Wykrywacz kłamstw odkrył tajemnicę Kloppa. "Chciałem umrzeć, nie mogłem znieść myśli o tym, co zrobiłem" [KLOPP. MÓJ ROMANS Z LIVERPOOLEM]

- Jürgen Klopp nie istnieje wyłącznie dla Liverpoolu. Nie istnieje jedynie dla adorujących go kibiców czy dziennikarzy sportowych łaknących smakowitych cytatów. Istnieje dla nas wszystkich - pisze Anthony Quinn w książce "Klopp. Mój romans z Liverpoolem". Przeczytaj fragment książki.

Jedynym powodem, na który mogę się powołać, relacjonując to wszystko, jest coś, co później przeczytałem o Kloppie. Jego emocjonalny teatr odstawiany przy linii bocznej boiska również jest tak powszechnie znany, że uchodzi wręcz za jego „znak firmowy”, co niejednokrotnie wpędziło go w kłopoty. Jednak o swojej pierwszej czerwonej kartce dla trenera wypowiada się z nieskrywaną dumą: „Podszedłem do czwartego sędziego i powiedziałem: «Na jak dużo błędów możecie sobie tutaj pozwolić? Jeżeli na piętnaście, to został wam już tylko jeden»”. Przytacza to jako przykład różnicy zdań, która w istocie kwalifikuje się jako żart. Niemniej od swoich zawodników Klopp wymaga dyscypliny. Uściski i salwy śmiechu, jakimi raczy ich publicznie, to tylko jeden z wielu aspektów relacji, która opiera się na szacunku i zaufaniu. „Jest dla ciebie przyjacielem, ale nie jest najlepszym kumplem”, podkreślił znacząco Dejan Lovren. Klopp wydaje się wyluzowany, ale ma bzika na punkcie lojalności, tak jak tego dowodzi przykład Mamadou Sakho. W trakcie drużynowego tournée po Stanach Zjednoczonych Sakho został odesłany do domu po dopuszczeniu się szeregu powtarzających się wykroczeń na boisku, a następnie w mediach społecznościowych zaczął utyskiwać, że odstawiono go na boczny tor: to był jego ostateczny błąd. Wypadł z pierwszego składu, a potem przeszedł do Crystal Palace.

Zobacz wideo "Haaland to najlepsze, co przydarzyło się Lewandowskiemu". Supertalent z BVB jest już dogadany z nowym klubem?

Jeszcze jako piłkarz „Kloppo” uchodził za zawodnika impulsywnego, krzykliwego i napominającego zarówno kolegów z zespołu, jak i rywali. Grał ludziom na nerwach. Elmar Neveling w opublikowanej w 2016 roku biografii Kloppa przytacza niezwykłą anegdotę o tym, jak dziennikarze podłączyli Kloppa do wykrywacza kłamstw podczas specjalnego wywiadu dla magazynu futbolowego „RUND”. Zapytany o moment najgorszego załamania, Klopp wyznał, że pewnego razu uderzył z byka przyjaciela i kolegę z drużyny z Moguncji Sandro Schwarza: „Podczas treningu dwukrotnie powalił mnie na ziemię. Kiedy podniosłem się za drugim razem, widziałem przed sobą wyłącznie jego twarz, a po chwili to on leżał na ziemi. Chciałem umrzeć, po prostu chciałem umrzeć, nie mogłem znieść myśli o tym, co zrobiłem”.

Nie sposób oddać tego, jak wielką odczułem ulgę, kiedy to przeczytałem. Nie byłem osamotniony w moim zniesławieniu. Każdemu zdarza się zbłądzić. Lub stracić rozum.

Najważniejsza z najmniej ważnych spraw. Piłka nożna jest – czy też powinna być – wspaniałą rozrywką, pochłaniającym spektaklem, fantastyczną ucieczką od życia. Jednak nie jest substytutem życia. Słynna wypowiedź Shankly’ego zapisała się w księdze nieśmiertelnych cytatów; szkoda jednak, że nie miał racji. Jeżeli twoje życie sprowadza się wyłącznie do piłki nożnej, to nie wykorzystujesz go właściwie, a prawdopodobnie nie przynosisz również żadnej korzyści futbolowi. Sądzę, że Klopp to rozumie, zdaje sobie sprawę, że chodzimy po Ziemi z jakiegoś ważniejszego powodu – ludzkiej więzi, możliwości zaprowadzenia pozytywnych zmian, szczęścia związanego z miłością, z wiedzą, z przygodą.

W wywiadzie telewizyjnym udzielonym Janie Schäfer Klopp przyjął postawę samokrytyczną, zastanawiając się nad własną karierą: „Wiem o piłce nożnej trochę więcej niż większość ludzi, to prawda, ale to nie czyni mnie kimś wyjątkowym. Pięćset lat temu spałbym na ulicy. Mam wielkie szczęście, że istnieje jakieś zapotrzebowanie na moje najlepsze umiejętności”. Jak to ma w zwyczaju, zamyślił się po raz kolejny nad tym, jaka byłaby jego przydatność w epoce, w której nie znano piłki nożnej. „Pięćset lat temu być może zatańczyłbym przed królem. A potem wróciłbym spać na ulicy”. Tak naprawdę mamy pewien obraz tanecznych umiejętności Kloppa dzięki nagraniu szalonego świętowania w Formby w wieczór zdobycia tytułu mistrzowskiego. Na podstawie tego świadectwa talentu spod znaku Terpsychory zgaduję, że Klopp z roku 1520 spędzałby więcej czasu na ulicy niż na dworze królewskim. Nie można być świetnym we wszystkim.

Australijski historyk Greg Dening napisał kiedyś: „Nic nie jest bardziej ulotne niż osiągnięcia sportowe i nic nie jest trwalsze niż ich wspomnienia”. Pocieszam się tą mądrą refleksją. Nasza zdolność do dzielenia się wspomnieniami futbolowej wielkości jest w pewnym sensie znacznie cenniejsza niż trofea, jakie owa wielkość pozwoliła zdobyć. Mourinho może unosić trzy palce podczas konferencji prasowej, gdy tylko czuje, że ktoś okazuje mu brak szacunku – czyli przez większość czasu – ale czy jego styl sprowadzający się do zawziętego antyfutbolu jest hołubiony w kolektywnej pamięci?

Powraca do mnie pytanie: czy Liverpool FC zdobyłby tytuł z jakimkolwiek innym trenerem w okresie pomiędzy 2015 a 2019 rokiem, czy raczej nie zdobyłby niczego bez Kloppa? Z pełnym przekonaniem i szczerością za każdym razem wybieram drugą opcję. Ponieważ liczy się nie tylko to, że wygrywasz, ale również to, jak i z kim wygrywasz. Kiedy Klopp przybył do Liverpoolu w 2015 roku, jego notowania były wysokie ze względu na cuda, jakich dokonywał w Dortmundzie. Klub, do którego przeszedł, przeciwnie: osuwał się ruchem spiralnym po wielu latach – nawet dekadach – braku spektakularnych osiągnięć. Ryzyko utraty reputacji było wyłącznie po stronie Kloppa. Doprowadzenie Liverpoolu na szczyt zajęło mu prawie (albo zaledwie) pięć lat, jednak w moim poczuciu było to ledwie okamgnienie, ponieważ w tym czasie wraz z Manchesterem City zaczęliśmy grać najbardziej porywającą odmianę futbolu w historii Premier League, i to pod wodzą trenera, którego zazdrości nam cały piłkarski świat. Jego asystent Pep Lijnders nazywa go „prawdziwym przywódcą” i dodaje: „Jest takie powiedzenie, że ludziom nie zależy na tym, jak dużo wiesz, dopóki nie będą wiedzieć, jak bardzo ci zależy. Myślę, że każdy, kto pracuje z Jürgenem, ma poczucie, że jemu naprawdę zależy na innych i na ich rozwoju”.

Obecnie w brytyjskim życiu publicznym występuje zatrważający niedostatek postaci publicznych, które możemy szanować i podziwiać choćby w pewnym stopniu. Nie potrafię przywołać zbyt wiele osób ze świata polityki, mediów czy biznesu, które mogłyby stanowić stymulujący przykład dla młodych ludzi. Mamy do czynienia z ubóstwem w zakresie inspiracji. W epoce uciążliwego zgiełku i niepokojów tym bardziej szukamy kogoś, kto nie tylko cieszy się autorytetem, ale również ma głowę na karku i poczucie przyzwoitości, wykazuje się wolą kultywowania daru życia i zmysłem cieszenia się nim. Jürgen Klopp nie istnieje wyłącznie dla Liverpoolu. Nie istnieje jedynie dla adorujących go kibiców czy dziennikarzy sportowych łaknących smakowitych cytatów. Istnieje dla nas wszystkich.

Kup książkę w:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.