Manchester United dokonał wielkiej rzeczy, ale potrzebuje wzmocnień! Transferowy priorytet

Jest następny po Liverpoolu i Manchesterze City, którzy od dwóch lat grają we własnej lidze. Manchester United da się lubić: ma gwiazdy na już i na za chwilę. Odradzającego się ducha zespołu sprzed lat, za którym tęsknili kibice. No i ma Ligę Mistrzów, o której kilka miesięcy temu nie wypadało nawet marzyć. Trener zrobił swoje, teraz czas na dyrektorów.

Nie wypadało marzyć chociażby w październiku, gdy United zajmowali 13. miejsce w tabeli, mieli za sobą najgorszy początek sezonu od 30 lat, a na ławce trenera, który w opinii wielu nadawał się tylko do zwolnienia, bo z ostatnich 25 meczów wygrał tylko cztery. Styczeń nie był lepszy: porażki z Arsenalem, Liverpoolem i Burnley, 10 punktów straty do trzeciego miejsca, a do tego kontuzje Marcusa Rashforda i Paula Pogby. - Poczytajcie gazety sprzed paru miesięcy: bla, bla, bla. Pisali, że nie będziemy nawet w TOP6, tymczasem kończymy na trzecim miejscu. To coś wspaniałego - tak Ole Gunnar Solskjaer chwalił swój odrodzony w trakcie sezonu zespół. Entuzjazm jest zrozumiały, bo to co za Solskjaera-piłkarza było codziennością, w ostatnich latach przestało nią być. To dopiero czwarta udana próba awansu do Ligi Mistrzów na siedem podjętych od odejścia sir Alexa Fergusona. Ale końcowy sukces wiele rzeczy przysłania i wyraźnie pokazuje, jak ważne w piłce nożnej są konteksty: United zdobyli bowiem tyle samo punktów, co w poprzednim sezonie, wygrali mniej meczów i zwiększyli stratę do lidera. Skończyła jednak trzy miejsca wyżej i jest oceniana zupełnie inaczej.

Zobacz wideo

To niespecjalnie dziwi, bo podczas tak długiego sezonu - rozciągniętego do jedenastu miesięcy - spojrzenie na niektóre zespoły wielokrotnie się zmieniało. Manchester United z października, czerwca i końcówki lipca to trzy różne drużyny. Pierwsza - nie dawała nadziei, była powolna i schematyczna. Druga - zaskakiwała polotem, imponowała nieustannym głodem zdobywania kolejnych akcji, mogła rozszarpać każdego. Trzecia - wciąż nie przegrywała, ale dojechała do końca sezonu na oparach. Dopiero połączenie tych trzech drużyn powie nam prawdę o Manchesterze United, który w ostatnim roku wyraźnie się rozwinął, po drodze znalazł swojego lidera, ale wciąż jest drużyną wymagającą wzmocnień. Od piłkarzy, którzy od razu wskoczą do wyjściowego składu, po solidne uzupełnienia, by najlepsi mogli wreszcie odpocząć.

Ole Gunnar Solskjaer zrobił swoje

Wypada pochwalić władze Czerwonych Diabłów za cierpliwość, bo chociaż w ostatnich miesiącach 2019 roku dziennikarze nieustannie wałkowali temat Mauricio Pochettino, w biurach Old Trafford nikt poważnie o tym nie myślał. Solskjaer mógł liczyć na wsparcie - choćby finansowe, gdy wymarzył sobie transfer Bruno Fernandesa za 47 milionów funtów na początek i wysokie bonusy, jeśli się sprawdzi. Dziś trudno o oryginalność - to był moment zwrotny tego sezonu. Oto znalazł się brakujący element. Łańcuch, który napędził całą maszynę. Spiął obronę z atakiem i pomógł gonić Leicester, mające wtedy 14 punktów przewagi. Fernandes w 14 meczach strzelił 8 goli i 7 razy asystował, ale jego wpływ na zespół nie mieści się w liczbach. Zdaniem Gary’ego Neville’a podobny ma tylko Kevin de Bruyne w Manchesterze City. Inni piłkarze United mówią, jak podniósł ich w szatni. Zadziałał jak przed laty Robin van Persie, który samym pojawieniem się w klubie dodał pozostałym wiary w mistrzostwo. Teraz Fernandesowi przypisują to, że od lutego byli niepokonani w Premier League. Natchnął ich. Dowodził w trudnym momencie i poprowadził do Ligi Mistrzów.

Ostatni mecz z Leicester był wart 100 milionów funtów - bo na tyle wycenia się awans do Champions League. Za grę w Lidze Europy United zarobiliby około 40 milionów funtów. A dziś pieniądze są potrzebne bardziej niż kiedykolwiek, bo straty związane z pandemią koronawirusa (brak wpływów z dnia meczowego, renegocjowane kontrakty sponsorskie, prawdopodobny brak przedsezonowego tournée) szacuje się na ponad 50 milionów funtów. W dodatku, gdyby drugi raz z rzędu nie udało się awansować do Champions League, Adidas zapłaciłby klubowi 22,5 miliona funtów mniej. Idąc dalej - ostatnim razem, gdy United wywalczyli awans, działacze pozwolili Jose Mourinho wydać na wzmocnienia 150 milionów funtów. Jeżeli tym razem będzie podobnie - a wiele na to wskazuje, bo United mierzą wysoko: w Jadona Sancho i Jacka Grealisha - to Liga Mistrzów przyda się jako wabik dla gwiazd. Najważniejsze, by pieniądze wydać rozsądniej niż wtedy.

- Ci chłopcy coraz bardziej przypominają Manchester United. Wychodzą na boisko i grają bez strachu - mówi Solskjaer. - Mogą wygrywać w różny sposób. W pierwszych miesiącach ich futbol był bardzo prosty - stwierdził na antenie "Sky Sports" Roy Keane. A stojący obok niego Gary Neville dodał, że awans do Ligi Mistrzów pozwoli Solskjaerowi pracować w większym spokoju. Już zrobił wiele: połączył Paula Pogbę z Fernandesem, pogodził Markusa Rashforda i Anthony’ego Martiala, którzy strzelili w tym po 17 goli, zaufał niezwykle utalentowanemu Masonowi Greenwoodowi. 18-latek miał być przyszłością United, ale już ten sezon skończył z dziesięcioma golami w lidze. Lepiej gra Aaron Wan-Bissaka, Luke Shaw czy Brandon Williams, ale jeśli United chcą rzeczywiście odbudować swoją pozycję w angielskiej piłce i dogonić Manchester City i Liverpool, muszą wzmocnić kadrę. W tym składzie pewnych ograniczeń nie przeskoczą. Dlatego teraz na scenę musi wejść Ed Woodward.

Czas na Eda Woodwarda i transfery. Jadon Sancho priorytetem

Dzięki dobrej pracy Solskjaera ma Ligę Mistrzów, by przekonać gwiazdy. Ma pieniądze, by przekonać ich kluby. Ma też czas, bo to okno transferowe potrwa aż do 5 października. Pora, żeby się odwdzięczył. Powinien też być zdeterminowany - Kai Havertz, którym United interesowali się zimą, zmierza do Chelsea, która już wcześniej zaklepała Hakima Ziyecha i Timo Wernera. Walkę o Erlinga Haalanda i Jude’a Bellinghama przegrał z Borussią Dortmund. Sprowadzenie Sancho to szansa na rehabilitację. Z pozoru to transfer idealny: młody Anglik, jeden z najlepszych zawodników nowego pokolenia, na słabsze prawe skrzydło. Jak podaje Laurie Whitwell z "The Athletic", brakuje 20 milionów euro, by kluby doszły do porozumienia. Ale nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa. Woodward lubi grać na czas - transfery Harry’ego Maguire’a i Bruno Fernandesa, choć spodziewane, były negocjowane do ostatnich dni okna transferowego. United wierzą, że upływający czas, zbija cenę. I o ile w przypadku Portugalczyka to się sprawdziło, bo Sporting zszedł z oczekiwanych 68 milionów funtów do 47 plus bonusy, o tyle za środkowego obrońcę i tak trzeba było zapłacić wymagane przez Leicester 80 milionów funtów. W dodatku - całość z góry. Kibice United z zazdrością spoglądają na kluby - jak Chelsea, Liverpool czy Manchester City - które w strukturach mają dyrektorów wyłącznie odpowiedzialnych za budowę drużyny. W Manchesterze United takiej osoby nie ma. Woodward w przeciwieństwie do odpowiednio: Mariny Granowskiej, Michaela Edwardsa czy Txikiego Bergiristaina nie ma tak dużej swobody w przeprowadzaniu transferów. To wydłuża cały proces i wpływa na skuteczność.

Solskjaer dyskretnie prosi o wzmocnienia - a to powie, że na przykład Fernandes był już pod koniec zmęczony, bo musiał grać non stop, a to przypomni, że przyszły sezon będzie jeszcze bardziej wymagający, bo o ile w Lidze Europy mógł wystawić rezerwowych, o tyle w Lidze Mistrzów zawsze muszą grać najlepsi. Norwegowi zależy nie tylko na sprowadzeniu gwiazdy, jak Sancho, ale też na uzupełnieniu składu kolejnym napastnikiem i środkowym obrońcą. Chce głębi, szerokiej ławki. Bez niej w tak wyczekiwanej Lidze Mistrzów niewiele osiągnie.

Więcej o: