Z Premier League odchodził przegrany i wyszydzany. Wrócił i robi furorę

Cztery lata temu Brendan Rodgers odchodził z Liverpoolu jako przegrany, wyszydzany szkoleniowiec. Od tamtej pory zmieniło się wszystko. Nie tylko w klubie z Anfield Road, ale i u trenera, który dziś prowadzi jeden z najbardziej perspektywicznych projektów na Wyspach.

Był wieczór 4 października 2015 roku, gdy do Brendana Rodgersa zadzwonił Mike Gordon, jeden z dyrektorów Liverpoolu. Kilka godzin wcześniej zespół z Anfield Road zremisował w derbach z Evertonem 1:1, mimo że na Goodison Park prowadził od 41. minuty po golu Danny'ego Ingsa. Bramka do szatni Romelu Lukaku sprawiła jednak, że po ośmiu kolejkach Premier League Liverpool pozostawał dopiero na 10. miejscu w tabeli, z zaledwie trzema zwycięstwami.

Makabryczna kontuzja w Premier League. "Sędzia się pomylił. To absurd". Zobacz najnowszą "Sekcję Piłkarską"

Zobacz wideo

Gordon nie mógł mieć dla Rodgersa dobrych informacji. Trener, który jako pierwszy w historii Liverpoolu przepracował trzy sezony bez zdobycia trofeum, został zwolniony z pracy. 42-letni wówczas menedżer, który rok wcześniej był o krok od wygrania Premier League, opuszczał Anfield Road w niesławie, wyszydzany przez brytyjskie media i kibiców. Jego niefortunne wypowiedzi i niepopularne decyzje były przedmiotem drwin.

Od tamtej pory w Liverpoolu i karierze Rodgersa zmieniło się jednak wszystko. Klub, już pod wodzą Juergena Kloppa, jest aktualnym triumfatorem Ligi Mistrzów i faworytem do zdobycia mistrzostwa Anglii. Rodgers, już jako menedżer Celticu Glasgow, wrócił na zwycięską ścieżkę, a obecnie prowadzone przez niego Leicester City bardzo mocno puka do czołowej szóstki Premier League. A kto wie, może nawet do czwórki, dającej klubowi powrót do Ligi Mistrzów.

"Być może byłem zbyt młody"

- Kiedy teraz, jako menedżer z ponad 500-meczowym stażem, patrzę na siebie, zaczynającego pracę w Liverpoolu, myślę: "Boże, przecież jako samodzielny trener pracowałem raptem trzy lata". Ale wtedy byłem bardzo pewny, że mi się uda. Czułem, że jestem gotów. To była oferta, której nie mogłem odrzucić - wspominał Rodgers kilka tygodni temu na łamach "The Telegraph".

- Dopiero po czasie zrozumiałem, że być może byłem zbyt młody do pracy o takiej skali odpowiedzialności. W Liverpoolu nauczyłem się, że trener jest jak wino. Im starszy, tym lepszy. Dopiero kiedy wszedłem do klubu, kiedy pojechałem z nim na pierwsze tournee, zrozumiałem gdzie się znalazłem. Uświadomiły mi to 94 tysiące kibiców na sparingu w Australii. Ale nie bałem się tej roboty, chciałem się nią cieszyć.

- Kiedy jesteś w tak młodym wieku wydaje ci się, że jeśli ktoś zaproponował ci taką pracę to znaczy, że jesteś do niej gotowy. To, czy rzeczywiście jesteś, pokazuje jednak dopiero to, jak radzisz sobie z presją. Oczywiście chcesz wtedy pokazać wszystkim dookoła, że nie czujesz żadnej presji, ale fakty są takie, że im szybciej zaczniesz się z nią godzić, tym lepiej dla ciebie i twojej drużyny.

- Presja na tym poziomie jest zawsze i wszędzie. Uważam, że od 2015 roku radzę sobie z nią zdecydowanie lepiej. To przyszło z doświadczeniem. Mam nadzieję pracować jeszcze przez wiele lat, jednak już teraz wiem, że po czasie w Liverpoolu, mogę prowadzić każdą drużynę na świecie. Nigdzie nie będzie większych oczekiwań niż na Anfield Road. Praca tam uczyniła mnie lepszym trenerem - przyznał Rodgers.

Wynajął dom Kloppowi

Pochodzący z Irlandii Północnej menedżer opuszczał Liverpool w niesławie, mimo że był o krok od przejścia do jego historii. W sezonie 2013/14, drugim dla Rodgersa w klubie, jego drużyna była bliska zdobycia pierwszego od 25 lat mistrzostwa Anglii. Jednak pamiętny poślizg Stevena Gerrarda i porażka z Chelsea (0:2) oraz remis z Crystal Palace (3:3), mimo trzybramkowego prowadzenia, sprawiły, że tytuł zdobył Manchester City. Kolejne rozgrywki Liverpool zakończył na 6. miejscu w Premier League. Jak uważa sam Rodgers, to wtedy powinien nastąpić koniec jego pracy w klubie.

Na Anfield Road otrzymał jednak jeszcze jedną szansę, ale tej kompletnie nie wykorzystał i po kilku miesiącach od rozpoczęcia sezonu został zwolniony. - Rozumiałem tę decyzję. Oczywiście, byłem rozczarowany, uważałem nawet, że skoro zwalnia się mnie w październiku, to powinniśmy byli rozstać się wcześniej. Ale nigdy nie miałem żalu. Wielokrotnie rozmawiałem z Gordonem do późnych godzin nocnych i jego entuzjazm i głód sukcesu były czymś wspaniałym - wspominał Rodgers.

- Wsparcie, jakie dali młodemu menedżerowi, było wielkie. Uważam nawet, że z tej współpracy obie strony wyszły dużo mądrzejsze. Moim zdaniem Liverpool zrozumiał, że jeśli zespół potrzebuje klasowego stopera lub bramkarza, to klub musi wyłożyć duże pieniądze i ich kupić, jeśli chce spełniać swoje ambicje - mówił, nawiązując do niedawnych, rekordowych transferów Virgila van Dijka i Alissona Beckera.

Opowieść Rodgersa o rozstaniu z klasą i braku żalu to nie puste słowa. Irlandczyk z Północy potwierdził to sześć tygodni po zwolnieniu, gdy swój dom pod Liverpoolem wynajął... Kloppowi. - Ray Haughan, człowiek odpowiedzialny za ułatwianie życia piłkarzom i pracownikom klubu, powiedział mi, że Juergen ma problemy ze znalezieniem odpowiedniego miejsca do zamieszkania. Odpowiedziałem, że na jakiś czas przeprowadzam się do Londynu, więc jeśli chce, to może obejrzeć mój dom - mówił Rodgers.

Kilka dni później Klopp i jego żona Ulla gościli u Rodgersów. - Kiedy dziewczyny oglądały dom, my rozmawialiśmy o futbolu. Nigdy nie miałem problemu z tym, że zajął moje miejsce. Zawsze życzyłem mu jak najlepiej - mówił były trener Liverpoolu. - Brendan dał wiele dobrego Premier League. Jeszcze jako szkoleniowiec Borussii mierzyłem się z jego drużyną. Nie mieliśmy wtedy najlepszego dnia i przegraliśmy 0:4. Wiem, że nie stracił pracy na Anfield przez brak umiejętności. To doskonały trener i facet z klasą, co udowodnił późniejszym zachowaniem - wspominał zaś Klopp.

Nieskończony, potrójny tryplet

Rodgers bez pracy pozostawał przez siedem miesięcy. W maju 2016 roku były trener Liverpoolu podpisał kontrakt z Celtikiem Glasgow, gdzie zastąpił ustępującego Norwega Ronny'ego Deilę. Podjęcie pracy w Szkocji okazało się dla Rodgersa strzałem w dziesiątkę: w niespełna trzy sezony wygrał wszystkie krajowe puchary, zdobywając po dwa mistrzostwa i puchary Szkocji oraz trzy puchary ligi. Pod wodzą Irlandczyka Celtic wygrał aż 69,8 proc. meczów.

Dla tamtejszych kibiców Rodgers szybko stał się idolem. Menedżera, który na każdym kroku opowiadał o tym, że w Glasgow spełnia marzenia, widzieli u siebie jeszcze przez wiele lat. Ten jednak, w lutym tego roku, wbił im nóż w serce. Zaraz po odpadnięciu w 1/16 finału Ligi Europy Rodgers zdecydował się wrócić do Premier League, przyjmując ofertę Leicester City.

- Wygraliśmy wspólnie siedem trofeów i czułem, że nie zaprowadzę Celticu dalej - przyznał Rodgers w rozmowie z "The Telegraph". Irlandczyk miał też uważać, że przynajmniej na razie, lepszej oferty powrotu do Anglii nie dostanie. W Leicester widział mieszankę zawodników doświadczonych z bardzo zdolną młodzieżą, która przy kryzysie Manchesteru United i Arsenalu oraz niepewnej przyszłości Chelsea, może bić się nawet o udział w Lidze Mistrzów.

Innego zdania był były napastnik Celticu, Chris Sutton. - To wszystko śmierdzi. A już zwłaszcza czas, w którym podjął decyzję. Rodgers odchodzi do klubu, który nie będzie o nic walczył. Ani o utrzymanie, ani o europejskie puchary. Jestem nim bardzo rozczarowany i wiem, że mnóstwo kibiców Celticu uważa podobnie. Dlaczego Brendan porzuca pracę marzeń dla klubu, który nic nie znaczy? Przecież tu mógł zdobyć trzeci z rzędu tryplet i dalej rozwijać i siebie, i klub - mówił.

Nie wszyscy jednak podzielali taką opinię. Ewan Murray z "Guardiana" pisał nawet, że Celtic nie ma wielu powodów, by za Rodgersem tęsknić. Doceniając krajowe osiągnięcia trenera, publicysta wyliczał też jego minusy. Wśród nich najważniejsze były m.in. słabe wyniki w europejskich pucharach (żadnego awansu do 1/8 Ligi Mistrzów, dotkliwe porażki z Barceloną 0:7 oraz PSG 0:5 i 1:7), wysokie zarobki Rodgersa i jego sztabu, sporo nietrafionych transferów czy niechęć do stawiania na zawodników z akademii Celticu. Zdaniem Murray'a ponowne zatrudnienie Neila Lennona miało być szansą na takie same wyniki, ale z szybszym rozwojem i niższym kosztem.

Decyzji Rodgersa bronił za to Jonathan Wilson. "Podejmując pracę w Leicester już w lutym, dał sobie sporo bardzo użytecznego czasu. Może poznać swoich zawodników, przeprowadzać eksperymenty taktyczne i dowiedzieć się co będzie wymagało najpilniejszego wzmocnienia latem. Jednocześnie ma świadomość, że wszystko co wydarzy się do maja, zostanie zapomniane wraz z początkiem nowego sezonu" - pisał dziennikarz "Guardiana" zaraz po tym, jak Rodgers został zaprezentowany jako menedżer "Lisów".

Rewolucja budząca strach u potęg

Słowa Wilsona okazały się prorocze. Już na początku lipca "The Telegraph" pisał bowiem, że "rewolucja w Leicester sprawiła, iż Arsenal i Manchester United muszą ze strachem spoglądać za siebie". Drużyna, która pod wodzą Rodgersa przegrała tylko 3 z 10 meczów w poprzednim sezonie, awansując w lidze o dwie pozycje, stała się faworytem do rozbicia "top six" w Premier League.

Prezes Leicester City - Aiyawatt Srivaddhanaprabha - syn tragicznie zmarłego Vichaia, tak zwracał się do kibiców w ostatnim programie meczowym zeszłego sezonu: "Chcemy ulepszać klub w każdym aspekcie, by stał się on trwałym dobrem dla przyszłych pokoleń. Zawsze będziemy wspierać go tam, gdzie będzie tego potrzebował, niezależnie czy będzie to skład zespołu, ośrodek treningowy, stadion czy sztab szkoleniowy" - pisał.

To dlatego Leicester buduje właśnie jedną z najnowocześniejszych baz treningowych w Europie, to dlatego latem do klubu za duże pieniądze trafili Youri Tielemans, Ayoze Perez czy Dennis Praet. To dlatego Srivaddhanaprabha zdecydował się zatrudnić Rodgersa, który nie bał się wyzwania, którym było nie tylko poprawienie wyników, ale i nadanie zespołowi stylu przyciągającego widownię i dającego rozrywkę.

- Propozycja z Leicester była zbyt dobra, by ją odrzucić. Mam tu wielkie talenty jak James Maddison, Ben Chilwell czy Harvey Barnes, ale też zawodników doświadczonych, którzy mają nie tylko wielką jakość, ale też chęć do dalszego rozwoju i pomocy innym, w tym sztabowi. Spójrzcie choćby na Kaspera Schmeichela, Wesa Morgana, Jamiego Vardy'ego, Danny'ego Simpsona czy Marca Albrightona. To prawdziwi zwycięzcy, którzy nie boją się ciężkiej pracy  - mówił Rodgers.

Filozofia van Gaala, Guardioli, Mourinho

A praca ta wykonywana jest każdego dnia na w centrum treningowym Leicester. Nie tylko na boisku, gdzie niepodzielnie panuje Rodgers, ale też poza nim, gdzie wiele do powiedzenia ma jeden z jego asystentów, były stoper Arsenalu, Kolo Toure.

Zespół wyraźnie odżył po nieudanym czasie z Claudem Puelem. Odkąd Rodgers rozpoczął pracę w Leicester, więcej punktów w Premier League zdobyły tylko Liverpool, Manchester City i Chelsea. Zawodnicy "Lisów" nie mogą nachwalić się metod treningowych swojego menedżera. A te zbudowane są na periodyzacji taktycznej, opierającej się na czterech fazach: ataku, obrony i przejścia między nimi. To filozofia preferowana m.in. przez Louisa van Gaala, Pepa Guardiolę czy Jose Mourinho, którego Rodgers mógł podglądać jeszcze jako trener grup juniorskich w Chelsea.

Trener Leicester preferuje krótsze, acz dużo mocniejsze treningi, których obciążenia spadają wraz z czasem pozostałym do meczu. Zajęcia planowane są dużo wcześniej, a istotną rolę odgrywa w nich posiadanie piłki i pilnowanie odległości. Rodgers często zwraca uwagę swoim piłkarzom, by nie znajdowali się od kolegi dalej niż dziewięć metrów. Na treningach ma maksymalnie 20 zawodników, czyli tych najbliższych kadrze meczowej. Jego zdaniem 5-6 piłkarzy więcej mogłoby czuć się niepotrzebnych i negatywnie wpływać na atmosferę w grupie.

- Treningi są bardzo intensywne, a taktyka ściśle przygotowywana pod przeciwnika. Każde zajęcia są ciężkie i wiemy, że musimy mocno się napracować, by znaleźć się w składzie na mecz - powiedział Barnes.

- Przy Rodgersie poczuliśmy się lepsi. Jego przekaz jest prosty: zawsze mamy mieć mentalność zwycięzców. Niezależnie od tego czy gramy z Manchesterem City, czy z kimś z dołu tabeli, mamy mieć odpowiednie, pozytywne nastawienie - dodał.

Analizy z Kolo Toure

Ważnym elementem w układance Rodgersa jest wspomniany Toure. To on odpowiada za analizę wideo i indywidualną pracę z zawodnikami. Przed zremisowanym 1:1 meczem z Chelsea, były reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej pracował z Maddisonem nad ustawieniem Kurta Zoumy i stałymi fragmentami gry. Na Stamford Bridge, to po dośrodkowaniu Anglika nad Francuzem, bramkę dla Leicester zdobył Wilfred Ndidi.

Toure wiele uwagi poświęcił też Caglarowi Soyuncu. Reprezentant Turcji, który do klubu trafił przed rokiem, wskoczył do składu w miejsce sprzedanego do Manchesteru United Harry'ego Maguire'a i stał się jedną z najważniejszych postaci w składzie Rodgersa. 23-latek odbył z Toure wiele sesji wideo oraz indywidualnych treningów, które pozwoliły mu stworzyć bardzo solidny duet stoperów z Jonnym Evansem. W ostatnim, niedzielnym meczu z Crystal Palace (2:0), Soyuncu strzelił nawet pierwszego gola dla Leicester.

Pod wodzą Rodgersa odżył też m.in. Vardy, który od początku pracy z Irlandczykiem strzelił już 19 goli, a z 10 trafieniami w obecnym sezonie jest najskuteczniejszym zawodnikiem w Premier League. To właśnie Anglika wskazuje się jako największe zagrożenie dla Arsenalu, który będzie najbliższym przeciwnikiem Leicester (sobota, 18:30). Na Wyspach ten mecz wskazywany jest jako jeden z kilku, które będą miały kluczowe znaczenie dla tego, kto zagra w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. 

"Nie damy ponieść się emocjom"

Obecnie Leicester zajmuje trzecie miejsce w tabeli z 23 punktami. Tyle samo "oczek" zgromadziła czwarta Chelsea, sześć mniej ma piąty Arsenal. Po 10 (!) mniej mają posiadające podobne ambicje Manchester United i Tottenham, które na razie zajmują odpowiednio 10. i 11. miejsce w tabeli Premier League.

- Zespół gra znakomicie, ale nie damy ponieść się emocjom. Nie interesuje nas nic innego, jak tylko utrzymanie tego poziomu. Wiem, że wielu widzi nas w Lidze Mistrzów, ale nas interesuje tylko kontynuowanie pracy, jaką wykonujemy od kilku miesięcy. Chcemy stworzyć tu coś, co utrzymamy na długo - powiedział Rodgers po ostatnim meczu z Crystal Palace.

- Na wszystko potrzeba czasu i wierzę, że wszystko przyjdzie w odpowiednim czasie. Uważam, że latem przepaść między 'top six' a resztą ligi się powiększyła. Spójrzcie na nas, wydaliśmy tylko 19 milionów funtów netto, tracąc przy tym najważniejszego stopera. Ale to nie zatrzyma nas przed podjęciem walki. Kocham tu być, a wyzwania przed nami stojące skłoniły mnie do powrotu - zakończył Rodgers, w którym mało kto widzi dziś jeszcze tamtego zagubionego, wyszydzanego niedoświadczonego menedżera z Liverpoolu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.