Oszustwa ze sponsorami, fałszowanie dokumentów. Dlatego Manchester City dostał tak drakońską karę

Manchester City nie został wykluczony z Ligi Mistrzów za przekroczenie budżetu i wydawanie środków ponad stan, co godzi w zasadę Finansowego Fair Play. On został ukarany za oszustwa ze sponsorami, fałszerstwa dokumentów i przelewanie pieniędzy przez finansowe raje. Międzynarodowy system finansowego wspomagania wykreował piłkarskiego giganta i zapewnił przewagę nad konkurencją.

Manchester City na cenzurowanym był już dawno. W 2014 roku za nierespektowanie zasad Finansowego Fair Play klub ukarano kwotą 49 mln funtów. Po odwołaniu UEFA zmniejszyła karę do zaledwie 17 milionów. To było pierwsze ostrzeżenie dla "Obywateli", ale też prawdopodobnie skutek braku pełnej wiedzy europejskiej federacji o tym, co działo się w City. Klub miał i udoskonalał system oszukiwania finansowych kontrolerów patrzących im na ręce z ramienia UEFA. Sprawa zaczęła wychodzić na jaw po doniesieniach Football Leaks opublikowanych w dzienniku "Der Spiegel". Powoływano się tam m.in. na przechwyconą korespondencję mailową.

WIDEO: Ekstraklasa traci gwiazdy. "Niedługo wrócą i będziemy ich witali z honorami"

Zobacz wideo

"A może umowa z datą wsteczną?"

Od momentu, w którym Manchester City został kupiony przez szejka Mansoura bin Zayeda Al Nahyana (wrzesień 2008), wpompowywano w niego wielkie pieniądze. Z dokumentów opublikowanych w niemieckim tygodniku wynika, że w trzy i pół roku od pojawienia się w klubie arabskiego szejka City zostało wsparte kwotą 1,3 mld euro. Dało to mistrzostwo kraju w 2012 roku i nakręcało na kolejne inwestycje i odważne ruchy personalne. Trener Roberto Mancini tytułu obronić nie potrafił, więc mu podziękowano.

Tyle że w 2011 roku UEFA wprowadziła zasady Finansowego Fair Play. W skrócie i docelowo - kluby miały nie wydawać więcej, niż zarabiały. W pierwszych latach przepisy były bardziej liberalne, ale stopniowo się zaostrzały. City najpierw mocno lobbowało, by nie zostały wprowadzone. Gdy weszły w życie, zamiast zmiany polityki dotyczącej wydatków zaczęło się kombinowanie, jak wydawać dalej bez podpadania komisji UEFA.

"Będzie nam brakowało 9,9 mln funtów, by wypełnić założenia finansowego Fair Play. Deficyt jest wynikiem zerwania kontraktu z Mancinim" - napisał w 2013 roku w wewnętrznej klubowej korespondencji Jorge Chumillas, dyrektor finansowy "The Citizens". "Myślę, że wyjściem z sytuacji byłyby dodatkowe przychody od Abu Dhabi, które pokryją tę lukę" - brzmiało najważniejsze zdanie.

Mniej więcej w ten sposób zaczęła się w Manchesterze kreatywna księgowość, choć trafniej byłoby powiedzieć seria wykroczeń, a nawet przestępstw. Zarząd od początku był kreatywny. Ujawnione przez Football Leaks maile wskazują na to, że jak z rękawa sypano kolejnymi pomysłami na oszukiwanie.

"Moglibyśmy zawrzeć ze sponsorami umowę z wsteczną datą na dwa lata, płatną z góry" - zasugerował Simon Pearce, dyrektor wykonawczy. "Można też zasugerować wypłatę sponsorom premii za Puchar Anglii" - kombinował natomiast dyrektor generalny Ferrian Soriano.

Ponieważ trudno było płacić za coś, czego się nie zdobyło, zdecydowano się na pierwszą opcję. Ustalono, ile kto ma dorzucić do kontraktu, by budżet prezentowany UEFA się spinał. I tak Etihad nagle musiał dołożyć półtora miliona funtów, Aabar pół miliona, a resztę City pozyskało od swego sponsora związanego z turystyką. Poprawiono nieco zawarte wcześniej kontrakty, poproszono o dopłaty i Excel wyglądał idealnie.

Alternatywne źródła szejka

W innych miejscach korespondencji wyszło też na jaw, jak naprawdę działały niektóre kontrakty sponsorskie. Okazało się na przykład, że Aabar wcale nie przelewał wskazanej w umowie sponsorskiej pełnej kwoty - w tym przypadku 15 mln funtów rocznie. Jego realny wkład był dużo niższy. "Tak jak ustaliliśmy, Aabar zapewnia wpływy wynoszące trzy mln funtów. 12 milionów będzie pochodziło z alternatywnych źródeł zapewnianych przez Jego Wysokość" - napisał wprost Pearce w jednym z maili, sugerując, że to Szejk Mansour potajemnie zapewnia klubowi dodatkowe wpływy. To wyraźne złamanie Finansowego Fair Play, w myśl którego pieniądze wnoszone przez właściciela są wyraźnie zadeklarowane, a sponsorzy stanowią zupełnie inną kolumnę przychodów.

Umowy Manchesteru City ze sponsorami czasem traktować można było jak bajki pisane na potrzeby UEFA. W teorii Etihad Airways - państwowe linie lotnicze Zjednoczonych Emiratów Arabskich - przelewały na klubowe konta 67,5 miliona funtów rocznie. Olbrzymi kontrakt. Tyle że w klubowej kasie zostawało z tego osiem milionów. Pozostała kwota - prawie 60 milionów - wracała do Etihad przez Abu Dhabi United Group, w której właściciel Manchesteru City też był udziałowcem. Stwarzano zatem sztuczny obieg pieniądza i wykazywano sztuczne zyski tylko po to, by pokryć gigantyczne koszty działalności klubu i na przykład móc szaleć na rynku transferowym. Dodajmy, że Etihad Airways było zarządzane przez członka rodziny szejka Mansoura. To również sam szejk stoi za Al Jazira Sports and Cultural Club, drużyną piłkarską. Po co o tym wspominamy? Ta spółka przydała się podczas zatrudniania Manciniego.

Umowa na dwie strony

Nie tak dawno Football Leaks informowało, że włoski trener przy wiązaniu się kontraktem z City podpisał nie jedną, a dwie umowy. Pierwszą z samym klubem na 1,45 mln funtów, drugą z Al Jazirą na 1,75 mln. Co dla niej robił? Był konsultantem i to właściwie wszystko. W praktyce umowa potrzebna była tylko po to, by dobrze zapłacić Manciniemu i nie obciążać budżetu City. Pieniądze szły po cichu z angielskiego klubu do Al Jaziry, stamtąd były przelewane do spółki na Mauritiusie (Sparkleglow Holdings), by przez nią trafić do Włocha. Kombinowanie jak przy umowach ze sponsorami było na porządku dziennym.

UEFA badała oczywiście czy sponsorzy City nie są powiązani z właścicielem klubu, a jeśli tak, to ile ma on w tych firmach udziałów, bo takie ścisłe powiązania regulamin FFP uznaje za próbę obejścia przepisów i nielegalnego dokapitalizowania klubu. Przez niemal dekadę City wychodziło z tego obronną ręką. Nie tylko zresztą z tego.

Ciekawe są też sprawy związane ze spółką otworzoną na Kajmanach, która miała być narzędziem dla funduszu inwestującego w piłkarzy. Za tym funduszem stali przedstawiciele City, za egzotyczną spółką prezes klubu. Klub ukrył te informacje przed angielską federacją podczas wypożyczania z City jednego z piłkarzy funduszu, nie przedstawił też wszystkich wymaganych dokumentów. Być może z powodu tej i innych podobnych transakcji City będą mieli też problemy na krajowym podwórku?

Przewaga dzięki brakowi ograniczeń

Dziennikarze "Der Spigel" opisując sposób działalności obecnego mistrza Anglii, nie mieli wątpliwości, że nielegalne praktyki, bez umiaru inwestowane pieniądze, oszukiwanie przy pokazywaniu przychodów i wydatków dało City realną przewagę nad innymi klubami, które działały w oparciu o finansowe reguły. Procentowało to choćby przy transferach, bo można było bez przeszkód przebijać oferty innych, nie martwiąc się o konsekwencje. Ponoć pomogło to choćby w ściągnięciu w 2015 roku na Wyspy np. Kevina de Bruyne'a. Koszt operacji wyniósł 75 mln euro.

Klub pytany przez media o możliwe wykroczenia i pojawiające się kolejne informacje zawsze odpowiadał tak samo: to próba zniszczenia naszej reputacji. Nie będziemy tego komentować.

Podczas trwającego śledztwa City nie współpracowało z przedstawicielami UEFA. Europejska organizacja jednak sprawę doprowadziła do końca. Poinformowała, że City zostało ukarane wykluczeniem z Ligi Mistrzów w sezonach 2020/2021 i 2021/2022 oraz grzywną w wysokości 30 milionów euro. Zasady FFP były "poważnie łamane" w latach 2012-2016. W tym komunikacie nie omieszkano także wspomnieć o braku współpracy z organami badającymi sprawę. Anglicy zapowiedzieli odwołanie do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu w Lozannie.

"W grudniu 2018 roku główny śledczy UEFA oskarżył nasz klub i mówił o potencjalnej karze, zanim jakiekolwiek śledztwo zostało rozpoczęte. To kolejny wadliwy proces, który UEFA nadzorowała" - czytamy w komunikacie. Można przewidzieć, na co wydane zostaną kolejne miliony Manchesteru. Już podczas pierwszej kary prezes City zapowiedział ówczesnemu prezesowi UEFA, że zasądzone 49 mln funtów kary chętniej przeznaczy na najlepszych na świecie prawników niż przeleje do jego organizacji. Co powie teraz?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.