W sobotę Chelsea bezbramkowo zremisowała z Liverpoolem w 20. kolejce Premier League. Chociaż w teorii mecz zapowiadał się na ligowy hit, to spotkanie stało jednak na bardzo niskim poziomie. Obie drużyny kolejny raz pokazały, że są w kiepskiej formie i nie bez powodu zajmują odległe miejsca w tabeli.
Kibice Chelsea, którzy przyjechali do Liverpoolu, zdecydowanie ciekawszych atrakcji doświadczyli na trybunie, z której oglądali spotkanie. Okazało się bowiem, że z fanami w sektorze znalazł się wychowanek klubu i wieloletni kapitan drużyny - John Terry.
Już w trakcie meczu kibice publikowali w mediach społecznościowych zdjęcia z 42-letnim, byłym środkowym obrońcą. Po spotkaniu głos na Instagramie zabrał sam Terry. "Pokochałem czas spędzony z naszymi kibicami na trybunie. Jako zawodnik przyjeżdżasz autobusem na stadion, idziesz prosto do szatni i nie widzisz, ani nie czujesz tego, co kibice" - napisał Anglik.
I dodał: "Kiedy skończyłem karierę, zawsze chciałem pojechać na mecz wyjazdowy z naszymi kibicami. Uwielbiałem to. Ogromne podziękowania dla naszych fanów, którzy podróżują po całym świecie wspierając tę drużynę. K***a, kocham was wszystkich".
Terry trafił do Chelsea w 1995 r. z akademii West Hamu United w wieku 15 lat. Trzy lata później zadebiutował w pierwszej drużynie klubu ze Stamford Bridge, w której grał aż do 2017 r. W Chelsea Terry rozegrał 717 meczów, strzelił 67 goli. 42-latek zdobył m.in. pięć tytułów mistrza Anglii, pięć krajowych pucharów, Ligę Mistrzów oraz Ligę Europy.
Zawodnik, który karierę skończył w Aston Villi, 78 razy zagrał w reprezentacji Anglii. Terry pięciokrotnie znajdował się w najlepszej jedenastce roku wybieranej przez FIFA.