Premier League. Konsekwencja i problemy Pepa Guardioli

Katalończyk miał być gwarantem sukcesu Manchesteru City w kraju i nadzieją na triumf w Lidze Mistrzów w przyszłości. Tymczasem już w styczniu "The Citizens" o tytule nie myślą, lecz obawiają się o miejsce w Champions League. - Nie możemy patrzeć na tabelę. Nasza strata do lidera jest już za duża - przyznał Guardiola po niedzielnej porażce 0:4 z Evertonem.

Katalończyk w Manchesterze miał najpierw odzyskać mistrzostwo Anglii, później wygrać dla City upragnioną Ligę Mistrzów. Chociaż na jego projekt latem wydano miliony funtów, to na razie "The Citizens" rozczarowują. Przed rozpoczęciem sezonu uważano, że drużynie Guardioli zagrozić będzie mógł tylko lokalny rywal prowadzony przez Jose Mourinho. Tymczasem City i United zajmują odpowiednio 5. i 6. miejsce w lidze ze stratą 10 i 12 punktów do Chelsea. O tytule na Etihad Stadium i Old Trafford nikt już nie myśli. Rywalizacja, która toczyć się miała o mistrzostwo, dziś jest walką o miejsce w czołowej czwórce na koniec rozgrywek.

Proste środki

Filozofia futbolu Katalończyka w Anglii się nie zmieniła. Wciąż najważniejsze jest posiadanie piłki, nadal to bramkarz jest zawodnikiem rozpoczynającym ataki, a napastnicy pierwszymi obrońcami. Jednak w przeciwieństwie do Primera Division i Bundesligi, rywale w Premier League, potrafią skutecznie oprzeć się stylowi preferowanemu przez byłego szkoleniowca Barcelony i Bayernu Monachium.

W tym sezonie City traciło punkty nie tylko w starciu z czołówką ligi, ale też ze średniakami pokroju Middlesbrough (1:1). Drużynę Guardioli potrafiło rozbić słabe Leicester (2:4) czy krytykowany Everton. Szybkie kontrataki, wykorzystywanie luk w popełniającej błędy defensywie i twarda, fizyczna walka pozwalają teoretycznie słabszym drużynom nawiązywać równorzędną walkę z Manchesterem City. Problem niedawno definiował sam Katalończyk.

- W Niemczech gra była bardziej fizyczna niż w Hiszpanii, ale i tak nie ma to porównania do Anglii. Tutaj piłka znacznie częściej jest w powietrzu, niż na murawie i muszę się do tego dostosować. Musimy umieć wygrywać drugie, trzecie, czasem nawet czwarte piłki. Nigdy wcześniej się na tym nie skupiałem, bo w Hiszpanii piłkarze grali z większą kulturą taktyczną - przyznał Guardiola. W grudniu pod tym kątem zorganizował nawet drużynowy trening.

Problemy City widać w liczbach. "The Citizens" w tym sezonie Premier League wygrali raptem 33 proc. pojedynków - to najgorszy wynik w całej lidze. - Pep jest zaskoczony głównie tym, że w Anglii zespoły wciąż chętnie grają długimi podaniami. Czasami wydaje mu się, że przeciwnicy będą chcieli grać w piłkę tak, jak robili to w poprzednich kolejkach, jednak przeciwko nam stosują dużo prostsze metody. To musi go drażnić, myślę że czasami nawet zastanawia się po co w ogóle pracujemy nad bardziej skomplikowanymi rzeczami - powiedział Kevin De Bruyne.

Słaby Bravo

Jednym z pierwszych życzeń Guardioli po przyjeździe do Anglii było sprowadzenie na Etihad Stadium bramkarza potrafiącego grać nogami. Dla niego to podstawa. Katalończyk bez żalu więc wypożyczył do Torino Joe Harta, a w jego miejsce z Barcelony sprowadził Claudio Bravo. I o ile pod względem liczby i skuteczności podań Chilijczyk w lidze ustępuje tylko Hugo Llorisowi z Tottenhamu, o tyle jego interwencje, a raczej ich brak, budzą wiele zastrzeżeń.

Bravo, podobnie jak w debiutanckim sezonie David de Gea, ma duże problemy na przedpolu. Chociaż zawodnika nie raz bronił już Guardiola, który winą za jego błędy obarczał nadmierną łaskawość sędziów, to liczby są dla 33-latka bezlitosne. Bravo obronił zaledwie 57,4 proc. strzałów, co jest drugim najgorszym wynikiem w lidze. Z ostatnich 22 uderzeń wpuścił aż 14 goli! W niedzielę na Goodison Park Chilijczyk nie odbił żadnego strzału, na Wyspach jest już obiektem drwin.

Podatni na kontry

Największym problemem City nie jest jednak ani bramkarz, ani długie podania przeciwników. Drużyna Guardioli regularnie cierpi od własnej broni. "The Citizens" mają 60-proc. średnią posiadania piłki na mecz - najwyższą ze wszystkich drużyn Premier League. Katalończyk chce, by drużyna kontrolowała spotkania, jednak często ma z tym problemy z powodu indywidualnych błędów.

Złe decyzje i straty narażają wysoko ustawioną drużynę na szybkie kontrataki. Problemem City jest też organizacja defensywy po utracie piłki. Wpadki w rozegraniu i chaos w obronie zespołu wykorzystali już m.in. Dele Alli (Tottenham, 0:2), Romelu Lukaku (Everton, 1:1), Willian i Eden Hazard (Chelsea, 1:3), Jamie Vardy (Leicester, 2:4), Georginio Wijnaldum (Liverpool, 0:1) czy Tom Davies (Everton, 0:4).

- Miewam różne pomysły. Kiedy zdarza się, że któryś z nich jest niewłaściwy, to zawsze jest to moja wina - powiedział Katalończyk. Z tym można jednak polemizować. Po rozczarowaniu związanym z ustawieniem z trójką środkowych obrońców, na Anfield Road Guardiola wrócił do ustawienia z czwórką w linii, by dać drużynie stabilizację. Mimo, że zespół wypadł tam nieźle, to o porażce zdecydowała strata, kontratak i błąd w kryciu Aleksandara Kolarova.

Katalończyk nie zmienia założeń, Serbowi czy Pablo Zabalecie przydziela zadania, do których ci nie są przyzwyczajeni. Gdy dodamy do tego nerwowych, często mylących się stoperów - Johna Stonesa i Nicolasa Otamendiego - otrzymujemy odpowiedź na pytanie o postawę obrony City. W dotychczasowej karierze trenerskiej Guardiola dysponował obrońcami najwyższej klasy. Żaden z defensorów z Etihad Stadium nie zastąpiłby odpowiednika w Bayernie i Barcelonie. Różnica w jakości jest zbyt duża.

Styl ponad wyniki?

Konsekwencję, z jaką Katalończyk trzyma się swojej filozofii, bezlitośnie wykorzystało w tym sezonie Leicester City. Drużyna Claudio Ranieriego przeciwko zespołowi z Manchesteru zagrała tak, jak w poprzednim sezonie, czyli opierając ofensywę na kontratakach i długich podaniach do Vardy'ego. O ile zespoły z Premier League nauczyły się taktyki "Lisów" i linię defensywną osadzają bliżej własnego pola karnego, o tyle "The Citizens" na King Power Stadium ustawieni zostali wysoko, trójką z tyłu. Efekt? 0:2 po pięciu minutach i szybkie przejście na czwórkę obrońców.

Johan Cruyff powiedział kiedyś że chce, by jego zespoły zapamiętane zostały z ładnej gry, nawet kosztem wyników. Tej samej zasadzie zdaje się hołdować Guardiola. I chociaż wie on, że złe wyniki i brak awansu do LM postawią jego posadę pod znakiem zapytania, to jednocześnie przyznał, iż filozofii i stylu gry City nie zmieni.

Katalończyk musi jednak znaleźć "brzydszy", skuteczniejszy sposób gry, jeśli chce, by jego zespół w tym sezonie w lidze osiągnął wynik co najmniej przyzwoity. Latem można natomiast spodziewać się kolejnej transferowej ofensywy na Eithad Stadium. Z 31-letnim Kolarovem, 32-letnim Zabaletą, 31-letnim Gaelem Clichym czy 33-letnim Bacarym Sagną filozofia gry Guardioli nie ma prawa powodzenia. Pep musi sięgnąć po młodszych, a przede wszystkim lepszych i bardziej uniwersalnych zawodników, jeśli z Manchesterem City i swoim stylem chce panować nie tylko w Anglii, ale też w Europie.

Zobacz wideo

Cristiano Ronaldo zgarnął najważniejszą nagrodę, ale SHOW skradła jego partnerka. PIĘKNIE