Mourinho przechytrzył Guardiolę po raz kolejny! Tak źle u Hiszpana jeszcze nie było

Obaj przerastają swoje kluby, więc nie dziwi, że zamiast na mecz Tottenhamu z Manchesterem City, dostawaliśmy zaproszenia na spotkanie Jose Mourinho z Pepem Guardiolą. Lata mijają, a oni nadal pięknie się od siebie różnią. Triumfował futbol Portugalczyka, Tottenham wygrał 2:0, a mecz ten utrwalił mit sprzed lat.

Na przedmeczowych konferencjach wzajemnie sobie dogryzali, a później Jose Mourinho wysłał na boisko drużynę, która znakomicie przeszkadzała w grze zespołowi Pepa Guardioli. I można się było poczuć jak dziesięć lat temu, gdy Portugalczyk przechodził do Realu Madryt, jako specjalista od rozbrajania supermaszyny Pepa - z pucharem Ligi Mistrzów jako certyfikatem potwierdzającym kwalifikacje.

Zobacz wideo "W Polsce nie znajdziemy trenera, który zaimponuje Robertowi Lewandowskiemu"

Tak zaczęła się rywalizacja, jakiej świat nie widział: najlepszych zespołów na świecie, najlepszych piłkarzy i wreszcie - najlepszych trenerów. A w dodatku tak bardzo się różniących: filozof i inżynier, piękne wygrywanie Guardioli i wygrywanie za wszelką cenę Mourinho, kilkadziesiąt podań w jednej akcji Barcelony i cała akcja w kilka sekund Realu. Aż trudno uwierzyć, że ścierali się tylko przez dwa sezony. Tyle jest wspomnień. Zraszacze wypędzające triumfującego Mourinho z murawy Camp Nou, palec w oku Tito Vilanovy, asystenta Guardioli, konferencje prasowe, które emocjonowały nie mniej niż same mecze. Docinki, riposty - jak wykłady z erystyki. Bywało niesmacznie, ale nigdy nudno. Bawili się kibice, korzystał cały futbolowy świat. Tam wtedy wyznaczało się trendy. A to, komu kibicowałeś, mówiło coś o twoim systemie wartości.

Aż w końcu obaj nie wytrzymali tempa tej rywalizacji. Guardiola odchodząc z Barcelony, miał zwierzać się przyjaciołom, że nie wypaliłby się tak szybko, gdyby nie Mourinho. Portugalczyk pożegnał go wówczas stwierdzeniem, że na pewno nie kocha piłki, skoro musi od niej odpoczywać. Sam odszedł już rok później, a madrycka prasa wskazywała główny powód niepowodzenia: kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. 

Jose Mourinho triumfuje na swoich zasadach. Tottenham liderem

Zderzenie utrwalanego przez lata mitu z rzeczywistością bywa nieprzyjemne, ale Guardioli i Mourinho to nie dotyczy. Wszystko zgadzało się z legendą: najpierw Portugalczyk zasugerował, że Pep wydzwania do selekcjonera Anglików i prosi, by oszczędzał piłkarzy Manchesteru City. Mourinho wprost powiedział, że rzekoma kontuzja Raheema Sterlinga złapana na zgrupowaniu na pewno nie okaże się na tyle groźna, by nie zagrał przeciwko Tottenhamowi. Katalończyk odpowiedział: "Mourinho jest lekarzem?".

Może i nie, ale na piłce zna się jak mało kto. Sterling wprawdzie zaczął na ławce, ale wszedł na boisko w 70. minucie i na rekonwalescenta nie wyglądał. Manchester musiał wtedy odrabiać dwubramkową stratę. Oba gole padły po akcjach wyjętych z podręcznika Mourinho: w pierwszej połowie wystarczyło jedno podanie Tanguya Ndombele do Heung-min Sona, a w drugiej - dwa: Toby Alderweireld do Harry’ego Kane’a, a Kane do wprowadzonego minutę wcześniej z ławki Giovaniego Lo Celso. Po tym golu Mourinho wypruł z ławki. To było zwycięstwo jego pomysłu na piłkę i jego trenerskiej intuicji. Rywalizował z Guardiolą po raz 24., bilans wciąż ma niekorzystny (10-8 dla Katalończyka), ale po raz pierwszy wygrał z Katalończykiem drugi mecz z rzędu. W lutym też było 2:0.

Manchester City miał w tym meczu 65 procent posiadania piłki, 22 oddane strzały, pięć celnych, osiem rzutów rożnych i ponad 200 podań więcej. Ale Tottenham niczego innego się nie spodziewał, nawet nie próbował z tym walczyć i przejmować inicjatywy. Im taka gra odpowiadała, choć wymagała niezwyklej koncentracji, współpracy pomocników z obrońcami i gotowości, by w każdej chwili błyskawicznie ruszyć do kontrataku. To wystarczyło, by wygrać.

Mecz ten najlepiej pokazuje, jak rozwija się Tottenham. Jeszcze w poprzednim sezonie, a nawet na początku tego, przeciekał w defensywie. Obrońcom brakowało solidności, przytrafiały się proste błędy. Przeciwko City - znów, jak przed laty - zespół Portugalczyka był niemal perfekcyjny w obronie. Mourinho wygrał z Guardiolą na swoich zasadach, a Tottenham zajmuje pozycję lidera Premier League. Pozostanie nim przynajmniej do niedzielnego wieczoru, a jeśli Liverpool zremisuje z Leicester, to jeszcze przez cały następny tydzień. Za to Manchester City pozostał na dziesiątym miejscu z ośmioma punktami straty do Tottenhamu i jednym meczem rozegranym mniej. Jeszcze nigdy Guardiola nie zaczął sezonu tak słabo.

Więcej o:
Copyright © Agora SA