Takiej historii jeszcze nie było! Polski mecz w Premier League! Ale Fabiański przeszedł obok Klicha jakby się nie znali

W stwierdzeniu "polski mecz w Premier League" nie ma grama przesady, bo na wynik starcia Leeds United z West Hamem (1:2) znaczący wpływ mieli Mateusz Klich i Łukasz Fabiański. Obaj znajdą powody do radości - Pomocnik cieszy się z gola, bramkarz z trzech punktów.

Na zgrupowaniach reprezentacji trzymają się razem: Klich oswaja Fabiańskiego z rapem, pokazuje mu nowe piosenki, razem z Bartoszem Bereszyńskim nazywają go "Dziadkiem", zapraszają do stolika, bo jego najbliżsi koledzy - Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski - w kadrze już nie grają. Fabiański kilka tygodni temu opowiedział o ich znajomości na kanale "Foot Truck". Śmiał się, że czasami już nie nadąża za młodszymi kolegami, ale jest między nimi dużo dobrej energii. W piątek wieczorem spotkał się z Klichem w meczu Premier League - Leeds United grało z West Hamem United. 

Zobacz wideo "Lech zapewnił nam solidną rozrywkę. Nikt nie oczekiwał fajerwerków"

Historyczny rzut karny - Polak strzelał Polakowi. I to dwa razy

I już w trzeciej minucie mogli sobie spojrzeć głęboko w oczy - Fabiański sfaulował Patricka Bamforda, a w Leeds rzuty karne wykonuje Mateusz Klich. Odstępstwa nie było. Żadnych rozmów, uśmieszków, przypominania karnych wykonywanych na treningach reprezentacji, by nałożyć presję. Chłodny profesjonalizm z obu stron - skupiony Fabiański i nadzwyczaj spokojny Klich. Wydarzenie historyczne, bo jeszcze nigdy w Premier League polski piłkarz nie wykonywał rzutu karnego przeciwko polskiemu bramkarzowi. 

Klich uderzył fatalnie - słabo, po ziemi, zbyt blisko środka bramki - a w dodatku Fabiański przewidział, gdzie strzeli i łatwo złapał piłkę. I znów - przeszedł obok Klicha, jakby się nie znali. Sędziowie VAR zauważyli jednak, że przed uderzeniem wyszedł kilka centymetrów przed linię bramkową. A zgodnie z przepisami, przynajmniej jedną stopą powinien jej dotykać. Karny musiał być powtórzony. Wykonawca się nie zmienił, za to strzał był znacznie lepszy - mocniejszy, bliżej słupka. Leeds prowadziło 1:0, ale na twarzy Klicha nie pojawił się nawet delikatny uśmiech.

Może to z sympatii do Fabiańskiego, któremu trudno było pogodzić się z decyzją sędziów o powtórzeniu karnego, a może racji przeczucia, że mimo prowadzenia nie będzie to łatwy mecz. Istotnie, West Ham rzucił się do ataku, a piłkarze Marcelo Bielsy byli mniej agresywni niż w poprzednich meczach. Goście stwarzali okazję za okazją - trzy zmarnowali, czwartą wykorzystał Tomas Soucek i już w 25. minucie znów był remis. 

West Ham znów wygrywa i zajmuje piąte miejsce w tabeli

W drugiej połowie Klich jeszcze raz uderzył na bramkę Fabiańskiego, ale tym razem ze znacznie większej odległości i w trudniejszej sytuacji. Bramkarz West Hamu nie miał zatem żadnych problemów ze złapaniem piłki. I przyznać trzeba, że z wyjątkiem pierwszej akcji, w której zahaczył ręką o nogi Bamforda i spowodował rzut karny, spisywał się doskonale. A i przy tej pierwszej akcji większe pretensje do siebie powinni mieć obrońcy, którzy łatwo stracili piłkę i dali się zaskoczyć szybkim kontratakiem. Fabiański obronił tego wieczoru mocny strzał Rodrigo Moreno, wyłapywał zdecydowaną większość dośrodkowań i imponował spokojem.  

Mecz był dość wyrównany, raz przeważali gospodarze, raz goście. Aż w 80. minucie obrońcy Leeds popełnili grzech ciężki - przy stałym fragmencie zostawili Angelo Ogbonnę bez krycia. Włoch ma ponad 190 cm i doskonale gra głową. Nic więc dziwnego, że niepilnowany trafił do siatki. West Ham nie wypuścił prowadzenia z rąk głównie dzięki Fabiańskiemu, który w 90. minucie pewnie obronił kolejny strzał Moreno. Piłkarze Davide’a Moyesa potwierdzili dobrą formę - z ostatnich pięciu meczów wygrali cztery i są na piątym miejscu w tabeli. Leeds z sześcioma punktami mniej zajmuje 14. pozycję, a Marcelo Bielsa pewnie będzie miał do swoich piłkarzy sporo pretensji - zagrali zdecydowanie poniżej swoich możliwości.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.