Premier League. Historia chaosu i znikającego posiadania

Gdy Louis van Gaal podsumował niedzielne spotkanie z Liverpoolem mówiąc, że jego Manchester United "w drugiej połowie lepiej operował piłką" można było się uśmiechnąć. W hicie Premier League nie było na tyle piłkarskiej jakości, by którakolwiek z drużyn zasłużyła na takie wyróżnienie. Kontrola? Jeśli już to ograniczona tylko do momentów, gdy piłka była poza boiskiem.

Negatywnie zaskoczyła zwłaszcza drużyna van Gaala. Holender priorytetyzuje kontrolę przez posiadanie, w trzymaniu piłki i wymienianiu podań widzi defensywę i atak. Niedawno kłócił się o to z dziennikarzami i protestował, gdy United zarzucano nudny styl gry. Tymczasem w ostatnich kilku dniach "Czerwone Diabły" zanotowały dwa najniższe wyniki posiadania piłki w tym sezonie. Wyjazd do Newcastle (3:3) był jednym z najbardziej emocjonujących spotkań United od miesięcy, wyszarpane zwycięstwo na Anfield mogło uspokoić krytykę wokół Holendra.

Nie warto nawet ryzykować stwierdzenia, że van Gaal zdecydował się na zmianę podejścia. Nie, on w pełni wierzy w swoją filozofię, United pewnie pozostaną liderem tabeli procentowego posiadania piłki, choć o tytuł będzie im ciężko. Sam Holender po meczu upierał się, że United są w tej walce, ale najpierw zerkał, czy aby grający w tym samym czasie w Stoke Arsenal nie wygrywał utrzymując swoją przewagę.

Wenger pierwszą ofiarą?

Przypadek van Gaala jest niezwykle interesujący. Dla całej Anglii, ale zwłaszcza dla będącego wciąż na początku ery "po Fergusonie" Manchesteru, przyjście Holendra oznaczało konieczność poznania zupełnie innej filozofii futbolu. Jednak coraz wyraźniej widać, że to przeszczep, który przyjmuje się zbyt wolno i opornie, by przetrwać w nowym środowisku.

Van Gaal nie będzie pierwszą ofiarą zmieniającej się ligi angielskiej. Nie ma lepszego przykładu niż Arsene Wenger i Arsenal. O tym, jak uparcie Francuz stawia na posiadanie oraz piękną grę napisano wiele, zarzucano mu taktyczną naiwność, wyrzucano mu, że przez to ogranicza szanse zespołu. I w końcu doszło do zmiany - może wymusili ją sami zawodnicy, może wyszła naturalnie. Ale Wenger się nie upierał, dostrzegł potrzebę kompromisu.

- Zauważam trend, w którym posiadanie nie wynagradza drużyn tak, jak w poprzednich latach - mówił Wenger kilka tygodni temu. - To pierwszy sezon w którym tak często nie wygrywa się dzięki temu spotkań. Stąd lepsze wyniki drużyn przyjezdnych.

Faktycznie - średnia zwycięstw gości nieznacznie wzrosła w porównaniu do poprzedniego sezonu (o 0,1 do 3,13 wygranych na ligową kolejkę). Co ważniejsze, drużyny grające na wyjeździe znacznie rzadziej przegrywają, średnia spadła niemal o pół meczu na serię spotkań (z 4,53 do 4,05).

- Dlaczego? Goście są coraz lepiej zorganizowani defensywnie, przygotowani fizycznie. Przejście z obrony do ataku jest skuteczniejsze, bo piłkarze są szybsi i lepiej wykorzystują wolną przestrzeń w obronie zespołu grającego u siebie. W swojej pracy utrzymuję filozofię, ale jestem także obserwatorem. Przeglądam wszystkie statystyki i staram się zrozumieć, czy dzieje się coś nowego, innego. Sprawdzając posiadanie piłki dostrzegam, że coraz częściej zespół z mniejszym posiadaniem wygrywa - tłumaczył Francuz.

A przecież jeszcze na początku 2010 roku upominał Carlo Ancelottiego - co ważne w kontekście dalszej części lektury, już wybranego następcą Guardioli w Bayernie - czym jest właściwy futbol. - Trzeba pogratulować Chelsea zwycięstwa, ale nie dostaliśmy demonstracji tego, czym jest futbol - mówił po porażce Arsenalu (0:2). - Mieliśmy 70 proc. posiadania piłki, nie biegaliśmy za nią. To nie Chelsea dominowała - dodawał wtedy Francuz. Trudno o lepsze uwiarygodnienie z czym tożsama była filozofia Wengera. Była.

W obecnym sezonie Arsenal ma średnie posiadanie niemal o pięć procent niższe niż sześć lat temu. Od trzech sezonów "Kanonierzy" nie są liderami Premier League w tym względzie, choć w poprzednich czterech latach to ich wyróżniało. Jeszcze trzy lata temu Arsenal remisował bezbramkowo w Stoke i miał ponad 66 proc. posiadanie. City zdarzało się u siebie wygrywać z "Kanonierami" mając piłkę przez ledwie ćwierć efektywnego czasu gry. W niedzielę Arsenal nie dominował, zaliczył 55-proc. posiadanie, najniższe z ich wszystkich wyjazdów do Stoke w ostatnich ośmiu latach.

Wenger nie jest osamotniony. Wręcz można powiedzieć, że akurat jemu udało się dostosować do zmian, ale nie poddając im się całkowicie. Wykorzystać je jako krok w rozwoju całego zespołu, może nawet zwiększając własne szanse na mistrzostwo kraju. Inni nie mieli tyle szczęścia.

Brendan Rodgers budował Swansea nie tyle na mantrę Barcelony, ale reprezentacji Hiszpanii, jeszcze mocniej stawiając na posiadanie piłki. Sam wychwalał tiki-takę, jego zespół grał elegancko, choć nie osiągał spektakularnych wyników - dopiero kolejnemu szkoleniowcowi, Michaelowi Laudrupowi udało się wykorzystać to, co wykształcił Rodgers. On sam zaliczył awans, ale kolejne sezony miały zweryfikować jego filozofię. Jeszcze w pierwszym sezonie po przejściu do Liverpoolu zespół pod jego wodzą miał średnie posiadanie na poziomie 57 proc. Gdy kończył prace na Anfield spadało ono nawet poniżej połowy czasu. Zespół grał chaotycznie, poza problemem braku jakości Liverpoolowi brakowało po prostu konkretnego planu.

Z kolei Roberto Martinez z Wigan osiągał wyniki ponad stan, ale dopiero w Evertonie mógł wprowadzać w życie swoją filozofię. - Pod jego wodzą zrobiliśmy kolejny krok. Zespoły z czołówki wygrywają i dominują posiadanie piłki. Może jeszcze w pierwszym roku udawało nam się to tylko w połowie meczów, ale w następnym niezależnie od wyników staliśmy się zespołem opartym na dominacji posiadania. Trzymamy się tego za wszelką cenę - mówił rok temu Leon Osman, ofensywny pomocnik Evertonu.

A jednak poprzedni sezon Everton zakończył na rozczarowującym jedenastym miejscu. W jego drugiej części Martinez zdecydował się ograniczyć posiadanie, by wyciągnąć zespół z walki o utrzymanie. W kwietniu 2015 r. przeciwko Manchesterowi United (3:0) Everton miał ledwie 35-proc. posiadanie. W obecnym sezonie zespół zdecydowanie najczęściej w lidze remisuje (w sobotę po raz jedenasty!), choć nie jest to efektem posiadania piłki (średnia nieco ponad 51 proc.). W ostatnich meczach z Chelsea (3:3), Manchesterem City (0:0) i Tottenhamem (0:1) za każdym razem to rywale byli stroną dominującą.

Podobnie jak van Gaal, a we wcześniejszych latach Wenger, Martinez także musi walczyć z coraz głośniejszą i bardziej zasadną krytyką jego pracy. Pierwszy sezon na Goodison Park był podkreśleniem jego filozofii, ale w kolejnych dwóch nie potrafił jej ani utrzymać, ani wystarczająco zmienić, by zespół dalej walczył o miejsce w pierwszej czwórce. Innymi słowy - zrezygnował z posiadania piłki (jeden z warunków jego filozofii), ale nie potrafi przekuć chaosu na zwycięstwa.

Także od tego będzie zależała ocena pracy Mauricio Pochettino. Jego Southampton było w sezonie 2013/14 niespodziewanym zwycięzca klasyfikacji posiadania piłki w Premier League (58,4 proc.). Jednak po przejściu Argentyńczyka do Tottenhamu nastawienie na kontrolę piłki zmalało, on sam kładzie większy nacisk na pressing i dynamikę ataku, nie długość jego trwania. Dlatego Spurs potrafią grać cierpliwie, ale szybkość akcji jest ważniejsza. Ma więc podobny problem do Martineza - Tottenham przegrywa rzadziej, ale już zremisował więcej meczów niż w poprzednim sezonie.

Oczywiście stwierdzenie, że posiadanie gwarantuje kontrolę jest równie ryzykowne, co definiowanie czym jest futbol ofensywny. Są przecież szkoleniowcy, dla których kontrola to także gra bez piłki. Jednak dla "jasnej strony" futbolu zależność jest jasna. A lepszego od Pepa Guardioli reprezentanta tej części środowiska w światowej piłce nie ma.

Guardiola zdominuje Premier League?

Dlaczego jego nieuchronne przejście do Anglii fascynuje? Ostatnim mistrzem została drużyna szkoleniowca, który w swoim stylu twierdził, że do zwycięstwa jego drużynie wystarczy 0,01 proc. czasu przy piłce. Tymczasem drużyny Guardioli dominowały (zwłaszcza pod względem posiadania!) w skali do tej pory niespotykanej. W siedmiu sezonach jego pracy mecze, w których Barcelona czy Bayern nie spędzały większości czasu przy piłce można policzyć na palcach jednej ręki. To on w grudniu, po rozbiciu Arsenalu (5:1) mówił, że pragnie stu procent posiadania piłki.

Zarzut, że Guardiola trafiał w Barcelonie i Monachium na zespoły gotowe jest z wielu względów nietrafiony, ale za każdym razem drużyny już były przystosowane do dominacji. Hiszpan ją zwiększał i podnosił efektywność, choć akurat w Monachium tyczy się to wyłącznie wyników w Bundeslidze. W Anglii Guardiola ma przejąć Manchester City - wydawałoby się, że zespół o najbliższym potencjale spełniającym wymagania hiszpańskiego szkoleniowca. To jednak tylko pozory.

Obecna dominacja posiadania Manchesteru City (55,5 proc. w obecnym sezonie, za United i Arsenalem) wynika z przewagi jakości. Priorytetem Pellegriniego jest gra ofensywna, a nie kontrola spotkania. W Anglii tylko dziewięciu zawodników wykonuje średnio ponad 60 podań na mecz, wśród nich jest tylko jeden piłkarz City. W Bundeslidze jest ich szesnastu, w tym siedmiu z Bayernu Guardioli.

Stąd pytanie do jakiego stopnia uda się Hiszpanowi i jego drużynie zdominować Premier League. Jeśli zechciałby utrzymać standardy z Monachium oraz Barcelony, to Anglia doświadczy czegoś zupełnie nowego. A przecież w sześciu poprzednich sezonach Premier League nie wygrywał zespół, który miałby najwyższą w lidze średnią posiadania piłki. Szansa, że w obecnym uda się to Manchesterowi United Louisa van Gaala jest mniejsza niż Holender chciałby przyznać.

Wspomniane słowa Wengera mogą służyć za przedstawienie specyfiki ligi angielskiej, nieumiejętność uzyskania kontroli przez najlepszych, ale i ostrzeżenie dla Hiszpana. Uporządkowanie chaosu jaki napotka może mu zająć więcej czasu i kosztować więcej sił niż wyzwania z jakimi zmagał się w poprzednich klubach. Kilku wyznawców jego filozofii Premier League już przemieliła i wypluła. Inni musieli się chaosowi poddać, w nim odnajdywać się na nowo.

Tak, misja Guardioli w Anglii będzie ekstremalna.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.