W pierwszym meczu Premier League po powrocie do rozgrywek po przerwie spowodowanej pandemią doszło do skandalu. W 42. minucie spotkania Aston Villi z Sheffield United po dośrodkowaniu w pole karne do bramki z piłką wpadł Orjan Nyland, ale gol dla gości nie został uznany.
Sędziujący to spotkanie Michael Oliver tłumaczył swoją decyzję tym, że zegarek z systemem goal-line wskazywał, że bramki nie ma. Jeszcze w trakcie meczu w mediach sportowych pojawiła się lawina komentarzy krytykująca zespół sędziowski. Za całą tę sytuację zarówno sędziów, jak i ligę i pokrzywdzony zespół przeprosiła firma Hawk-Eye Innovations, dostawca systemu goal-line.
Sędziowie nie otrzymali żadnej informacji mówiącej o jakiejkolwiek nieprawidłowości przy tej akcji od systemu goal-line, jak ma to zawsze miejsce zgodnie z ustalonym protokołem. Obraz rejestrowany przez siedem kamer rozmieszczonych wokół bramki był zasłonięty przez bramkarza, pozostałych zawodników i obramowanie bramki. Tak duży poziom braku widoczności nie zdarzył się w żadnym z wcześniejszych dziewięciu tysięcy meczów, w których użyto systemu - czytamy w oświadczeniu firmy.
Hawk-Eye Innovations podkreśliło w swoim piśmie, że system przed meczem przeszedł standardowe testy i działał wtedy poprawnie, co potwierdzili sędziowie. - Chcemy najmocniej przeprosić Premier League, Sheffield United i wszystkich dotkniętych tym zdarzeń - zakończyła swoje oświadczenie firma.
Mecz Aston Villa - Sheffield United zakończył się ostatecznie bezbramkowym remisem. "Skradziony" gol w środowym meczu może być dla Sheffield niezwykle kosztowny. Drużyna walczy o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach, a takowe właśnie w tej kolejce straciła po środowym remisie. Po 29. serii gier zespół traci do piątego (lokata gwarantująca występ w fazie grupowej Ligi Europy) Manchesteru United jeden punkt.