W obliczu porażki Chelsea w spotkaniu z West Hamem podopieczni Juergena Kloppa stanęli przed szansą awansu na pozycję lidera Premier League. Aby tak się stało, Liverpool musiał wygrać z Wolverhampton na wyjeździe. Ostatecznie zespół wygrał 1:0 po trafieniu Divocka Origiego w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Mecz zostanie zapamiętany jednak z kuriozalnego pudła Diogo Joty, który nie wykorzystał nie stu, a "dwustuprocentowej" okazji.
Od pierwszej minuty Liverpool przeważał w tym spotkaniu, ale nie znalazło to przełożenia na bramki. W 60. minucie doszło do kuriozalnej sytuacji. W lewym narożniku własnej połowy obrońca Wolverhampton zderzył się z wychodzącym poza pole karne bramkarzem Jose Sa. Po zamieszaniu piłka trafiła pod nogi Diego Joty, który zmierzał w kierunku pustej bramki. Jedyną przeszkodą dla Joty było dwóch ustawionych na linii bramkowej obrońców gospodarzy. Będąc kilka metrów od bramki, Portugalczyk zdecydował się oddać strzał. Jota miał czas i światło bramki przed sobą, ale fatalnie uderzona piłka trafiła w nogę jednego z heroicznie broniących piłkarzy.
Trudno wyjaśnić właściwe, dlaczego Jota wykończył sytuację w taki sposób. Portugalczyk jest jednym z kluczowych postaci Liverpoolu w tym sezonie. 25-latek strzelił osiem goli w 14 meczach ligowych.
Po wymęczonym zwycięstwie Liverpool awansował na pierwsze miejsce w tabeli. Zespół Kloppa ma 34 punkty po 15. kolejkach. Nie wiadomo, czy długo będzie cieszyć się z pozycji lidera, gdyż o 18:30 rozpoczyna się spotkanie Manchesteru City z Watfordem. W przypadku wygranej The Citizens będą mieli na koncie 35 punktów i tym samym przeskoczą Liverpool.