Manchester United obudził się w tym meczu dopiero po siedemdziesięciu minutach. Do tego czasu przegrywał już dwoma bramkami - pierwszą w 19. minucie zdobył John Fleck, a drugą w 52. Lys Mousset. I nie było w tym grama przypadku, bo Sheffield był zespołem zdecydowanie lepszym. Dominował do tego stopnia, że „Czerwone Diałby” w pierwszej połowie rzadko wychodziły z własnej połowy. To „Szable” prowadziły grę, były drużyną dojrzalszą i lepiej przygotowaną do tego spotkania.
Aż nadeszła wspominana 70 minuta. Najpierw piłka wylądowała w siatce po niespodziewanym uderzeniu Brandona Williamsa. 19-letni obrońca fantastycznie uderzył w długi róg bramki i zdobył efektownego gola kontaktowego. Tuż po tym trafieniu wszedł na boisko Mason Greenwood. Minęły dwie minuty i cieszył się z gola. Za doskonałe podanie dziękował Marcusowi Rashfordowi, który idealnie dograł piłkę w pole bramkowe i wystarczyło, że młodszy z Anglików tylko dostawił stopę.
Minęły kolejne dwie minuty, a z gola cieszył się sam Rashford. Manchester z piekła znalazł się w niebie. Wynik był znacznie lepszy niż gra piłkarzy. Ale gdy wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, Sheffield zaatakowało raz jeszcze. Zamieszanie w polu karnym w 90. minucie wykorzystał Oli McBurnie, choć sędzia zanim uznał gola, musiał wsłuchać się w głos z słuchawki. Asystent dokładnie sprawdził, czy przed oddaniem strzału McBurnie nie dotknął piłki ręką i ostatecznie uznał gola. Na tym emocje się skończyły. Sheffield United zremisował z Manchesterem United 3:3.