W trzech meczach strzelił więcej goli, niż połowa drużyn Premier League. Kadrę prowadzi do historycznego sukcesu

Trener Celticu przed laty powiedział o nim, że nie stanie się Supermanem. Tymczasem już teraz jest on bohaterem Norwich City i reprezentacji Finlandii. Teemu Pukki przywitał się z Premier League tak głośno, że zapisał się w jej historii, a już niedługo dzięki niemu do historii może przejść też fińska drużyna narodowa.
Zobacz wideo

Pięć goli i asysta w czterech meczach Premier League. Do tego pięć goli i asysta w ostatnich pięciu spotkaniach reprezentacji Finlandii. Teemu Pukki właśnie notuje najlepszy początek sezonu w karierze. Jest rewelacją nie tylko w lidze angielskiej, ale także w kwalifikacjach Euro 2020, w których swoją drużynę narodową prowadzi do pierwszego awansu na wielki turniej piłkarski w historii.

Siedem lat czekania

Siedem lat - mniej więcej tyle Pukki czekał na to, by wystrzelić z formą. W 2011 roku odchodził bowiem z HJK Helsinki z łatką najbardziej utalentowanego fińskiego piłkarza. I właśnie w 2011 roku w poważnej piłce ten najbardziej utalentowany fiński piłkarz przepadł. Najpierw nie poradził sobie bowiem w młodzieżowej drużynie Sevilli (bariera językowa sprawiła, że nie przebił się do drużyny seniorów), a później przeniósł się do Schalke. Wówczas coś wyjątkowego dostrzegł w nim holenderski menedżer Huub Stevens. W pierwszym sezonie w Gelsenkirchen Fin rozegrał 27 spotkań, w których wypadł całkiem nieźle, bo strzelił 10 goli. Zaliczył cztery mecze w kwalifikacjach Ligi Mistrzów i dwa w Lidze Europy. W Bundeslidze zebrał 603 minuty. Wiele wskazywało na to, że tych minut zbierać będzie coraz więcej. Tak jednak nie było, bo już w następnych rozgrywkach Stevens tak często młodemu zawodnikowi grać nie dawał, preferując ustawienie z Klaasem-Janem Huntelaarem. Czasami za rodaka, Pukkiego wpuszczał, ale były to raczej występy epizodyczne. Czyli takie same, jak po przyjściu Jensa Kellera, który zastąpił zwolnionego w grudniu 2012 Stevensa. Po dwóch latach zdecydowano więc, że czas Fina w Niemczech dobiegł końca i trzeba się z nim pożegnać.

"Nie będzie Supermanem"

Z pomocą przyszedł Celtic, który za 2,5 mln euro wykupił wówczas 23-latka. Pomysł z Glasgow jednak kompletnie nie wypalił. Przygoda ze szkockim klubem teoretycznie trwała dwa lata, ale praktycznie zaledwie 12 miesięcy. Po pierwszym sezonie Pukki udał się na wypożyczenie do duńskiego Broendby, gdzie ostatecznie przeniósł się na zasadzie transferu definitywnego. - On się nie zmieni w Supermana tylko dlatego, że przeprowadził się do Danii. Nadal ma te same atrybuty, ułożoną nogę, umiejętność gry tyłem do bramki. Nigdy jednak nie był zawodnikiem fizycznym. Raczej pokaże to, co pokazywał w Celtiku. Ewentualnie nieco więcej dzięki temu, że w skandynawskim otoczeniu poczuje się bardziej komfortowo - mówił Neil Lennon, menedżer, który zdecydował o oddaniu Pukkiego z zespołu mistrzów Szkocji. - To nie pierwszy zawodnik, który przyjechał do Glasgow i nie rzucił na kolana. Jest cichym chłopakiem, który miał kilka problemów z kontuzjami. A kiedy przychodzisz do takiego klubu za określoną sumę pieniędzy, musisz strzelać gole. On wybitnym strzelcem nie był i nie pokazał swoich możliwości - dodawał Irlandczyk.
Pukki z Celtiku oddany został bez żalu. Sam też nie przypomina o nim w każdym wywiadzie, ale ceni doświadczenie, jakie zdobył w Szkocji. - Zacząłem tam dobrze, strzeliłem kilka goli, ale później coś poszło nie tak. Trudno powiedzieć dlaczego - opowiadał niedawno o pierwszym pobycie na Wyspach. - Ten rok, który tam spędziłem, był dla mnie naprawdę dobrym doświadczeniem. Mam z niego dobre wspomnienia, bo w pewien sposób dzięki niemu stałem się lepszym piłkarzem. To tam pierwszy raz zetknąłem się z fizyczną grą, co nauczyło mnie pewnych zachowań - dodawał.

InternetKamil Wilczek (zawodnik Broendby od 2016 roku), który w kadrze miał przecież okazję do gry m.in. z Robertem Lewandowskim stwierdził, że z nikim nie grało mu się tak dobrze jak z Pukkim. Napastnika chwalił zresztą nie tylko reprezentant Polski, ale także Thomas Frank, który do Danii go sprowadzał. - Widziałem, że był klasowym graczem, ale był też takim zawodnikiem, który pewne rzeczy po prostu musiał rozwinąć. Kiedy podpisał kontrakt z Norwich, powiedziałem naszemu fińskiemu trenerowi bramkarzy [Frank obecnie trenuje w Brentford - red.], że strzeli 20 goli w sezonie. Nie sądziłem, że zdobędzie ich aż 29 - przyznał duński trener.

Te 29 wspomnianych bramek pozwoliło Pukkiemu zdobyć tytuł króla strzelców Championship (cztery gole więcej niż Neal Maupaty z Brentford i Tammy Abraham, który przebywał na wypożyczeniu z Chelsea do Aston Villi), a drużynie pomogło awansować do Premier League.

Przejście do historii

Wejść dobrze do Championship to jedno, ale utrzymać formę wjeżdżając piętro wyżej, to drugie. Mało kto się spodziewał, że Pukki utrzyma skuteczność. Szczególnie na początku rozgrywek, gdzie Norwich miało w terminarzu Liverpool, Newcastle i Chelsea. Można było przypuszczać, że w drugiej kolejce Fin szanse na gole będzie miał, ale nie w pierwszej i trzeciej. Co do drugiej Pukki z pewnością się zgodził, bo zdobył hat-tricka. A w pierwszej i trzeciej nie przejmował się opiniami i zaaplikował gigantom po jednej bramce. I trzeba tu sobie wyraźnie powiedzieć, że ten początek napastnik Norwich miał nadzywczajny nie tylko w kontekście swojej kariery, ale w kontekście piłkarzy całej ligi. Po trzech kolejkach miał bowiem więcej bramek niż:

  • Aston Villa
  • Burnley
  • Brighton
  • Bournemouth
  • Sheffield Utd
  • West Ham
  • Chelsea
  • Southampton
  • Newcastle
  • Everton
  • Leicester
  • Wolverhampton
  • Crystal Palace

Mało? Warto więc wspomnieć, że po trzech kolejkach jednego sezonu Pukki zebrał więcej trafień przeciwko "Wielkiej Szóstce", niż Romelu Lukaku przez dwa lata w barwach Manchesteru United. Fin przeszedł do historii także jako pierwszy napastnik beniaminka, który w dwóch pierwszych meczach zdobył cztery bramki. Jeśli weźmiemy pod uwagę trzy spotkania, to pierwsze miejsce zajmie on wspólnie z Pavlem Pogrebniakiem i Raheemem Sterlingiem.
Po historyczny sukces

W barwach Norwich Pukki w historii już się zapisał. Teraz chce to zrobić jeszcze z reprezentacją Finlandii. W ostatnich pięciu meczach zdobył w jej barwach pięć bramek i zaliczył jedną asystę. Gola nie strzelił tylko w meczu 1. kolejki kwalifikacji Euro 2020 z Włochami (0:2), ale ostatnio w spotkaniu rewanżowym nawet Gianluigiego Donnarummę zdołał pokonać, choć jego drużyna przegrała 1:2. Po tej porażce 29-latek został porównany do fińskiego bohatera, Kaia Haaskiviego, który w 1977 roku strzelił Włochom gola w Turynie, pokonując słynnego Dino Zoffa, po drodze mijając równie znane postaci, jak Giancito Facchetti i Claudio Gentile. Tamto spotkanie Finowie jednak przegrali aż 1:5, a teraz z Włochami grali jak równy z równym. To nie był nawet pojedynek Dawida z Goliatem, a pojedynek równorzędnych rywali.

Włosi po ciężkich bojach z Finami co prawda w tym roku dwukrotnie wygrali, ale na razie są jedynymi grupowymi przeciwnikami, którzy byli w stanie zatrzymać drużynę z Pukkim na czele. W pozostałych czterech kolejkach zespół prowadzony przez Markku Kanervę odniósł cztery zwycięstwa, dzięki którym zajmuje drugie miejsce w grupie J. Jeśli je utrzyma, awansuje na przyszłoroczne mistrzostwa Europy, pierwszy raz w historii dostając się na wielki turniej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA