpanzu.
- Każdego dnia żyję pełnią życia, a kiedy ktoś poprosi mnie o pomoc, zawsze jej udzielę. Staram się rozluźniać atmosferę, wprowadzać pozytywny nastrój. Taki już po prostu jestem - zakończył.