W 34. kolejce Premier League doszło do szlagierowego starcia - Liverpool podejmował na własnym stadionie Tottenham. Spotkanie zwiastowało wiele emocji, ponieważ obie drużyny bezpośrednio walczą o awans do europejskich pucharów. Mimo że wyżej w tabeli przed tym meczem był Tottenham, to jednak gospodarze byli faworytami - tym bardziej że przystępowali do rywalizacji na fali trzech zwycięstw z rzędu. Ostatecznie mecz obfitował w grad goli i zwroty akcji, z których obronną ręką wyszedł klub z Anfield.
Kapitalnie niedzielne spotkanie rozpoczął Liverpool. Już po kwadransie prowadził 3:0 i wydawało się, że Tottenham może doznać takiego upokorzenia, jak w meczu z Newcastle (wówczas po 21. minutach przegrywali 0:5). Najpierw bramkarza gości pokonał Curtis Jones. Z kolei w 5. minucie prowadzenie podwyższył Luis Diaz. Następnie Christian Romero sfaulował w polu karnym Cody'ego Gakpo i sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr. Ostatecznie do piłki podszedł Mohamed Salah i zamienił okazję na bramkę.
Wydawało się, że to tylko początek koszmaru Tottenhamu. Goście byli jednak w stanie odpowiedzieć na morderczą serię Liverpoolu i w 39. minucie gola strzelił Harry Kane. Tym samym pierwsza partia zakończyła się wynikiem 3:1 dla piłkarzy Juergena Kloppa.
Od początku drugiej połowy aktywniejszy był Tottenham, który chciał zdobyć gola kontaktowego. Znakomitą okazję miał Son Heung-min i Romero, ale za każdym razem piłka odbijała się od słupka. Jednak w 77. minucie Koreańczyk dopiął swego i pokonał Allisona. Wyszedł sam na sam z bramkarzem i tym razem umieścił piłkę w siatce.
To trafienie dodało skrzydeł Tottenhamowi, który zaczął coraz śmielej atakować rywali. I w trzeciej minucie doliczonego czasu gry spełnił się scenariusz, w który po kwadransie pierwszej połowy nie wierzył chyba żaden z fanów - goście doprowadzili do wyrównania. Tym razem na listę strzelców wpisał się Richarlison, dla którego było to dopiero pierwsze trafienie w tym sezonie Premier League.
Więcej treści sportowych na stronie głównej Gazeta.pl.
I kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, drogę do bramki Tottenhamu odnalazł Diogo Jota. Posłał precyzyjny strzał po długim słupku z lewej strony pola karnego i trafił do siatki, dając sensacyjne zwycięstwo swojej drużynie.
Strzelcy: Curtis Jones (3'), Luis Diaz (5'), Mohamed Salah (15'K), Diogo Jota (90+4') - Harry Kane (39'), Son Heung-min (77'), Richarlison (90+3').
Dzięki temu Liverpool awansował w tabeli Premier League na 5. pozycję, a więc ostatnią, która premiuje awansem do europejskich pucharach. Z kolei Tottenham spadł na szóste miejsce i traci dwa punkty do drużyny Kloppa. Na czele tabeli widnieje z kolei Manchester City, który w niedzielę wygrał 2:1 z Fulham i po raz pierwszy od wielu tygodni zmienił na pozycji lidera Arsenal.