Mieli z hukiem spaść z Premier League, a są blisko awansu do Ligi Mistrzów. Fenomen

Przed rozpoczęciem sezonu niewielu było takich, którzy dawaliby im jakiekolwiek szanse na utrzymanie w Premier League. Tymczasem Sheffield United jest największą sensacją bieżących rozgrywek. Swoją postawą zadziwia wszystkich na Wyspach i po 26 kolejkach ligi angielskiej zajmuje znakomite, piąte miejsce, tracąc zaledwie dwa punkty do czwartej Chelsea. Na czym polega fenomen rewelacyjnego beniaminka z Bramall Lane?

Zespół Sheffield United musiał czekać aż 12 lat na ponowny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Przez ten czas ekipa z północnej Anglii występowała w Championship i Division One. W poprzednim sezonie przez długi okres czasu nie liczyła się w stawce o promocję do Premier League. Piłkarze z Bramall Lane nabrali rozpędu dopiero w okresie zimowym, który zaprowadził ich do zajęcia drugiego miejsca w lidze, tuż za Norwich City, premiowanym bezpośrednią grą w angielskiej elicie.

Zobacz wideo Klich: Nie ma lepszej ligi niż Premier League. Chciałbym tam zagrać

Beniaminek przed startem sezonu wydał w lecie zaledwie 25 mln funtów na transfery. Po awansie do Premier League niemal wszyscy eksperci i bukmacherzy nie dawali złamanego grosza na to, że  Sheffield United utrzyma się w lidze. Od tego czasu minęło pół roku, a zespół The Blades po 26 kolejkach ma na koncie aż 39 punktów i walczy o europejskie puchary!

Twórca sukcesów beniaminka

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że głównym architektem ostatnich znakomitych wyników jest Chris Wilder. W 2016 roku był postacią kompletnie anonimową w środowisku piłkarskim. O jego zatrudnieniu w zespole Sheffield zadecydował pewien majowy wieczór.

Kevin McCabe, ówczesny właściciel Sheffield, dzień po zwolnieniu Nigela Adkinsa ze stanowiska trenera, pojawił się na finale amatorskich rozgrywek w Bramall Lane, gdzie przypadkowo poznał Chrisa Wildera. Z perspektywy czasu to niespodziewane spotkanie okazało się być najlepszą rzeczą, jaka mogła się obu panom przytrafić.

– Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wcześniej spotkał menedżera, za którym byliby wszyscy fani Sheffield United – powiedział McCabe, były prezes klubu w rozmowie z „The Atlhetic”.

– W każdym razie Chris był tam i oglądał mecz. Zaczęliśmy rozmawiać, tylko krótka pogawędka, a potem wymieniliśmy się numerami telefonów. Chodziło mi po głowie kilku kandydatów na stanowisko menedżera, ale los odegrał swoją rolę, tamta noc była przeznaczeniem – stwierdził McCabe.

Wilder dostał wtedy posadę (od maja 2016 roku) na stanowisku trenera. Przejmował klub w trudnym momencie, ponieważ zespół skończył sezon dopiero na 11. miejscu w Division One (trzeci poziom rozgrywkowy), który był dla niego najsłabszym wynikiem od początku lat 80-tych.

DNA klubu ma we krwi

Ta historia jest wyjątkowa również z innego powodu. Chris Wilder nie tylko się urodził w tym mieście, ale od najmłodszych lat był wiernym fanem Sheffield. Jego związek z klubem był tak silny, że będąc młodym chłopakiem pojawiał się na treningach swojej ukochanej drużyny. Oglądał jej grę przez dziurę w płocie. Następnie podawał piłki na meczach, aż w końcu został piłkarzem zespołu z Bramall Lane (występował w nim w latach 1986-92 i w sezonie 1998/99). Doszło nawet do tego, że po pewnym czasie był jego kapitanem. W sumie zagrał ponad 100 meczów w barwach ekipy The Blades.

– Fenomenem Sheffield United jest Chris Wilder. Facet, który jeździł na mecze wyjazdowe z kibicami klubu, ma również jego tatuaże na swoim ciele. On tak naprawdę wymyślił zespół, który obecnie widzimy pod kątem taktycznym, charakterologicznym i atmosfery. Już w zeszłym sezonie była to jedna z najładniej grających drużyn w piłkę. Wilder ma konkretną wizję gry, która wypala – dobiera zawodników pod system, a nie system pod graczy. Nie zrobił masowej wyprzedaży i kupna, tak jak Fulham dwa sezony temu, który sprowadził mnóstwo nowych graczy i skończyło się to szybkim spadkiem. Sheffield postawiło na tych samych gości, którzy grali w Championship: Henderson, Egan, Basham, Lundstram, Fleck, Baldock, Stevens, nie mówiąc już o Sharpie, czyli legendzie klubu. To się opłaca, ta stałość, trzymanie się pewnych zasad. Chris Wilder jest niesamowicie charakternym gościem. Mam wrażenie, że jeśli zakwalifikują się do europejskich pucharów, to będzie koniec pewnego cyklu. I nie wiadomo co dalej, czy będą w stanie przeskoczyć poziom wyżej, tak jak Wolves w poprzednim sezonie, kiedy też byli rewelacyjnym beniaminkiem, robiąc mądre transfery – wyjaśnił Tomasz Zieliński, dziennikarz „Eleven Sports”, znakomite wyniki beniaminka Premier League.

Przeszkoda w sprowadzeniu Wildera

Ściągniecie Wildera do Sheffield United nie było wcale prostym zadaniem. Po doprowadzeniu Northampton Town (Division Two) do tytułu mistrzowskiego był o krok od przejęcia Charltonu Athletic, z którym uzgodnił już wszystkie warunki. Zrobił to bez wiedzy ówczesnego prezesa Sheffield, Kevina McCabe’a.

Wilder był tak bardzo zdeterminowany, aby zrealizować swoje marzenie o byciu nowym szkoleniowcem drużyny z Bramall Lane, że trzeba było anulować jego przejście do Charlton.

– Nie uzgodniliśmy warunków, ale Chris powiedział, że dołączy do nas. Zakomunikował, że najpierw musimy porozmawiać z Kelvinem Thomasem, prezesem Northampton. W grę wchodziło odszkodowanie. Zadzwoniłem do Kelvina. Był zadowolony, że doszliśmy do porozumienia i zapłaciliśmy kwotę odszkodowania, na którą przystał zespół Charltonu. Kelvin wiedział, że Chris chce pracować w Sheffield United – ujawnił McCabe na łamach „The Atheltic”.

Pierwsze wyzwanie trenera

Praca Wildera w ekipie z Bramall Lane robi ogromne wrażenie na wszystkich obserwatorach. Z każdym rokiem notuje systematyczny progres i obecnie nikt z kibiców nie wyobraża sobie, aby w przyszłości mogła mieć innego szkoleniowca.

Pierwszym zadaniem po przyjściu Chrisa do Sheffield Utd było poprawienie napiętych relacji na linii: piłkarze – sympatycy klubu, którzy nienawidzili się wzajemnie.

Wilder w szybkim czasie ocieplił stosunki pomiędzy zwaśnionymi stronami. Przed jego pojawieniem się w ekipie z północnej Anglii żaden z zawodników nie chciał parkować auta na terenie ośrodka treningowego, ponieważ kibice chcieli dostać od nich autograf.

52-letni trener szybko rozwiązał tę kwestię. Uznał, że obowiązkiem każdego gracza jest konfrontacja z fanami. Sam również nie stronił od spotkań z kibicami. Często dyskutował z nimi, jadąc do pracy autobusem.

Angielski szkoleniowiec cierpliwie budował zespół na własną modłę, krok po kroku. Wilder nie tylko zyskał tym szacunek kibiców, ale również duży posłuch w szatni.

Niestandardowa taktyka przepisem na sukces

Piłkarze szybko przekonali się do filozofii Chrisa, której główną siłą jest kolektyw. Wilder stosuje dość nietypowy system taktyczny 1-3-5-2 z wysoko ustawionymi wahadłowymi i dwoma napastnikami o dobrych warunkach fizycznych.

– Takim utartym, ale i trafionym określeniem wobec tego, co stanowi o sukcesie Sheffield jest po prostu kolektyw. To, co stworzył Chris Wilder na przestrzeni ostatnich lat, odbyło się nie bez problemów i nie przy takich finansowych możliwościach, jakie mają rywale z czołówki Premier League. To, co w Sheffield jest najbardziej imponujące to: budowanie ducha zespołu, poczucie jedności i dążenie do wspólnego celu. Myślę, że oni to wszystko mają i utrzymują w każdym meczu sezonu, choć na początku rozgrywek była to jedna z mocniej skreślanych ekip. Nie tak dużo się zmieniło w porównaniu do poprzedniego sezonu - w taki sposób wytłumaczył fenomen Sheffield United, Michał Zachodny, dziennikarz portalu laczynaspilka.com.

– Nowinką jedyną jest to, jak zachowują się skrajni środkowi obrońcy, którzy włączają się do ataków, ale nie w tak częsty sposób, jak miało to miejsce w Championship. Basham i O’Connell wchodzą w boczne strefy. Jest do dość nietypowe we współczesnym futbolu, gdy rosły, silny stoper szuka miejsca na dośrodkowanie dla biegnącego na obieg wahadłowemu. Sheffield jest przykładem klubu budowanego na logicznych podstawach, o charakterze, którego czasem w innych zespołach brakuje oraz z wyrazistymi osobistościami z niemałymi ambicjami – dodał Michał Zachodny.

Defensywny monolit

Zespół Wildera od początku sezonu zadziwia regularnością. Osiągane przez niego wyniki przechodzą najśmielsze oczekiwania, a niedawna passa dziewięciu ligowych meczów z rzędu bez porażki na wyjeździe (trzy zwycięstwa i sześć remisów), to najlepszy start dla beniaminka w historii Premier League od sezonu 1947-48, kiedy to Burnley miało dziesięć takich spotkań.  Znakomita seria The Blades została przerwana dopiero 29 grudnia przez mistrza Anglii, Manchester City, który wygrał 2:0.

Chris zbudował zespół wokół piłkarzy w większości anonimowych, z których żaden nie może być typowany na gwiazdę Premier League. Jego siłą jest kolektyw oraz szczelna defensywa. W lidze obrońcy The Blades stracili 24 gole i tylko Liverpool jest od nich pod tym względem lepszy. Co więcej, bramkarz, Dean Henderson, wypożyczony z Manchesteru United, ma na koncie aż dziewięć czystych kont i walczy o „Złote Rękawice” z Alissonem z Liverpoolu i Nickiem Pope’em z Burnley (obaj mają po 9).

Nie tylko trener, ale i doskonały psycholog

Wilder słynie z niekonwencjonalnych sposobów motywacji drużyny. Tuż przed startem sezonu 2019/20 powiesił w szatni wycinki z gazet krytykujące grę piłkarzy Sheffield. Zawodnikom nie podcięło to absolutnie skrzydeł,  ale wyzwoliło w nich dodatkowe pokłady energii, które sprawiły, że obecnie zamiast walczyć o utrzymanie, biją się o miejsce w europejskich pucharach.

Rekordowy styczniowy transfer

Sheffield pomimo dobrych wyników osiąganych w bieżącym sezonie Premier League myśli również o swojej przyszłości. Na zakończenie zimowego okienka transferowego dokonał rekordowej transakcji w swojej historii. Z Genku sprowadził za 26 mln euro Norwega, Sandera Berge’a.

Inspirująca rozmowa z sir Aleksem Fergusonem

Gdy Chris Wilder stawiał pierwsze kroki jako szkoleniowiec w Oxford United (od grudnia 2008 do stycznia 2014 roku), rozmawiał przez telefon z samym sir Aleksem Fergusonem, legendarnym menedżerem Manchesteru United.

– Poświęcił mi odrobinę czasu, aby wesprzeć mnie na początku ścieżki trenerskiej. Pewnego dnia, gdy prowadziłem zespół Oxford, zadzwonił do mnie i udzielił mi kilku cennych rad, które były dla mnie niesamowitym bodźcem – ujawnił Wilder, którego słowa cytowane są w portalu bbc.com.

Czy sen się ziści?

Dzięki występom w angielskiej elicie drużyna The Blades zyskała spore grono nowych zwolenników. Poprzez odpowiednie podejście do gry oraz ciężką pracę jest bardzo bliska spełnienia marzeń, o których absolutnie nie mogła śnić przed rozpoczęciem rozgrywek. Trudno wyrokować, czy uda się je zrealizować, zważywszy na fakt, że podstawowy cel – utrzymanie w elicie – jest już niemal pewny na początku lutego 2020 roku. Z takimi piłkarzami jak David Goldrick, John Lundstram czy też Billy Sharp, którzy daliby się pokroić za swój klub, może to stać się realne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.