Przed meczem mówiło się tylko o Jose Mourinho, który podczas spotkania z Newcastle miał odbyć swoją bitwę z włodarzami klubu, obrażonymi piłkarzami i zwalniającymi go w telewizji ekspertami. Możliwe, że mimo zwycięstwa i tak była to ostatnia bitwa, bo zdaniem dziennikarzy „Mirrora” decyzja o zwolnieniu Portugalczyka zapadła jeszcze przed meczem. Jeśli nie, to przebieg spotkania tylko utrudnił jej podjęcie.
Na konferencji prasowej odpowiadał bardzo powściągliwie, nie silił się na oryginalność, nie uśmiechał. Przemilczał ostatnie pytanie o to czy da z siebie wszystko, żeby wyprowadzić zespół z kryzysu i wyszedł. Dzień później, był zupełnie inny. Przed meczem wyściskał Kenedy’ego, wyszedł na murawę tuż za swoimi piłkarzami, uniósł rękę do wspierających go kibiców, ciepło przywitał Rafę Beniteza i kierując się na ławkę rezerwowych prysnął wodą z bidonu prosto w śledzącą go kamerę.
Do siódmej minuty meczu uśmiech nie schodził z jego twarzy. Wtedy błąd w środku pola popełnił Matić, a Kenedy minął Younga i pokonał De Geę. Mourinho krzyczał, machał rękami, miał wyraźne pretensje do Serba. Ten gol ma pewną symbolikę – strzelił go chłopak, którego Mourinho sprowadził na Wyspy z Fluminense, zawiódł Matić ściągany z Chelsea na wyraźną prośbę Portugalczyka i Young, którego wybrał na kapitana, bo miał się w tej roli sprawdzić lepiej niż Pogba.
Tymczasem Anglik trzy minuty później pomylił się po raz drugi, jeszcze wyraźniej. Yoshinori Muto zrobił z nim co chciał i podwyższył wynik na 2:0. Mourinho krzyczał jeszcze głośniej, machał rękami jeszcze dynamiczniej i po chwili zaskoczył wprowadzając na boisko Matę w miejsce Bailly’ego. Schodzącemu obrońcy wyjaśnił, że to zmiana taktyczna, a nie żadna kara.
Po pierwszej połowie Manchester United przegrywał 0:2, a Mourinho jako pierwszy pojawił się w szatni. Drogę od ławki rezerwowych do tunelu pokonał biegiem, po drodze klepnął tylko Beniteza w plecy i urządził na trybunach swoisty plebiscyt. Część kibiców klaskała, inni buczeli, byli też tacy, którzy coś w kierunku Portugalczyka krzyczeli.
Mourinho przez kilkanaście minut po przerwie mógł tylko rozkładać ręce. Jego piłkarze atakowali, ale byli nieskuteczni. Świetną sytuację zmarnował Matić, głową nie trafił w bramkę Rashford, Mata minimalnie przestrzelił, a Lukaku zbyt długo zastanawiał się czy uderzyć na bramkę.
Niemoc z rzutu wolnego przełamał Juan Mata, ale po tym golu Mourinho nawet się nie uśmiechnął. W ogóle nie zareagował, wciąż trzymając ręce w kieszeniach płaszcza. Inaczej było po golu wyrównującym. Martial po wymianie piłki z Pogbą strzelił na 2:2, a Portugalczyk zachęcił kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Zeszło z niego napięcie, ale remis z Newcastle w obecnej sytuacji wciąż był słabym wynikiem. Potrzebne było zwycięstwo. Zapewnił je w 90. minucie nieskuteczny w ostatnich miesiącach Alexis Sanchez. Stadion eksplodował, a Mourinho zawołał do siebie Maticia i streścił taktykę na ostatnie minuty. Wycofany został Fellaini i rezultat udało się utrzymać do ostatniego gwizdka Anthonego Taylora.
Po takim meczu Portugalczyk miał pełne prawo świętować. On najlepiej wie, ile kosztowało to zwycięstwo i jak cenne może okazać się w przyszłości. Jego drużyna wciąż nie wykorzystuje swojego potencjału, długimi fragmentami gra bez wyrazu, ale po raz pierwszy od bardzo dawna była w stanie zareagować i dopięła swego. Mourinho drogę do szatni pokonał z zaciśniętą pięścią w geście triumfu. Oklaskiwali go kibice, których wciąż ma po swojej stronie i Ed Woodward, który podczas przerwy na reprezentacje będzie musiał podjąć bardzo trudną decyzję.
Jeśli, wbrew temu co pisały brytyjskie gazety, nie podjął jej przed spotkaniem z Newcastle, to tym meczem Mourinho nieźle namieszał mu w głowie. Portugalczyk był odważny, trafił ze zmianami (gole rezerwowych Maty i Sancheza), odmienił zespół w przerwie i na pewno nie sprawiał wrażenia obojętnego na losy tego meczu.