Ale to nie był pierwszy rzut karny w tym meczu. Stuart Attwell podyktował jedenastkę dla Brighton już w 19. minucie, kiedy niedoświadczony Neco Williams przewrócił w polu karnym Aarona Connolly’ego. Neal Maupay, który chwilę później zszedł z boiska z powodu kontuzji, zmylił bramkarza Liverpoolu, ale uderzył obok słupka.
W bramkę chwilę później trafił Mohamed Salah i nawet ucieszył się z gola, ale VAR dopatrzył się spalonego. Minimalnego, ale jednak.
I to też nie była jedyna interwencja VAR, bo w 84. minucie sędzia znowu nie uznał gola. Tym razem Sadio Mane, który też był na spalonym. Już wyraźniejszym niż Salah. Liverpool już wtedy prowadził z Brighton 1:0, bo w 60. minucie gola strzelił Diogo Jota. Kiedy wydawało się, że dowiezie skromne zwycięstwo, sędzia w doliczonym czasie podyktował drugi rzut karny dla Brighton. Też - a jakże! - po wideoweryfikacji, bo dopiero VAR zauważył, że przy próbie wykopu piłki Andy Robertson wcześniej kopnął też Danny'ego Welbecka - rzut karny pewnie wykorzystał Pascal Gross.
Remis 1:1 z Brighton sprawił, że Liverpool został liderem Premier League. Ale tylko na chwilę, bo piłkarze Juergena Kloppa mają tylko o punkt więcej od Tottenhamu. Koguty w niedzielę o 17.30 zagrają z trzecią w tabeli Chelsea, która traci do Liverpoolu trzy punkty. I jeśli wygra, też wyprzedzi go w tabeli. Tak samo, jak może wyprzedzić Leicester, które w poniedziałek zagra z Fulham.
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a