Sytuacja w trakcie meczu Evertonu z Tottenhamem zmieniała się co i rusz. W 3. minucie, po strzale Sancheza, na prowadzenie wyszła ekipa Jose Mourinho, ale pół godziny później, po fatalnym błędzie Hugo Llorisa, wyrównał Dominic Calvert-Lewin.
Od tego czasu Evertonowi wystarczyło zaledwie siedem minut, aby wyjść na dwubramkowe prowadzenie (w 38. minucie trafił Richarlison, a w 43. minucie Sigurdsson). Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3:2, po golu Lameli w doliczonym czasie gry.
Druga połowa rozpoczęła się od bramki Tottenhamu. Drugiego gola w meczu strzelił Sanchez (57. minuta), ale zaledwie 11 minut później prowadzenie ponownie dał Evertonowi Richarlison. Wymiana ciosów trwała. Piłkarze Mourinho kolejny raz doprowadzili do remisu w 83. minucie, gdy do siatki trafił Harry Kane.
W dogrywce lepsi okazali się jednak piłkarze Carlo Ancelottiego. W 97. minucie bramkę zdobył Bernard.
Mourinho nie krył wściekłości. Portugalczyk przyznał, że na wynik spotkania wpływ miały "niewiarygodne" błędy indywidualne. - Akcje ofensywne w piłce nożnej gwarantują wygraną w meczu tylko wtedy, gdy nie popełnia się więcej błędów, niż tworzy sytuacji bramkowych - powiedział stacji "BBC" szkoleniowiec Tottenhamu.
I dodał: - To boli nas wszystkich. Graliśmy naprawdę dobrze, byliśmy odważni, wyszliśmy na prowadzenie 1:0 i już po pięciu minutach popełniliśmy pierwszy błąd. Pomyłka, błąd, bramka, bramka, bramka. To był wyścig myszy z kotem. Myszka była naszymi błędami, a kot próbował nadrobić. Kiedy strzelisz cztery gole, musisz wygrać. Powinniśmy zwyciężyć komfortowo. Zawodnicy dali z siebie wszystko. Muszę przyznać, że niektórym z nich nie było łatwo, bo w dobrym meczu wystarczą jeden, dwa, trzy błędy i nagle przegrywasz 3:1. Jedyne, co doceniam, to fakt, że było to niesamowite widowisko do oglądania - oznajmił Mourinho.
Porażka w Pucharze Anglii 4:5 wpisuje się w słabą passę Tottenhamu w ostatnich tygodniach. Zespół Jose Mourinho wygrał jedno z pięciu ostatnich spotkań - z przedostatnim w tabeli Premier League West Brom 1:0. Resztę przegrał - z Liverpoolem (1:3), Brighton (0:1), Chelsea (0:1) i w środę z Evertonem (4:5).
Kolejny mecz Tottenham zagra w sobotę 13 lutego z Manchesterem City. Ich rywal to aktualny lider tabeli, który wygrał 15 spotkań z rzędu, a ostatnią porażkę poniósł w listopadzie - właśnie z Tottenhamem (0:2).